środa, 14 sierpnia 2013

Chapter IV


-Proszę, zgódź się, to tylko kilka dni..

          Sama nie wiem po raz który powtarzałam te słowa. Wraz z Will'em i dziadkiem Peterem już od ponad godziny próbowaliśmy namówić Eleanor do mojego wyjazdu do Londynu. Kobieta była nieugięta. Ze stoickim spokojem siedziała w fotelu, wciąż sceptycznie przyglądając się mojej twarzy, jak gdyby chciała z niej wyczytać jakiś podstęp. Cała ta sytuacja zaczęła mnie już cholernie męczyć, dlatego totalnie zrezygnowana opadłam na sofę, wpatrując się w śnieżnobiały sufit. Traciłam nadzieję na to, że Eleanor kiedykolwiek zgodzi się na wyjazd. Byłam wściekła, chociaż przez cały ten czas starałam się to ukryć pod osłoną niewinnego uśmiechu i łagodnego głosu. Wybuch złości mógł mi jedynie zaszkodzić, a czułam, że zbliża się do mnie wielkimi krokami. W końcu miałam już osiemnaście lat, zostało mi pół roku do ukończenia szkoły, a moja zastępcza matka wciąż traktowała mnie jak dziecko, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Nie chciałam nawet wyobrażać sobie, co stanie się, kiedy zawiadomię ją o swoich planach na przyszłość. Pragnęłam rozpocząć studia w Londynie na Akademii Sztuk Pięknych, z tym, że mój wyjazd do tego miasta nie równałby się z odcięciem się od wcześniejszego życia tak, jak to było w przypadku Stana. Mimo to bałam się reakcji Eleanor i wolałam jeszcze zaczekać z tą informacją.

-Chyba zwariowałam, ale.. Zgadzam się, jedź.

          Z zamyślenia wyrwał mnie przyciszony głos brunetki. Błyskawicznie podniosłam się z miejsca, po czym cała w skowronkach doskoczyłam do niej, a z moich ust wyrwał się całkiem niekontrolowany okrzyk radości. Przytuliłam swoją opiekunkę z całych sił, podskakując do góry. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek byłam tak bardzo szczęśliwa, jak było to właśnie w tamtej chwili.

***

          Byłam kompletnie przerażona. Dłonie wilgotne miałam od potu, a po całym ciele przechodziły mnie ciarki. Pociąg zbliżał się ku Londynowi, co oznaczało, że już za moment będę musiała stanąć twarzą w twarz ze swoimi obawami i jakoś się z nimi uporać. Nie wiem właściwie dlaczego tak bardzo bałam się spotkania z Louis'em. Kiedyś przecież przyjaźniliśmy się, nie mógł zmienić się aż tak bardzo, abyśmy nie mogli się dogadać. To niemożliwe. A mimo to pełna byłam obaw. Przygryzając delikanie dolną wargę zerknęłam w stronę swojej torby, po czym drżącą ręką wyciągnęłam z niej stary, lekko wysłużony bumerang. Wiem, że to trochę dziwne, ale ten pozornie nic niewarty kawałek drewna niósł ze sobą masę wspomnień, które wracały do mnie za każdym razem, kiedy na niego spoglądałam. Przeklinałam się w duchu za to, że jestem tak cholernie sentymentalna. Sama wciąż sprawiałam sobie przykrość rozpamiętując to, co kiedyś się wydarzyło.

