wtorek, 10 września 2013

Chapter VI


          Rankiem obudził mnie mój dzwoniący telefon. Melodia znana z bajki o Kim Kolwiek rozniosła się po całym pokoju, a ja nieprzytomnie rozejrzałam się w poszukiwaniu urządzenia. Podczas kiedy ja usilnie próbowałam znaleźć go na swoim łóżku, on spokojnie leżał sobie na szafce nocnej, wydając z siebie coraz głośniejsze odgłosy. Jedyne o czym wtedy marzyłam, to aby w końcu go uciszyć i dać odpocząć swoim uszom.

 -Halo?

          Odezwałam się mocno zaspanym głosem i nim zdążyłam się powstrzymać, ziewnęłam prosto w słuchawkę telefonu. Ten postępek speszył mnie nieco, jednak byłam pewna, że osoba po drugiej stronie zrozumie to. W końcu była dopiero dziesiąta rano, a za mną prawie nieprzespana noc.

 -Obudziłem cię? Przepraszam, ale skoro już nie śpisz, to może zjemy razem śniadanie?

          Głos Lou brzmiał tak samo radośnie i pozytywnie, jak zawsze, a ja zastanawiałam się skąd ten chłopak ma w sobie tyle energii. Byłam pewna, że poszedł spać jeszcze później niż ja, o ile w ogóle poszedł, a mimo to w jego głosie nie można było usłyszeć nawet nutki zmęczenia. Byłam pełna podziwu, szczególnie zważając na swój obecny stan. Może i nie widziałam się jeszcze wtedy w lustrze, ale byłam w stu procentach pewna, że wyglądam fatalnie, bo tak też się i czułam. W Doncaster nieczęsto zdarzało mi się pojawiać na imprezach, właściwie to nie pojawiałam się na nich wcale, dlatego kompletnie nie przyzwyczajona do takiego trybu życia, przechodziłam teraz istną katorgę z silnym bólem głowy i suszą w ustach w roli głównej.

-Jasne, bardzo chętnie. Daj mi tylko chwilę, wezmę prysznic.

-W porządku, za pół godziny spotkamy się na holu. Do zobaczenia!

          Rozłączył się, a ja z ciężkim bólem serca musiałam przyznać, że czas wyjść z łóżka i udać się do łazienki. Trzydzieści minut to naprawdę niewiele czasu, a ja byłam w wręcz opłakanym stanie, nie mogłam przecież tak pokazać się ludziom. Czym prędzej wyskoczyłam z łóżka i pognałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i nałożyłam delikatny makijaż. Poderwałam jeszcze z ziemi swoją torebkę i ruszyłam w stronę drzwi. Otwarłam je szybkim ruchem i wyszłam na zewnątrz, przez co o mało nie wpadłam na przyjaciela, który prawdopodobnie właśnie chciał zapukać. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok, po czym bez zastanowienia cmoknęłam jego policzek. Hotelowa restauracja znajdowała się na parterze, dlatego droga do niej zajęła nam chwilę, podczas której wymienialiśmy się wrażeniami z wczorajszej imprezy. Louis nadal był wyraźnie podekscytowany, dlatego ja również postanowiłam udawać, iż ta noc była jedną z najlepszych w moim życiu, co w gruncie rzeczy było całkowitym kłamstwem. Wciąż ściskało mnie serce, kiedy myślałam o tym, co się wydarzyło. Nie mogłam pozwolić sobie teraz na rozklejanie się, dlatego czym prędzej odrzuciłam od siebie te ponure wspomnienia.

-To co.. Może dziś pokażę Ci Londyn?

