niedziela, 22 września 2013
Chapter VII
Zostaliśmy w hotelu na jeszcze jedną noc i tak jak to było planowane, przenieśliśmy się do mieszkania Louisa. Na początku nie zdawałam sobie sprawy, że dzieli je z Harrym i gdy owa informacja do mnie dotarła, poczułam się nieswojo. Co innego mieć własny apartament w hotelu i widywać go tylko na kilka godzin, a co innego mieszkać z nim pod jednym dachem przez kilka dni. W hotelu mogłam uciec i zająć się sama sobą, tutaj niestety nie było mi to dane, szczególnie, że któryś co chwila przychodził sprawdzać jak się miewam. Spędziłam o wiele więcej czasu z Lou niż początkowo zakładałam, co mnie niezmiernie cieszyło. Znowu byliśmy jak zwykli przyjaciele i na chwilę zapomniałam, że za parę dni wrócę do Doncaster i wszystko będzie po staremu. Bałam się tego, ale postanowiłam, że wykorzystam nasz wspólny czas najlepiej jak się da. Tomlinson popierał moje zdanie, dlatego dni, które zostały do sylwestra spędziliśmy na oglądaniu naszych ulubionych filmów, wspominaniu dawnych lat oraz wygłupach. Nie zabrakło też alkoholu, po którym robiliśmy się cholernie sentymentalni albo nasz poziom głupawki robił się niebezpiecznie wysoki, co owocowało w wymyślaniu nowych ruchów tanecznych, dużej ilości siniaków oraz śmiechów do rana. O dziwo Harry starał się nam nie przeszkadzać, a gdy spotykaliśmy się całą szóstką, nie zwracałam na niego zbytniej uwagi, ponieważ każdy z chłopaków próbował zdobyć moją uwagę. Czułam się z nimi swobodnie i robiło mi się przykro, gdy ktoś wspominał o tym, że po sylwestrze wrócę do domu. Sylwester zbliżał się nieubłaganie, dlatego dzień przed imprezą wybraliśmy się na zakupy. Pogoda w Londynie pozostawiała dużo do życzenia, jednak nie stanowiła dla nas przeszkody. Ubrałam na siebie milion warstw i dało się przeżyć mróz, szczególnie, że wszędzie poruszaliśmy się samochodem. W samym markecie postanowiliśmy się rozdzielić, żeby zakupy poszły nam szybciej, jednak to nic nie dało, ponieważ co chwila ktoś dzwonił do kogoś i tym samym zeszło jeszcze więcej czasu niż planowaliśmy.
- Powinniśmy kupić te czapeczki? – zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha Louis, trzymający w ręce papierowe czapki z Myszką Miki.
- Wydaje mi się, że takie będą lepsze!
Założyłam sobie na głowę ogromną czapkę czarodzieja i oboje zaczęliśmy się histerycznie śmiać. Standardowo Louis zrobił zdjęcie i wrzucił je na Instagrama, co zachęciło szalone fanki do przyjechania tutaj. I tak skończyły się nasze zakupy.
Gdy wróciliśmy do domu, postanowiłam przejść się sama po okolicy. Chłopacy bardzo dobrze zdawali sobie sprawę, że gdy pójdą ze mną, to żadne z nas nie będzie miało chwili wytchnienia od fanek i paparazzi, dlatego zgodzili się, żebym mogła iść solo. Przechadzając się uliczkami mijałam wiele sklepów i wystaw, co dało mi do myślenia. Przecież nie miałam nic godnego uwagi do ubrania na sylwestra, a motywem przewodnim imprezy był styl Hollywood. Mój wzrok przykuła przepiękna i prosta czerwona sukienka z lekko opadającymi ramiączkami. Od razu ją zmierzyłam i o dziwo wyglądałam w niej dobrze. Zupełnie inaczej niż w tych, które ze sobą przywiozłam. W myślach modliłam się, żeby nie kosztowała tysiąc funtów, ponieważ w portfelu miałam tylko dwieście.
- Ostatnia sztuka – usłyszałam za sobą głos ekspedientki – Dlatego jest w promocji i kosztuje sto funtów.
- Biorę – uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i uradowana poszłam się przebrać.