          Powolnym ruchem przejechałam palcem po wyrytym w drewnie napisie, a na moich malinowych ustach pojawił się subtelny uśmiech. Kupiliśmy ten bumerang razem z Lou i Stanem podczas wakacji, które wspólnie z Eleanor i Will'em spędzaliśmy w Brighton, od tamtego momentu wymienialiśmy się nim co miesiąc. U każdego w domu zajmował honorowe miejsce, głupio to zabrzmi, ale owy bumerang stał się nieoficjalnym symbolem naszej przyjaźni. Oprócz wyrytych na nim naszych imion znajdował się tam napis "Zawsze wracam do Buenos Aires". Poprawiał mi humor w ten sam sposób za każdym razem, kiedy tylko na niego spoglądałam. Tak było i teraz. Nie wiem kto z nas i dlaczego napisał właśnie te słowa, ale nie miało to dla mnie znaczenia, była to moja ulubiona pamiątka. Kiedy tak przyglądałam się jej, całe zdenerwowanie, które mi towarzyszło, nagle gdzieś się ulotniło, a ja poczułam spokój. Wtedy poraz pierwszy od dłuższego czasu pomyślałam, że wszystko będzie dobrze.

         Chwilę później wysoki, kobiecy głos obwieścił, że właśnie zatrzymaliśmy się na stacji w Londynie. Odetchnęłam głęboko, po czym szybko złapałam za uchwyt swojej torby, kierując swoje kroki do wyjścia z pociągu. Uśmiechnęłam się sama do siebie, spoglądając na wielki napis ''King's Cross", po czym rozejrzałam się w poszukiwaniu przyjaciela.

-Lucy!

          Usłyszałam gdzieś za sobą, dlatego bez zastanowienia odwróciłam głowę, jednak to co zobaczyłam wcale mnie nie ucieszyło, a wręcz przeciwnie. Szeroki uśmiech momentalnie zniknął z moich ust. Nie tego się spodziewałam.

-Stan? Gdzie jest Lou?

           Kompletnie nie byłam na to przygotowana. Wciąż nastawiałam się na spotkanie z Tomlinsonem, które wbrew pozorom, wydawało mi się o wiele łatwiejszym, od tego ze Stanem. Louis wyciągnął do mnie rękę jako pierwszy, znowu zapragnął utrzymywać ze mną kontakt, natomiast Lucas od chwili ostatniej sprzeczki nie odezwał się do mnie nawet słowem. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Miałam ochotę uciec, jak najdalej, aby tylko uniknąć dalszej konfrontacji z chłopakiem.

-Ma sporo zajęć związanych z organizacją przyjęcia, coś mu wypadło, poprosił mnie, abym odebrał cię z dworca i przywiózł do niego.

          Brunet był niezwykle opanowany. Jego głos nie zdradzał nawet najmniejszego zdenerwowania, podczas gdy ja niemal eksplodowałam z nadmiaru wrażeń. Nie uśmiechał się, co cholernie mnie zabolało, ale postanowiłam nie dać tego po sobie poznać. Nie mogłam mu dać satysfakcji z wygranej, choć zwycięstwo w tym pojedynku na uczucia bezapelacyjnie należało do niego. Ja nie potrafiłam być tak obojętna w stosunku do kogoś, kogo kiedyś uważałam za swojego przyjaciela.

-Rozumiem, prowadź więc.

          Chłopak ruszył przed siebie, łapiąc bez pytania moją torbę i nie zaszczycając mnie nawet krótkim spojrzeniem, skierował się ku wyjściu. Bez głębszego zastanowienia ruszyłam za nim. Wyszliśmy na parking, a Stan sięgnął do kieszeni po kluczyki samochodowe. Nacisnął na guzik, a ja rozejrzałam się w poszukiwaniu pojazdu należącego do chłopaka. Czarny Range Rover dał o sobie znać, a ja prychnęłam cicho. Jeśli samochód naprawdę należał do Stana, to byłam niemal pewna, że nie zapłacił za niego sam, a Lou maczał w tym swoje palce. Pierwszy raz w życiu miałam nadzieję, że się mylę. W głowie nie mieściło mi się, aby kiedykolwiek przyjąć od kogoś coś, co kosztowało tyle pieniędzy. Jeśli Lucas to zrobił, to przestał być tym samym człowiekiem, którego znałam.