          Spojrzał na mnie znad talerza, kiedy siedzieliśmy już przy jednym ze stolików. Ja jedynie kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, gdyż właśnie przeżuwałam kolejny kęs swojego tosta. Cieszyłam się na ten dzień. Mieliśmy go spędzić tylko we dwójkę, więc była pewna, że nic nie będzie go w stanie zniszczyć. Ani pijany Stan, ani opryskliwy Harry, ani nic innego. Byłam tylko ja i Lou i na tym właśnie pragnęłam się skupić. Poza tym nigdy wcześniej nie byłam w Londynie, jedynie przejazdem, dlatego byłam bardzo podekscytowana na myśl, że w końcu będę miała okazję go zwiedzić i to jeszcze w takim towarzystwie. Tego dnia nic więcej nie było mi potrzebne. Postanowiliśmy nie tracić ani minuty i od razu po zjedzonym śniadaniu ruszyliśmy na miasto. Tomlinson chciał pojechać taksówką, jednak namówiłam go na przechadzkę. W końcu w ten sposób mogłam zobaczyć dużo więcej ciekawszych miejsc, a przede wszystkim poznać Londyn od podszewki. Błądząc uliczkami przyglądałam się każdej kamienicy, fontannie, mostowi, na które Louis najwyraźniej nie zwracał już najmniejszej uwagi. Byłam zachwycona. Londyn tak bardzo różnił się od Doncaster, że każdy, nawet najmniejszy jego element po prostu mnie fascynował. To nie to, że w Doncaster mi się nie podobało. Wręcz przeciwnie, uwielbiałam je, jednak stolica to było coś innego, pewnego rodzaju odskocznia od tak dobrze znanych mi miejsc w rodzinnym mieście Lou. Po drodze próbowaliśmy nadrobić rozmową cały ten czas, podczas którego nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu. Louis opowiadał głównie o chłopakach z zespołu i o tym, jak bardzo się ze sobą zżyli, o fanach i o wszystkim, z czego tak naprawdę wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Dopiero wtedy zrozumiałam, że po udziale w programie całe jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Miał mniej czasu, niewiele prywatności, a ludzie, którzy go otaczali wciąż czegoś od niego chcieli. Był obserwowany przez media niemal przez cały czas. Życie pod okiem jupiterów naprawdę nie było łatwe. Ja natomiast pochwaliłam się swoją nową pasją i tym, że idzie mi całkiem nieźle z rysowaniem. Powiedziałam mu również o swoich planach na studia, o szkole, Johnsonach. W swojej opowieści ominęłam jednie fakt, że znowu zamknęłam się w swoich własnych czterech kątach i poza murami szkoły nie miałam żadnego kontaktu z rówieśnikami. Uznałam to za zbędne psucie atmosfery, dlatego postanowiłam to przemilczeć. Londyn pomimo wczesnej pory zalany był ludźmi, których tylko przybywało. Starałam się nie zwracać na nich większej uwagi, jednak uznałam to za ciekawy widok, ponieważ w rodzinnym mieście nie ma takich sytuacji. Staliśmy właśnie przed przejściem dla pieszych czekając na zielone światło, kiedy Louis złapał mnie za rękę i mocno pociągnął ku sobie. Spojrzałam na niego nieco zaskoczona, a on uśmiechnął się spoglądając gdzieś przed siebie i kompletnie nie zwracając uwagi na mój zdezorientowany wzrok skierowany właśnie na niego.

-Odczekaj chwilę i dopiero spójrz tam, gdzie ci wskażę..

          Jego słowa jeszcze bardziej zbiły mnie z pantałyku, dlatego wciąż z lekkim zdziwieniem przyglądałam się jego twarz. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi i co miało znaczyć jego dziwaczne zachowanie, dlatego strasznie niecierpliwiłam się, kiedy tak przeciągał każde wypowiedziane słowo.

 -Widzisz tego kolesia w szarej kurtce? Ten za czarnym Jeep'em?

          Zgodnie z jego poleceniem odwróciłam delikatnie głowę i przelotnie zerknęłam w wskazane miejsce, po czym znów spojrzałam na przyjaciela. Wyglądało na to, że rzeczywiście miał rację. Jakieś dziesięć metrów dalej stał wysoki, ciemnoskóry mężczyzna z aparatem, który wyraźnie nam się przyglądał. Speszyło mnie to. Po raz pierwszy byłam w takiej sytuacji i choć Lou nic sobie z tego nie zrobił, to mnie obecność fotoreportera mocno poruszyła. Jak miałam zachowywać się swobodnie z myślą, iż przez cały czas jakiś obcy człowiek nam się przygląda?

-Chodzi za nami od samego hotelu.. Kiedy powiem "już", obrócisz się w jego stronę i zrobisz jakąś głupią minę, okej?

          Lou był wyraźnie rozbawiony, a ja, choć jego słowa wydawały mi się absurdalne i niedorzeczne, nie protestowałam. Posłusznie, w całkowitym skupieniu, wyczekiwałam momentu, w którym chłopak wypowie "magiczne" słowa, na których dźwięk wykonam swoje zadanie. Czułam się idiotycznie, ale postanowiłam mu zaufać.