Teraz już nic nie zepsuje mojego szampańskiego humoru. Może pierwszy raz w życiu będę wyglądać naprawdę dobrze?
Po powrocie mieszkanie było już udekorowane, a chłopaki siedzieli przed telewizorem i grali w Fifę. Jedynie Harry przywieszał jeszcze jakieś serpentyny na schodach. Żaden z chłopaków nie zaszczycił mnie spojrzeniem, gdy weszłam do salonu, bo tak bardzo zajęci byli grą. Nie przejęłam się tym zbytnio, ponieważ nie chciałam, żeby pytali, co robiłam. Na schodach lekko potrąciłam Harrego, który mruknął coś pod nosem, ale nie wysilił się na jakąś wyrafinowaną ripostę, jak tego oczekiwałam. Wyminęłam go i poszłam do pokoju, który przez te kilka dni był mój. Dobrałam dodatki do sukienki oraz buty i z powrotem zeszłam na dół. Jak się okazało, Harry zamówił chińszczyznę na kolację i teraz wszyscy siedzieli przy stole.
-O, Lucy, zapomniałem cię zawołać – Harry uśmiechnął się wrednie, a ja puściłam jego uwagę mimo uszu.
Nie zepsuje mi humoru, nie ma mowy. Po skończonym posiłku wszyscy rozłożyliśmy się przed telewizorem i włączyliśmy film, na którym ja zasnęłam. Gdy obudziłam się następnego dnia, przykryta byłam kocem. Pewnie Lou postanowił mnie nie budzić i tylko mnie przykrył, żeby nie było mi zimno. O dziwo reszta już nie spała, tylko zajmowała się swoimi rzeczami.
- Nareszcie wstałaś! – krzyknął uradowany Lou, który pichcił coś w kuchni – Zjesz śniadanie?
Reszta dnia minęła mi na przygotowaniach. Wzięłam odprężającą kąpiel w ogromnej wannie, umyłam włosy i postanowiłam, że nałożę sobie maseczkę na twarz. Potem zrobiłam prosty makijaż, którego głównym punktem były czerwone usta. Wydaje mi się, że idealnie pasował do sukienki. Włosy wysuszyłam i pofalowałam. Sama nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu mi zeszło, dlatego zdziwiłam się, gdy Louis wszedł do mojego pokoju i powiedział, że pierwsi goście zaraz będą. Musiałam się pospieszyć. Szybko założyłam sukienkę oraz buty i zeszłam na dół. Nigdy w życiu nie widziałam tylu osób w jednym mieszkaniu. Gdzie nie popatrzyłam, tam mogłam zauważyć kogoś sławnego. Cóż, przecież Louis był teraz gwiazdą, więc nie powinno mnie to dziwić. Przez chwilę czułam się nieswojo, jednak po kilku drinkach i komplementach ze strony osób trzecich moja samoocena się podwyższyła. Co chwila ktoś prosił mnie do tańca, na drinka albo na rozmowę. Z tego wszystkiego nie miałam zbytnio czasu, aby porozmawiać z Louisem, dlatego gdy zauważyłam go z Harrym, od razu się uśmiechnęłam. Ruszyłam w ich stronę, ale gdy tylko usłyszałam swoje imię, schowałam się za filarem.
-Lucy wciąż chodzi przygnębiona, jakaś rozkojarzona. Stary, nie wiem, co znowu jej powiedziałeś i czym cię wkurzyła, ale odpuść jej, proszę. To moja przyjaciółka, nie chcę, żeby czuła się tutaj niekomfortowo.
Słysząc te słowa prychnęłam cicho pod nosem, zastanawiając się, jak Louis mógł w ogóle pomyśleć, że powodem mojego kiepskiego humoru jest właśnie Harry. Faktycznie może niekoniecznie pasowało mi to, jak zachował się tego dnia, kiedy ja i Lou spędzaliśmy ze sobą swój pierwszy, wspólny dzień, ale nie oznaczało to od razu, iż to on jest winowajcą wszystkich krzywd, które dotykają mnie w Londynie. Prawda była taka, że wciąż trapiła mnie sprawa związana ze Stanem i chociaż świetnie bawiłam się w towarzystwie Lou i jego przyjaciół, to myśl o Lucasie nie dawała mi spokoju. Zdzierała mi sen z powiek i sprawiała, że nie potrafiłam w pełni się zrelaksować. Łzy cisnęły mi się do oczu za każdym razem, kiedy głębiej się nad tym wszystkim zastanawiałam. Im dłużej to trwało, tym bardziej ja nie mogłam pozbyć się myśli, że może jednak chłopak miał trochę racji. Nie umiałam tego do końca zrozumieć, dlatego chodziłam przygnębiona. Nie miało to nic wspólnego z moimi małymi potyczkami ze Stylesem, więc nie powinno mu się za to oberwać.