          Droga do hotelu minęła nam w kompletnej ciszy, którą przerywały jedynie cichutkie dźwięki radia. Stan całą swoją uwagę skupił na prowadzeniu samochodu, natomiast ja nie odrywałam wzroku od widoków za oknem. Jedynie kątem oka widziałam, jak brunet napina wszystkie swoje mięśnie i zaciska szczęki z tą samą, grobową miną. Atmosfera była tak gęsta, że śmiało można było ją kroić nożem.
W końcu dojechaliśmy na miejsce, Stan wyłączył silnik, jednak wciąż wpatrywał się gdzieś przed siebie, a ja nareszcie odważyłam się na niego spojrzeć. Ta cisza mnie zabijała, była gorsza niż najokropniejsze wyzwiska. Zaczęłam się właściwie zastanawiać, co takiego mu zrobiłam, że był w stosunku do mnie aż tak okrutny. Trudno było mi uwierzyć, że jedna, nic nie znacząca kłótnia sprawiła, że nabrał do mnie aż tak dużego dystansu. Ta niewiedza mnie wykańczała.

-Stan, ja..

          Zaczęłam, choć sama nie wiem, co tak naprawdę chciałam powiedzieć. Nie dane mi było jednak dokończyć, ponieważ w samochodzie rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Widziałam, że Lucas odetchnął z wyraźną ulgą, najwidoczniej taki obrót sprawy, jak najbardziej mu pasował.

-Halo? Tak, już jesteśmy. Okej. Na razie.

          Rozłączył się, po czym po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał prosto w moją twarz. Pustka w jego czekoladowych oczach przeszyła mnie na wskroś. Miałam wrażenie, że stałam się dla niego kimś zupełnie obcym, wszystko co nas kiedyś łączyło, każde wspomnienie, pękło niczym bańka mydlana, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Zachciało mi się płakać, bezradność wzięła nade mną górę. Przełknęłam głośno ślinę, po czym nerwowo założyłam kosmyk rdzawych włosów za ucho. Poczułam się tak cholernie nieswojo, że nie potrafiłam skupić swoich myśli na niczym konkretnym.  Po prostu milczałam.

-Lepiej już idź, Lou zaraz będzie.

         Mówiąc to, wysiadł z samochodu, wyciagnął moją torbę z bagażnika i postanowił ją na chodniku. Z jego ust nie wydobył się już ani jeden dźwięk, jedynie na pożegnanie kiwnął nieznacznie głową w moją stronę, po czym ponownie zajął miejsce kierowcy, zostawiając mnie samą z gigantycznym mętlikiem w głowie. Pojazd ruszył z piskiem opon, a mnie zrobiło się niesamowicie przykro. Znów poczułam się nikomu niepotrzebna. Może reagowałam na to wszystko zbyt emocjonalnie, ale nie potrafiłam inaczej. Stan zawsze był dla mnie kimś ważnym, tymczasem on potraktował mnie jak śmiecia. Kiedy tylko przypominałam sobie o sytuacji, która wydarzyła się przed momentem, miałam ochotę, jak najszybciej wracać do domu. To miał być najwspanialszy weekend w moim życiu, a póki co zaczynał się fatalnie.

-Mała jesteś! Wspaniale cię widzieć!

          Nim się obejrzałam u mojego boku stał już Louis. Na jego widok wręcz nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wtuliłam się w jego tors i przymknęłam oczy. Brakowało mi tego. Stęskniłam się za nim, a teraz w końcu mieliśmy szansę na spędzenie ze sobą chociaż odrobinę czasu. Nie mogłam tego zepsuć przez nieporozumienia pomiędzy mną, a Lucasem, dlatego postanowiłam zostawić to gdzieś daleko za sobą i przynajmniej na razie się tym nie przejmować. Ten dzień należał do nas.

-No i jak? Gdzie Stan? Pogodziliście się?

          Nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok, a w moich zielonych tęczówkach momentalnie pojawiły się łzy. Byłam taka słaba, że sama czułam do siebie odrazę. Cały misterny plan nie zamartwiania się, trafił szlag.