-JUŻ!

          Niczym w szaleńczym amoku, ponownie odwróciłam głowę w stronę fotoreportera i wystawiłam w jego stronę język, figlarnie marszcząc przy tym nos. Kątem oka widziałam jednak, że Lou również szczerzy się do aparatu w zabawny sposób, co nieco dodało mi otuchy. Dopiero kiedy zaczęliśmy biec między uliczkami, aby zgubić dziennikarza, zrozumiałam, jak komiczna była ta sytuacja, dlatego trudno było dziwić się, że kiedy w końcu zatrzymaliśmy się z lekką zadyszką, oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.

          Wałęsaliśmy się po najważniejszych punktach Londynu przez jakieś dwie godziny, aż w końcu postanowiliśmy kupić bilety na London Eye i trochę odetchnąć. Całkowity czas trasy tego ogromnego diabelskiego młyna trwał około trzydziestu minut, więc mieliśmy chwilę, aby nabrać sił na dalszy podbój miasta. Zatopieni w rozmowie wchodziliśmy właśnie do jednej z kapsuł, kiedy nagle usłyszeliśmy przeraźliwy pisk, a zaraz potem do kabiny wpadła za nami nieco roztrzepana blondynka, która błyskawicznie pojawiła się u boku Lou. Przez jej radosne piski musiałam dyskretnie zatkać uszy, aby uchronić się od kompletnego ogłuchnięcia. Z całej tej sytuacji nietrudno było wywnioskować, że blondynka jest po prostu fanką One Direction, a tego dnia trafił jej sie istny złoty strzał i miała okazję spotkać swojego idola w tak zwyczajnych okolicznościach, jak te.

-Nie mogę w to uwierzyć! Louis Tomlinson!

          Krzyczała, a wszyscy ludzie zebrani w kapsule, spoglądali na nią nieco wystraszonym wzrokiem. Faktycznie, zachowywała się nieco psychopatycznie, ale ja starałam się być wyrozumiała i wyobrazić sobie, co zrobiłabym, gdybym całkiem przypadkiem spotkała na ulicy Johnny'ego Deppa. Pewnie wyglądałabym zupełnie podobnie do niej.

-Mogę prosić o autograf?! I o zdjęcia, i o zdjęcie też!

          Miała szeroki uśmiech wymalowany na twarzy, a do tego ton jej głosy wyrażał głębokie uwielbienie, przez co trochę mnie rozbawiła. Starałam się trzymać na uboczu i nie zwracać na siebie uwagi, jednak stało się to niemożliwym po tym, jak Lou podpisał się jej już po raz piąty i pozował do któregoś z kolei zdjęcia. Wiedziałam, że jest już troszkę poddenerwowany, jednak w żadnym wypadku nie dał tego po sobie poznać, za co cholernie go podziwiałam. Zespół wiele zawdzięczał fanom, dlatego też każdy jego członek starał się robić wszystko, aby jakkolwiek się im zrekompensować. To były proste sytuacje, takie jak ta, jednak dla niektórych znaczyły naprawdę bardzo wiele.

-Lucy chodź, powinnaś to zobaczyć, to naprawdę świetny widok.

          Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela. Po raz kolejny tego dnia chwycił mnie za rękę i przyciągnął do ścianki kabiny, a wten moim oczom ukazał się naprawdę przepiękny obraz. Niesamowita panorama całego Londynu rozciągała się nad Tamizą, całkowicie zapierając mi dech w piersiach. Z pewnością dłużej zachwycałabym się tym obrazem, jednak blondynka po raz kolejny dała nam o sobie znać.

-Ale numer! Masz nową dziewczynę?

          Oboje spojrzeliśmy w jej stronę nieco nieprzytomnym wzrokiem i nim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować, dziewczyna zrobiła nam kolejne zdjęcie. Tak naprawdę było już za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia, ponieważ blondynka wcale nie chciała nas słuchać. Mimo iż przez całą resztę trasy próbowaliśmy ją przekonać do tego, iż pomiędzy nami nie ma nic więcej poza przyjaźnią, ona najzwyczajniej w świecie nam nie wierzyła. Była ślepo przekonana o tym, że oboje próbujemy ukryć nasz związek, ale na szczęście dzięki niej i jej twitterowi cały świat pozna prawdę.  Kiedy opuszczaliśmy London Eye, zrobiła nam jeszcze kilka fotek, na które my nie mogliśmy już nic poradzić. Odpuściliśmy. Przegadywanie się z tą dziewczyną, było niczym walka z wiatrakami. Po prostu nie do zwyciężenia.

-Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo cieszę się, że zostajesz też na imprezie sylwestrowej. W końcu znowu jesteśmy razem, w trójkę, a do tego są tu teraz wszyscy moi przyjaciele.. To coś wspaniałego!

          Trajkotał radośnie Louis, kiedy przechadzaliśmy się po placu zaraz obok Tower Bridge, a ja czułam się coraz gorzej. Bolało mnie to, że po raz kolejny będę zmuszona go rozczarować, ale nie mogłam postąpić inaczej. Nie wyobrażałam sobie kolejnego dnia w towarzystwie pijanego Stana, którego wręcz rozpierał żal do mnie. Mój dalszy pobyt w Londynie mógł tylko i wyłącznie wywołać kolejną awanturę, od czego bardzo się broniłam. Nie byłam w stanie raz jeszcze wysłuchiwać tych wszystkich obelg skierowanych pod moim adresem. Przez wydarzenia ostatnich dni praktycznie zapomniałam o tym, że kiedyś ja i on byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Po tym wszystkim co mi powiedział, nasza wspólna przeszłość wydawała mi się tak odległa, że aż nierealna. W każdym razie nie myślałam już o pogodzeniu się z Lucasem. Właściwie to pragnęłam teraz, abyśmy oboje zapomnieli o swoim istnieniu i po prostu najzwyczajniej w świecie się ignorowali. Obojętność była w tamtym momencie prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem. Niestety, nawet gdyby doszło do tego, iż rzeczywiście i ja, i on unikalibyśmy się jak ognia, pozostawała jeszcze kwestia niczego nieświadomego Lou, który za wszelką cenę chciał nas pogodzić, co kompletnie niweczyło mój plan. Nie potrafiłam dłużej słuchać o tym, jak bardzo cieszy się z mojego przyjazdu do Londynu i wspólnym spędzaniu sylwestra, do którego wcale nie miałam zamiaru dopuścić, dlatego czym prędzej musiałam przerwać tą farsę. Teraz albo nigdy.

 -Louis posłuchaj, co do tego sylwestra, to.. Ja..

           Czułam, jak z każdym, kolejnym słowem moje mięśnie się napinają, żołądek zawija się w pętelkę, a w gardle wyrasta wielka kula, przez którą nie potrafię wydusić z siebie już nic więcej. Spodziewałam się, że ta rozmowa nie będzie łatwa, jednak katorga, którą wtedy przeżywałam, przechodziła moje najśmielsze oczekiwania. Próbowałam właśnie wytłumaczyć, że planuję już jutro wrócić do Doncaster, kiedy po raz kolejny coś, a raczej ktoś bezczelnie mi przeszkodził.

 -Cześć wam!

          Z lekkim niedowierzaniem, a zarazem nieukrywaną irytacją spojrzałam w kierunku zbliżającej się ku nam postaci. Harry Styles we własnej osobie z beztroskim tonem głosu i szerokim uśmiechem na ustach sunął w naszą stronę. Z wszystkich możliwych momentów, on wybrał właśnie ten, który nie pasował mi najbardziej i nie wiem dlaczego, ale odniosłam wrażenie, iż zrobił to całkowicie celowo. Niewiele było osób, które w tak krótkim czasie potrafiły wyprowadzić mnie z równowagi, ale ten chłopak bez wątpienia do nich należał.

-O stary, cześć. Co ty tutaj robisz?

          Chłopcy przywitali się ze sobą, przybijając sobie piątki, a ja stałam nieruchomo niczym słup soli, natarczywie wpatrując się w twarz 'przybysza'.

-Niall powiedział mi, że będziecie się gdzieś tu kręcić. Stwierdziłem, że przyda wam się towarzystwo.

           Mówił to z taką swobodną, że miałam ochotę rozszarpać go na kawałeczki. Wprost nie mogłam uwierzyć w to, że z takim luzem podchodził do przerwania mi jednej z ważniejszych rozmów, którą musiałam przeprowadzić w owym czasie. Złość niemal ze mnie kipiała, a on kompletnie nic sobie z tego nie robił, a co więcej, wydawało mi się, że doskonale się przy tym wszystkim bawi.