-Po prostu spróbuj się do niej przekonać, ona..
Ciągnął, a ja nie mogłam słuchać tego dalej. Czas na interwencję. Bez chwili zastanowienia wyłoniłam się zza filaru i tanecznym krokiem podeszłam do nich, tym samym łapiąc Harrego pod rękę i posyłając mu jeden ze swoich najbardziej promiennych uśmiechów.
-Harry! Wszędzie cię szukałam! Bawiłam się już chyba ze wszystkimi, ale nie dają już rady, tylko ty mi zostałeś. Pożegnaj się i chodź tańczyć. Nie przyjmuję odmowy.
Moje "wielkie wejście" bez wątpienia zaskoczyło ich obu, o czym doskonale świadczyły ich, delikatnie mówiąc, zszokowane miny.
-O, cześć Lou.
Beztroski ton głosu, którym właśnie się posługiwałam, był tak autentyczny, że niemal sama zaczęłam wierzyć w to, że naprawdę mam ochotę na taniec z Harrym. Postanowiłam nie czekać już ani chwili dłużej i nie zważając wcale na widocznie zbitego z pantałyku Tomlinsona, pociągnęłam Stylesa w stronę parkietu, jeśli tak można było nazwać kawałek podłogi, na którym szalało już kilka par. Dziękowałam Bogu za to, że w danej chwili leciała właśnie dość skoczna piosenka, co oznaczało, że w gruncie rzeczy nie bardzo musiałam zbliżać się do chłopaka, co z pewnością wprowadziłoby mnie samą w ogromne zakłopotanie, którego nie byłabym w stanie ukryć. Byłam już po kilku głębszych, więc jak każda wstawiona osoba, miałam wrażenie, że tego wieczoru mogę zostać każdym, królową parkietu również. Nie krępowałam się prawie wcale, co w innym przypadku byłoby praktycznie niemożliwe. Jednak wtedy, z Harrym, jakoś nie czułam, że powinnam była się przed czymkolwiek powstrzymywać. On sam wygłupiał się wymyślając coraz to głupsze kroki, które ja chwilę później powtarzałam razem z nim. Bawiliśmy się zadziwiająco dobrze, a przynajmniej na tyle, że zdążyłam kompletnie zapomnieć o tym, iż robię to tylko i wyłącznie dlatego, aby Lou przestał myśleć o Harrym, jako o powodzie mojego niekoniecznie wyśmienitego nastroju. Niestety ta sielankowa scena nie trwała zbyt długo. Piosenka szybko się skończyła, a zaraz potem usłyszeć można było pierwsze takty Yellow Coldplay. Lubiłam ten utwór, wprowadzał mnie w dość specyficzny, melancholijny nastrój, jednak jak dla mnie mój czas na taniec właśnie przeminął, co oznaczało, że pora opuścić parkiet. Odwróciłam się na pięcie z planem oddalenia się gdzieś w kąt, kiedy poczułam zaplatające się na swoim nadgarstku palce. Męski, acz delikatny uścisk sprawił, że poczułam ciepło przepływające niemal po całym swym ciele. Nieco zaskoczona spojrzałam na twarz bruneta, którą momentalnie rozjaśnił uroczy, subtelny uśmiech, którym chłopak prawdopodobnie próbował mnie zachęcić. Trwało to dosłownie ułamki sekundy, jednak ja doskonale zapamiętałam tamten obraz. Niesforne loki, które wyginały się każdy w inną stronę, malinowe usta, na których wciąż utrzymywał się ten sam niesamowity uśmiech, a do tego te głębokie, zielone oczy, które przypatrywały mi się z ciekawością. Był przystojny i to cholernie, a ja nigdy wcześniej tego nie zauważyłam. Miałam wrażenie, jakby podczas tej chwili odbyło się nasze drugie pierwsze spotkanie. Czułam się, jakbym właśnie poznałam go na nowo, zapominając w końcu o incydencie z bumerangiem. Znowu miał czystą kartkę i od razu zaczął zapełniać ją samymi dobrymi rzeczami. Przyciągnął mnie do siebie, a do moich nozdrzy błyskawicznie dotarł przyjemny zapach jego perfum. Mimowolnie kąciki mych ust uniosły się nieco ku górze, a ja sama zerknęłam w oczy swojego towarzysza. Jedną ręką objął mnie w pasie, zaś w drugą ujął moją lewą dłoń, ja natomiast po chwili zastanowienia zarzuciłam mu swoją za kark. Starałam się zachowywać jak najbardziej naturalnie, nie jestem jednak pewna, czy wychodziło mi to tak, jakbym sobie tego życzyła. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, a ja czułam jak nogi się pode mną uginają za każdym razem, kiedy Harry spoglądał w moje oczy. Nie krępowało mnie to. Po prostu w jego spojrzeniu było coś, co sprawiało, że miałam ochotę zapomnieć o całej reszcie świata i już do końca wpatrywać się w głębię tych tęczówek. Zachowałam się, jak typowa czternastolatka, która przechodzi swoje pierwsze zauroczenie chłopakiem, jednak nic nie mogłam na to poradzić. W tym jednym momencie Harry Styles sam w sobie zadziałał na mnie lepiej niż jakikolwiek afrodyzjak. Byłam niczym w transie. Na sto procent nie zauważyłabym nawet, że skończyła się piosenka, gdyby nie to, że pojawił się przy nas podekscytowany Niall, który oznajmił, że Hazza ma natychmiast udać się z nim do innego pomieszczenia, ponieważ on koniecznie musi mu coś teraz opowiedzieć. Ja jeszcze przez chwilę stałam nieruchomo tępo wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed momentem stał chłopak. Poczułam się dziwnie głupio, dlatego wyrywając się z zamyślenia, skarciłam się za swoje wcześniejsze zamotanie i ruszyłam ku Lou, którego całkiem przypadkiem dostrzegłam nieopodal. Gdy tylko mnie zauważył uśmiechnął się na mój widok, po czym podał mi drinka. Cieszyłam się, że nie próbował skomentować mojego wcześniejszego zachowania i po prostu zajął mnie rozmową na zupełnie inny temat.
Impreza trwała w najlepsze, a ja bawiłam się wyjątkowo dobrze. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać, aby móc śmiało stwierdzić, że był to najlepszy sylwester w moim życiu. W pewnym momencie zaczęłam nawet żałować tego, że chciałam odpuścić i wyjechać. Dzięki swojemu tchórzostwu mogłam stracić tak wspaniały dzień, jak ten, czego chyba nigdy bym sobie nie wybaczyła. Nie było jeszcze dwunastej, a niektórzy ludzie już ledwo stali na nogach. Podejrzewałam, że obchodząc to święto w tak dynamiczny sposób, mogą naprawdę niewiele z niego zapamiętać. Na szczęście żadna ze znanych mi osób nie urządziła się w taki sposób. Nawet Stan zdawał się być jedynie lekko wstawiony, przez co pomyślałam, że może tym razem uda mi się uniknąć kolejnej awantury. Jak mylne były moje przypuszczenia i tym razem.
Rozmawiałam z Liamem i Niallem o nowościach kinowych, a tym samym krążyłam swoim wzrokiem po sali w poszukiwaniu reszty chłopców z zespołu. Gdzie byli oni, tam i większe prawdopodobieństwo, że znajdę w tym miejscu Lou, który stracił mi się z oczu już jakiś czas temu. Zbliżała się godzina dwunasta, a mnie cholernie zależało, aby ten magiczny moment jej wybicia, spędzić właśnie z nim. Zaczynałam się robić już lekko nerwowa, kiedy mój wzrok zarejestrował niepokojący widok. Harry i Stan stojący gdzieś w brzegu pomieszczenia wyraźnie się kłócili, do czego w prosty sposób przekonywały mnie ich rozwścieczone miny, a do tego lekkie poszturchiwanie się. W mojej głowie niemal od razu zapaliła się czerwona lampka, która była zwiastunem niejednej katastrofy w moim życiu. Nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na swoich rozmówców podniosłam się z swojego miejsca i czym prędzej pognałam w stronę młodzieńców.