-Chodź, nie przejmuj się, jeszcze się dogadacie.

          Chłopak objął mnie ramieniem i biorąc do drugiej ręki moją torbę, poprowadził mnie do hotelowego wejścia. Dopiero wtedy zauważyłam, jak ogromny jest budynek, do którego weszliśmy. Hol powitał nas swoją elegancją i wystawnością, przez co poczułam się nieswojo. Takie miejsca oglądałam jedynie w filmach, a teraz miałam spędzić tutaj kilka najbliższych dni. To było niczym sen. Nie pasowałam tutaj, ale najwyraźniej Louis był przyzwyczajony do takich luksusów, więc udałam, że nie robi to na mnie większego wrażenia. Recepcja znajdowała się na samym końcu tego wystawnego holu, dlatego miałam dość czasu, aby nacieszyć oczy tym widokiem. Zza marmurowego blatu powitał nas uśmiech recepcjonistki, która swoją prezencją dorównywała eleganckiemu wystrojowi całego hotelu. Lou odwzajemnił uśmiech, a ja jedynie lekko uniosłam kąciki ust, ponieważ byłam onieśmielona.

- Poproszę klucz z apartamentu numer trzysta dwadzieścia.

          Zatkało mnie na samo słowo "apartament", a jeszcze bardziej byłam zszokowana, gdy mój przyjaciel podał mi ten klucz.

- Możesz się iść odświeżyć i przygotować. Impreza zaczyna się o dwudziestej w sali bankietowej.

          Louis cały czas promiennie się uśmiechał. Był jak ryba w wodzie. Ja niestety nie wiedziałam, co mam zrobić, gdzie iść. Jak zwykle czułam się zagubiona. Najwidoczniej chłopak to zaobserwował, bo po chwili dodał, że z chęcią odprowadzi mnie pod apartament, który znajdował się na dwudziestym piętrze.







Hej, hej! Przepraszam, że tak późno, ale miałam kilka spraw na głowie i brakło mi czasu na pisanie, ale już jestem z nowym rozdziałem. :) Na pocieszenie powiem, że w następnym pojawia się Harry! <3
Swoją drogą mam teraz kilka dni dla siebie, chętnie poczytałabym sobie coś fajnego, więc jeśli ktoś ma jakieś dobre opowiadanie do polecenia, to bardzo proszę. :)
Pis joł!

18 komentarzy:

  1. Omg, omg, omg, czyżbym była pierwsza? XD
    Rozdział jak zwykle świetny... W sumie nie wiem, co jeszcze napisać, bo to, że Stan jest dupkiem chyba wie każdy, kto przeczytał ten rozdział. No żal mi go...
    Mam nadzieję, że relacja między nim a Lucy wkrótce się poprawi, bo w końcu byli przyjaciółmi, no nie? A przyjaźń nie ma prawa zakończyć się ot tak, po prostu.
    Ciekawa jestem, co takiego wydarzy się na imprezie Tomlinsona... Bo przeczuwam, że coś się wydarzy i to coś wielkiego :)
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział ! Brak słów żeby opisać to jak bardzo jestem ciekawa tego opowiadania . Naprawdę jest ono pięknie napisane :)
    Zapraszam do mnie http://you-only-hate-once.blogspot.com/?m=1
    Buziaki Blondi :******