-Właściwie to chciałem napić się teraz kawy..

          Zaczął Louis, jednak najwyraźniej Harry nie miał zamiaru pozwolić dokończyć również i jemu, bo niemal od razu wszedł mu w słowo, popychając go lekko w stronę Starbucksa:

-To idź, my tu zaczekamy. Trzy razy karmelowe Frappuccino.

          Tomlinson również wyglądał na co najmniej nieco skołowanego zachowaniem swojego przyjaciela, ale nie zadawał żadnych pytań i bez słowa po prostu ruszył w stronę wskazanego budynku. My natomiast staliśmy w milczeniu, a było tak przynajmniej do chwili, kiedy chłopak na dobre zniknął z naszego pola widzenia. Wiedziałam, że Styles tylko i wyłącznie czekał na ten moment.

-Nie możesz teraz wyjechać.

          Rzucił, jak gdyby od niechcenia, a mnie totalnie zatkało. Co on sobie w ogóle myślał? Naprawdę wydawało mu się, że ma prawo decydować o tym co mogę, a czego nie mogę? Przecież prawie się nie znaliśmy, a on miał czelność powiedzieć mi coś takiego. Byłam wściekła, a on najwyraźniej to dostrzegł, bo kontynuował:

-Jedyną osobą, która powinna zrezygnować z tego sylwestra jest Stan, nie ty i dobrze o tym wiesz. Przemyśl to raz jeszcze, bo w przeciwnym razie Louis będzie musiał dowiedzieć się o tym co zaszło wczorajszej nocy.

          Moje zszokowanie, a zarazem złość sięgały zenitu. Byłam niemal w stu procentach pewna, że moja twarz przybrała teraz kolor purpury i wyglądała tak, jakby miała za moment eksplodować. Targały mną tak silne emocje, że właściwie przestałam trzeźwo myśleć i choć gdzieś w głębi duszy zdawałam sobie sprawę z tego, że chłopak ma całkowitą rację, to nie potrafiłam się do tego przyznać, nawet przed samą sobą.

 -Co cię to w ogóle interesuję, czy tu zostanę, czy nie?!

          Krzyknęłam na tyle głośno, że para staruszków, która przechodziła niedaleko nas, spojrzała na mnie karcącym wzrokiem, niewiele sobie z tego zrobiłam, straciłam kontrolę nad swoimi czynami i choć cząstka mnie podpowiadała mi, iż nie powinnam tego robić, ja miałam niesamowitą ochotę wygarnąć Styles'owi co o nim myślę. Może zachowywałam się nieco jak rozchwiana emocjonalnie psychopatka, ale ciężko było mi się dziwić po tych wszystkich wydarzeniach, które wciąż mieszały mi w głowie i sprawiały, że traciłam zdrowy rozsądek. Prawdopodobnie nakręcałabym się dalej, jednak chłopak przerwał mi, mówiąc swoim ostrym tonem głosu.

-Nie zapominaj, że Lou to też mój przyjaciel. Za bardzo cieszył się z twojego przyjazdu, żeby teraz mu to zabierać i to przez tego idiotę Lucasa.

         Bez wątpienia ciągnęłabym dalej tą jakże interesującą wymianę zdań, jednak zauważyłam zbliżającego się Lou. Nie miałam wyjścia, musiałam przemilczeć ostatnie słowa Harrego i komentarz do nich pozostawić dla siebie.

-Dzwonił Niall, powiedział mi, że mam nie być taki samolubny i przyprowadzić Lucy. Wszyscy chcą się spotkać. Wygląda na to, że nie mam cię już tylko dla siebie.

          Louis podał mi mój kubek z kawą, tym samym puszczając mi oczko i dołączając do Stylesa, który szedł juz przed siebie. Ja uśmiechnęłam się jedynie niemrawo w jego stronę  i ruszyłam za nimi. Wyglądało na to, że chcąc nie chcąc, muszę zostać w Londynie aż do samego sylwestra. Wcale mi się to nie uśmiechało, zważywszy na moje relacje z Lucasem, jednak wiedziałam, że nie mam wyboru. Z dwojga złego wolałam wytrzymać jakoś jeszcze te dwa dni, niż opowiedzieć Lou o swojej kłótni ze Stanem. No cóż, czekał na mnie naprawdę ciężki orzech do zrgyzienia, z którym musiałam niestety poradzić sobie zupełnie sama.






Jejuuuu, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Po pierwsze za to, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale miałam, a właściwie dalej mam taką blokadę, że nie potrafię sklecić nic sensownego. Po drugie za to, że rozdział jest tak cholernie słaby, bo wiem, że jest. Chyba najgorszy jaki dotychczas napisałam, ale obiecuję poprawę! No i po trzecie za to, że mam na niektórych blogach zaległości z czytaniem i komentowaniem. Starałam się ostatnio wszystko nadrobić, dlatego jeśli jeszcze u kogoś nie skomentowałam, a zazwyczaj to robiłam, to przypominajcie o sobie, musiały mi te opowiadania po prostu gdzieś umknąć.
Następny rozdział za około tydzień. Postaram się, aby był dużo lepszy niż ten. :)
Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście dla mnie wielkim wsparciem, serio. <3

17 komentarzy:

  1. niech ta glupia fanka czegoś nie narobi! jak słaby : O wlasnie taki budujący atmosferę, co sie stanie na tym sylwestrze ;> tylko stana mi brakowalo w tym odcinku, ale i tak kc !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia co napisać, dag, ale Ty wiesz, że ja to kocham i bardzo mi się podoba. Lou jest taki kochany.. :< I szczerze mówiąc Harry'ego też lubię!

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry obrońca uciśnionych! Zaczynam go lubić. I chyba przekonuję się do Lou.. A to już coś! Nie mogę się doczekać smaczków z sylwestra. Lucy sierota sobie pewnie poradzi :p Mam nadzieję, że na następny nie będzie trzeba tyle czekać, bo zapowiada się kolejny świetny odcinek!

    lovelovelove <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio najgorszy? Bo ja mam wrażenie że jeden z lepszych xD
    Nie no, serio. Genialny jest! Niby nic się nie dzieje, chodzą sobie leniwie po mieście, gdzieś tam miną psychofankę,gdzieś paparazzi, skądś napatoczy się Harold... Ale czyta się bardzo gładko, że się tak wyrażę. Ba! Czyta się tak dobrze, że chce więcej i więcej, i więcej... Mogłabym to czytać cała noc, gdyby nie to, że muszę jutro rano wstać. Uwielbiam twój styl pisanie, jest pro koksiarski :33