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa jak to się potoczy między Lucy a Stanem :) Mam nadzieję, że się jednak pogodzą. Fajnie, że chociaż Louis nie zapomniał o niej, i zaprosił ją na imprezę. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Ten jest świetny, nic dodać, nic ująć! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedawno trafiłam na twoje arcydzieło. (blog)Powiem ci szczerze że podoba mi się ten styl pisania jakim operujesz . Jestem szalenie ciekawa dalszych przygód Lucy i jej przyjaciół.
    Życzę weny i do nast. rozdziału:):*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając ten rozdział, po prostu mnie zamurowało. Kochana, jestem twoją fanką! ;** Masz talent i nawet nie wiesz jak bardzo ci go zazdroszczę. xd oddaj mi chociaż jego część! ;D Ale tak na poważnie, to znielubiłam Lucasa. Stan, ty idioto! W sumie to nie za bardzo rozumiem dlaczego jest dla niej taki... hmm... zimny. Przecież o ile wiem, to ona nic nie zrobiła. Chyba, że o czymś zapomniałam. ;) Nie mogę się doczekać momentu z Harry'm. Buziole - Natalia. <3:]

    P.S. Przeczytałam, że poszukujesz wartych polecenia blogów. No więc... nie wiem jak sprawy się mają tak naprawdę, ale ludzie, którzy czytają moje blogi są chyba zadowoleni z tego, co piszę. Tak wywnioskowałam z komentarzy. :) Ja osobiście nie sądzę, że mam jakiś "wielki talent", czy coś, ale mimo to zapraszam cię do mnie, Prowadzę dwa blogi, na których są dwa zupełnie oddzielne i różniące się opowiadania. Każde dotyczy czegoś innego. Każde... zakończy się inaczej. ;) Także jeżeli jesteś zainteresowana, oto one:

    Blog I: tysiace-mysli-dwa-slowa.blogspot.com/
    Zwiastun: https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=hVCxwMZ-p4E

    Blog II: http://nowe-rozdzialy-zycia.blogspot.com/
    Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=bvjVfQSyviI

    ;**********

    OdpowiedzUsuń
  6. Już się bałam, że Eleanor nie pozwoli swojej przybranej córce na ten wyjazd do Londynu! W sumie rozumiem jej obawy, w końcu troszczy się o Lucy jak chyba nikt inny na świecie, ale chyba powinna dać osiemnastolatce trochę zaufania i swobody. W końcu to dorosła dziewczyna, poradzi sobie. Dlatego cieszę się, że ostatecznie jej decyzja się zmieniła.
    Czekałam na wzruszające, ciepłe powitanie na dworcu w wykonaniu Lucy i Louisa, dlatego pojawienie się Stana zbiło mnie z pantałyku tak samo, jak główną bohaterkę. Prawdę powiedziawszy jego zachowanie cholernie mnie zirytowało. Skoro już po nią przyjechał, mógł wyciągnąć rękę na zgodę; może ten gest nie naprawiłby tego, co się stało, ale wprowadziłby między nimi chociażby koleżeńskie relacje. Tymczasem Lucas zachował się jak ostatni gbur, najwyraźniej nie zauważając, jak bardzo rani dziewczynę, która przecież tak wiele dla niego kiedyś znaczyła. Co się porobiło z tym chłopakiem? Przecież to on zerwał kontakt, a zachowuje się, jakby Lucy go skrzywdziła... Strasznie mnie to zastanawia.
    Wreszcie pojawił się też Lou! On również, łagodnie mówiąc, olał swoją przyjaciółkę, ale jego w pewnej części mogę zrozumieć, poza tym teraz zachowuje się względem niej bardzo ciepło i opiekuńczo. Cieszę się z tego, ponieważ mam nadzieję, iż ta dwójka odbuduje dawny kontakt i znów stanie się sobie bliska. Lubię ten duet... Lubiłam też trio, ale, jak już wiesz, co do Stana mam spore wątpliwości. No ale zobaczymy, jak to będzie.
    Rozdział przypadł mi do gustu. Czekam zatem na pojawienie się Hazzy ;D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku naprawdę miałam stracha, że Eleanor nigdzie nie puści Lucy, ale całe szczęście, że tak się jednak nie stało. Nie wiem, wyobrażałam sobie, że wtedy ucieknie z domu, czy coś. Ale tak już niestety działa ta moja chora wyobraźnia.
    Sama nie wiem, o co codzi Stanowi. Rozumiem, że się pokłócili i mogło być im nieco nieswojo w swoim towarzystwie. Ale przyjęłabym to, gdyby taka sytuacja trwała chwilę. Naprawdę nie potrafię rozgryźć zahcowania chłopaka. Przecież widać było jak na dłoni, że zranił Lucy, a on przecież ślepy nie jest. Mam nadzieję, że w końcu wszystko sobie wyjaśnią i powoli zaczną odbudowywać swoją przyjaźń.
    Sama czułabym się strasznie nieswojo w takim miejscu, do którego trafiła nasza bohaterka. Louis takie luksusy ma na codzień, więc jego już tak to nie rusza, ale Lucy... Na jej miejscu nie wiedziałabym, co ze sobą zrobić.
    No ale z drugiej strony, możliwość spędzenia w apartamencie kilku dni to coś naprawdę fajnego. No i ten czas umili się jeszcze bardziej, jak pojawi się Harry, tak czuję.
    Dużo weny życzę na następny rozdział! x