    Czekam na nn i dużo weny życzę ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie uważam, by ten rozdział miał być najgorszy :D Bardzo przyjemnie mi się go czytało i według mnie świetnie wszystko opisałaś.
    Boże, sama chciałabym spędzić taki uroczy dzień w towarzystwie Lou! Odkąd przeczytałam Pottera, zawsze marzyłam o zwiedzeniu Londynu, a gdybym jeszcze miała takie towarzystwo, to już w ogóle :D Swoją drogą Tommo zdecydowanie odbudował wizerunek w moich oczach. Olał Lucy po zrobieniu kariery, ale teraz wszystko nadrabia i bardzo mi się to podoba. Te strojenie sobie żartów z fotoreportera, psychofanki sugerujące, że Lucy i Louis są parą (szczerze sama bym tak pomyślała xd, piękne miejsca, które główna bohaterka mogła zobaczyć... Aż się rozmarzyłam. Oczywiście atmosferę co jakiś czas psuło wspomnienie incydentu ze Stanem, ale nie przejmowałam się tym, przynajmniej do czasu, aż pojawił się Harry. Szczerze mówiąc swoim zachowaniem pokazał, jak bardzo mu zależy na Tomlinsonie, no i chyba nie za bardzo przepada za Stanem. Lucy będzie ciężko przez te 2 dni, ale wierzę, że da sobie radę.
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział i ten tajemniczy Harry. Co go ugryzło żeby przejmować sie Lucy? przecież on jej nie lubi? chyba że coś się mu odwidziało mam nadzieje że niedługo poznamy odpowiedź na to pytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam na więcej !!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi rozdział bardzo się podoba. Widać, że Louis próbuje nadrobić stracony czas i nawet bardzo dobrze mu to wychodzi. ;) Nie lubię, gdy przyjaciele sami podejmują decyzję za mnie i z jednej strony nie dziwię się reakcji Lucy, jednak jeżeli spojrzeć na to z pozycji czytelnika, decyzja Louisa jest słuszna. ;)
    Pozdrawiam ;* puste-plotno.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Wciąż uważam, że Lucy powinna powiedzieć o tym całym zdarzeniu Lou. Bo co będzie jeśli zupełnie przez przypadek o wszystkim się dowie? Będzie miał na pewno pretensje do dziewczyny i nie wiadomo co w niego wstąpi i co zrobi Stanowi. Przyznam szczerze, że Harry mnie zaskoczył, "prosząc" Lucy żeby została. Niepotrzebnie się tak zdenerwowała, ale chyba ją rozumiem, sama pewnie byłabym w podobnym stanie. W ogóle, strasznie podobają mi się relacje pomiędzy nią a Louisem - świetnie to opisujesz, są jak takie prawdziwe rodzeństwo! Może ta noc sylwestrowa nie będzie tak zła jak poprzednie przyjęcie? Mam taką nadzieję. Czekam na rozdział kolejny. Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale przez długi czas nie miałam internetu, a potem czasu i tak jakoś nie mogłam się za to zabrać. Jednakże już tu jestem, więc mogę nadrobić zaległości :)
    Zacznijmy więc od początku.
    Nie ogarniam ludzi, którzy w wolne dni wstają wcześnie rano, podczas gdy poprzedniej nocy mocno imprezowali, a w dodatku mają czelność budzić innych o 10:00 (toż to środek nocy!). Ah ten Tomlinson. Chyba nie przestanie mnie zadziwiać :D
    Odnośnie zwiedzania Londynu. Mam okazję tam pojechać, ale niestety muszę z niej zrezygnować i żywię się nadzieją, że w przyszłym roku jednak uda mi się spełnić jedno z moich marzeń, którym jest właśnie wyjazd do stolicy Wielkiej Brytanii. Tak bardzo chciałabym się tam znaleźć, chodzić uliczkami, którymi chodzą chłopcy, poznawać miasto, jego urok i się nim rozkoszować. Omg, odbiegam od tematu i zaczynam myśleć jak jakaś psychopatka... A może nią jestem? Nieważne :D
    W każdym bądź razie, podobnie jak Lucy, również uwielbiam chodzić ulicami miast, których nie miałam wcześniej okazji odwiedzić i je poznawać. Każdy zakamarek, każdą kamieniczkę. No po prostu uwielbiam!
    Nie ma to jak strzelać głupie miny do paparazzi, no nie Tomlinson? Hahaha! Dlaczego ja nie mogę mieć takiego beztroskiego kumpla, który przy mnie jest, będzie i, który nie będzie przejmował się opinią innych i żyje własnym życiem? No dlaczego? ;_;
    Ale w sumie przyjaciół mam spoko. Jednak kiedy tak to sobie czytam to sobie jednak marzę o kimś tak zabawnym, jak Tomlinson :)
    Tak się zastanawiam jak ja bym zareagowała, gdybym spotkała na ulicy, ot tak, któregoś z członków One Direction? Nie wiem czy byłabym na tyle śmiała, by do niego podejść i zagadać czy poprosić o autograf... Może gdybym była rodowitą Brytyjką, ale wyśmienicie znała angielski... Może wtedy tak. Omg, aż się jaram myślą, że coś takiego mogłoby sie wydarzyć, gdybym pojechała do Londynu... Rodzice, dlaczego nie mogę jechać?! Żaaal.
    Styles, ty mój kochany dupku! Uwielbiam go za to, że w pewien sposób nakłonił Luzy do tego, by została. Z drugiej strony wkurza mnie ta jego...beztroska (w sensie negatywnym). Ot tak, przychodzi sobie, przerywa ludziom konwersację, a potem, jak gdyby nigdy nic, mówi Lu co ma robić. No jak tak można, no? Ta jego ignorancka postawa mocno mnie irytuje, ale w sumie gdyby nie to, Lucy pewnie by wyjechała raniąc przy tym Louisa... Mam mętlik w głowie. Chyba jednak podziękuję panu Beztroskiemu za to, że się jednak pojawił i wtrącił.

    Rozdział jest świetny i nie masz prawa mówić, że tak nie jest, bo jest! Zrozum to, kochana! :D
    Każdy odcinek jest mega, a wiesz dlaczego? Bo masz talent i nie zaprzeczaj, bo wszyscy, którzy czytają to opowiadanie mogą to potwierdzić.
    Nie przejmuj się, blokada minie. Nie ma sensu pisać na siłę, bo zamiast lepiej wyjdzie gorzej, aczkolwiek w twoim przypadku nie wiem czy kiedykolwiek wyjdzie gorzej ;*
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam xxx

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam za takie opóźnienie w komentowaniu twoich rozdziałów. Zaczęła się szkoła, do tego klasa maturalna i mam ogromnie dużo roboty. Ale dzisiaj mam dzień wolnego więc postanowiłam trochę ponadrabiać.
    Nie uważam, żeby to był najgorszy rozdział, jaki do tej pory napisałaś. Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Jest dobry. Przeczytałam go szybko i żałowałam, że nie jest dłuższy.
    W każdym bądź razie to bardzo miłe ze strony Louisa, że zabrał swoją przyjaciółkę na wycieczkę po Londynie. I nawet nie wiesz, jak ja jej zazdroszczę. Ile ja bym dała - kurczę, oddałabym wszystko! - żeby iść ramię w ramię z LouLou. W ogóle, za każdym razem, kiedy widzę to imię w tym opowiadaniu, szczerzę się jak głupi do sera. Wykreowałaś go na takiego naprawdę pozytywnego chłopaka, zawsze uśmiechniętego i pełnego energii. Najbardziej mi się podobało, jak pokazali języki temu dziennikarzowi. I bardzo mu na tak dobrze! Żerująca hiena!
    A potem nadszedł czas na LE, i kiedy wpadła ta nerwana fanka, to widziałam w niej siebie samą. Bo prawdopodobnie tak zachowałabym się, kiedy tylko bym go zobaczyła. Czy któregokolwiek innego z zespołu. No, może jedyne czego nie zrobiłabym tak jak na fanka, to tych zdjęć że niby są razem. To już była nieco przesada, no ale różni ludzie chodzą po tym świecie.
    Nienawidzę Stana za to, jak się zachował na tym przyjęciu. Teraz Lucy naprawdę przez niego cierpi. Nie lubię czegoś takiego. Z jednej strony to dobrze, że Harry tak się wtrącił. To nie jest czas na ucieczkę. Trzeba się z tym uporać. I na miejscu dziewczyny powiedziałabym Louisowi o całym tym zdarzeniu. Według mnie powinien wiedzieć, co się stało. No ale to tylko takie moje myślenie.
    Informuj mnie o kolejnych rozdziałach, czytam to opowiadanie z wielką przyjemnością, naprawdę. Podoba mi się i fabuła i twój styl, także wielki plus.
    No i jeszcze chciałam dodać, że szablon jest świetny! Bardzo mi się podoba.

    Zapraszam do siebie, jest nowy rozdział, może cię zainteresuje.
    Pozdrawiam, Ellie.

    {all--coming-back}

    OdpowiedzUsuń
  12. Wcale nie uważam, że ten rozdział był beznadziejny. Naprawdę. Przeciwnie, czytałam go z wielką przyjemnością.
    Współczuję Lucy, że utknęła w takiej nieciekawej sytuacji. Myślę, że powinna powiedzieć Louisowi prawdę, bo zasługuje na to, aby dowiedział się, jakim Stan jest dupkiem. Ugh, nienawidzę go za to, co zrobił. Cholerny egoista.
    Aż się skrzywiłam, czytając fragment, kiedy szalona fanka napadła ich na London Eye. Kurde, nienormalna jakaś. Ja rozumiem, może kochać Lou i tak dalej, ale żeby tak ingerować w jego prywatność? I jeszcze to zdjęcie?! Przegięła. Jest głupia czy głupia?
    Nienawidzę takich ludzi.
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że Lucy zostanie w Londynie jak najdłużej. Ps. Szablon na blogu jest przepiękny. Zakochałam się w nim. :)

    Pozdrawiam i życzę weny.
    W wolnej chwili zapraszam do siebie :)
    http://sztuka-zemsty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! I czy mogłabyś mnie informowac na twitterze? @greaseblow
      Z góry dziękuję x

      Usuń
  13. Śliczne :) Czekam na kolejne !

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne ;)
    Lecę czytać dalej bo ciekawość mnie zżera :)

    OdpowiedzUsuń
  15. A no i oczywiście życzę weny, multum weny ;) :D

    OdpowiedzUsuń