    Ps: Imię Louis odmienia się "Louisem", tak tylko na przyszłość. ;)

    {all--coming-back}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, będę pamiętać na pewno, choć osobiście nie widzę, żebym gdzieś źle odmieniła. ;D

      Usuń
  8. Nie mogę się doczekać imprezy :DD
    Normalnie zżera mnie ciekawość w jaki sposób pozna Harry'ego ;) Kurczę, szkoda, że Stan ją tak ostro potraktował :/ Tworzyli naprawdę dobraną parę przyjaciół jako dzieciaki ;D

    Aha, jeśli mam Ci polecić jakiś fajny blog, to proponowałabym
    http://leightonrules.blogspot.com/
    naprawdę świetna historia. Zazwyczaj czytam opowiadania o Hazzie, ale to o Niallu naprawdę zawładnęło moim sercem ;) Dziewczyna ma fajny styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dwa tygodnie człowieka nie ma, a tu takie przewroty, aż dwa rozdziały. Się Szpaker szarpnęłaś ;/ Kocham Lou, jest taki pozytywny :D Podoba mi się też, że Lucy nie ma żadnych uprzedzeń do swoich przybranych rodziców i traktuje ich jak prawdziwych, tj potrafi się n a nich gniewać, czy irytować ich zachowaniem bez żadnego poczucia winy. Stan, Stan.. lepiej Ci na fejsie napisze co o tym sądzę, bo nie wypada użyć tylu nieprzyjemnych słów w jednym komentarzu :D Końcówka rozdziału + blubird foals w moich głośnikach = epickość i smutek.
    Jestem już, Ty też jesteś, więc otwieramy worda i piszmy znów razem !

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak ja mogłam tego nie skomentować?! ;o Ogólnie to Stan jest totalnym dupkiem i miałam ochotę mu przyłożyć, jak czytałam ten rozdział. Niestety nie mogłam, ponieważ jest postacią fikcyjną, nad czym szalenie ubolewam. Zgadzam się z Meadow, że strasznie przyjemnie się czyta, jak Lucy kocha przybranych rodziców. Poproszę Harrego, bo nie umiem się go doczekać! I tak btw. to nadal nie ma za co, sama wiesz za co, hehehe <3
    Lovelovelove!

    OdpowiedzUsuń
  11. Wpadłam tutaj przypadkowo i postanowiłam przeczytać! Zapowiada się ciekawie. Szkoda tylko, że dziewczyna nie pogodziła się ze Stanem. Swoją drogą, okropnie się zachował. Potraktował Lucy tak, jakby była dla niego kimś zupełnie obcym. A przecież jest całkiem na odwrót. Mam nadzieję, że jeszcze dojdą do porozumienia. Póki co dziewczyna powinna się cieszyć, że spędzi w Londynie trochę czasu. I w końcu mogła spotkać się z Lou! A teraz na horyzoncie pojawi się zapewne Harry.. Czekam na rozdział następny, proszę powiadamiaj mnie, jeśli możesz :) Zapraszam do siebie {siec-czasu} {milosne-zatracenie} Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem. Bardzo podoba mi się twój styl pisania i to, że postacie są rzeczywiste. Smuci mnie trochę cała historia Lucy, ale jeśli tak cierpiała, pozostaje jej tylko być szczęśliwą przez resztę życia, przynajmniej taką mam nadzieję ;) Będę obserwować i czekam z niecierpliwieniem na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. No więc.. nie czytam tego od początku, ale postaram się to zmienić, bo wciąg i nawet nie zuważyłam kiedy skończyłam czytać ten rozdział.
    Więc oni są przyjaciółmi, dobrymi, to nie ulega mojej wątpliwości, ale ciekawi mnie Stan... kim jest dla dziewczyny?
    No dobrze, czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam cieplutko!
    Morgue Daughter

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział, przeczytałam go tak szybko, że nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca. Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy w głowie Lucy pojawiły się miłe wspomnienia związane z bumerangiem. Swoją drogą, bardzo ciekawy pomysł.
    Kiedy dotarła do Londynu i czekał tam na nią Stan, oczekiwałam zupełnie innego przebiegu zdarzeń. Nie sądziłam, że Lucas aż tak się zmienił. To znaczy... Może nie tyle co zmienił, ale bardziej, co w niego wstąpiło, że tak oschle i oficjalnie potraktował przyjaciółkę z dzieciństwa? Bardzo dziwne... I smutne. Normalnie czułam ten smutek dziewczyny...
    Na szczęście spotkanie z Lou rozpędziło negatywny nastrój. Hm, chociaż na chwilę. Nie dziwie się tym, że Lucy jest przytłoczona tą sytuacją. A to dopiero początek. Obawiam się jej reakcji...
    Cóż, muszę ci powiedzieć, że masz wielki talent, to opowiadanie jest świetne i naprawdę przyjemnie się je czyta, gratuluję! c:
    A co do dobrych opowiadań, to zostawię ci adres swoich. Oczywiście nie twierdzę, że są dobre. Ale miło by było poznać twoją opinię na ich temat. :) http://sztuka-zemsty.blogspot.com/
    http://negatyw-szczescia.blogspot.com/
    Całuję i pozdrawiam, Greaseblow.
    x

    OdpowiedzUsuń
  15. Hm hm hm. Dość oryginalny pomysł na opowiadanie, chociaż jestem ciekawa jak rozwinie się dalsza akcja. Może nie wszystko jest tak idealnie, pięknie, ale opowiadanie nie byłoby przecież ciekawe gdyby nie nutka tajemnicy w nim zawarta. :D Po długiej przerwie dopiero rozglądam się po tej blogostrefie i już widzę, jak dużo straciłam. Myślała, że oryginalne pomysły na historię z One Direction już dawno wymarły i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak szczęśliwa, byłam czytając to opowiadanie, bo okazuje się, że jest jeszcze nadzieja, dla opowiadań tego typu.
    Pozdrawiam kiedyś jako Istis, teraz pod pseudonimem Morgan Jade.

    OdpowiedzUsuń
  16. Aaaaaaa :D Lucy jest w Londynie ^^ Pozna Hazzę i wszystko będzie pięknie :))) ! Jaki ten Stan jest uparty -,- nie wyciągnąć ręki na zgodę pff.. Ale się jeszcze pogodzą, ja to wiem :) Ładny nowy szablon ^^ Ale ty piszesz długie rozdziały, ja tak nie mogę :P Za dużo czasu mi to pożera. Sory, że tak późno komentuję, ale mam mało czasu. Czekam niecierpliwie na kolejny!
    A w wolnej chwili zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz niesamowity talent :) Rozdziały bardzo dobre, widać, że się na tym znasz, ciekawa fabuła..a czytelników stale wam przybywa ^.^

    OdpowiedzUsuń