-Co się tutaj dzieje do jasnej cholery?!
Krzyknęłam na tyle głośno, że kilka osób stojących niedaleko spojrzało na mnie z wyraźnym wyrzutem. Chwyciłam za koszulkę Stylesa i mocno pociągnęłam go w swoją stronę, tym samym uniemożliwiając mu kolejny atak na Stana.
-Harry! Harry! Co się stało? Spokojnie!
Mój błagalny ton głosu nieco otrzeźwił chłopaka, jednak widziałam, że jest naprawdę wściekły. Nie wiem co zrobił Lucas, ale musiało to być coś wyjątkowo okropnego, skoro Harry dał się wyprowadzić z równowagi aż tak bardzo.
-Nigdy więcej jej tak nie nazywaj, niczym sobie na to nie zasłużyła.
Wycedził przez zaciśnięte zęby i gwałtownie wyrwał się z mojego uścisku. Miałam déjà vu. Kolejna impreza, kolejna szarpanina i kolejna kłótnia, w której brała udział nasza trójka. Z tym że tym razem, to ja próbowałam rozdzielić ich, a nie Harry mnie i Stana. Miła odmiana.
-Niestety nie mogę ci tego obiecać. Lucy Croft to wyrachowana suka i taka jest prawda.
Widziałam, jak Styles walczy sam ze sobą, aby się opanować i nie dawać już więcej upustu swoim emocjom.
-A Ty, nie wtrącaj się. Zawsze musisz wszędzie wepchnąć swoje trzy grosze.
Rozdrażniony głos Lucasa sprawił, że poczułam nagły przypływ negatywnych emocji. Nie mogłam już dłużej tego znosić, powoli pękałam i nijak nie mogłam tego powstrzymać. Każdy ma jakieś granice wytrzymałości, a ja w niebezpieczny sposób balansowałam właśnie po własnej.
-Odpieprz się ode mnie raz na zawsze. Przez cały czas unikałam cię, jak tylko mogłam, starałam się nie wchodzić ci w drogę, a ty i tak znajdujesz powód, aby wytoczyć mi kolejną wojnę. Ja już dłużej tak nie mogę. Jesteś dupkiem Stan, nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj i po prostu daj mi spokój!
W jednej chwili wyrzuciłam z siebie wszystkie te słowa, które od dłuższego czasu ciążyły na moim sercu, a już w drugiej przerażona zakrywałam ręką usta zdając sobie sprawę z przybycia Lou. Wybuchłam prawdopodobnie w najmniej odpowiedniej chwili. Stało się. Teraz będę musiała jakoś z tego wybrnąć i wytłumaczyć chłopakowi skąd ten nagły przypływ agresji z mojej strony. Przestraszona spoglądałam na twarz Tomlinsona w napięciu wyczekując jego reakcji. Był kompletnie zdezorientowany, z resztą nie było mu się czemu dziwić, przecież o niczym nie miał pojęcia.
-Czy ktoś wytłumaczy mi co się tutaj dzieje?
Spytał stanowczym głosem, a ja zamarłam. Przygryzając dolną wargę spuściłam wzrok i zaczęłam intensywnie przyglądać się czubkom własnych butów tak, jakbym właśnie znalazła na nich coś niezwykle interesującego.
-No! Powiedz mu wreszcie!
Niski głos Harrego brzęczał w moich uszach niczym najbardziej denerwujący budzik na świecie, którego nie sposób wyłączyć, a ja nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Stan również milczał, a po jego postawie łatwo można było zorientować się, że nie ma ochoty na żadne tłumaczenia.
-Stan zaatakował Lucy na twoich urodzinach, a teraz robi to po raz kolejny. To przez niego Lucy jest przygnębiona. Od początku stara się zepsuć jej cały wyjazd.
Louis był w wyraźnym szoku. Przez pewian moment i on nie wiedział co ma powiedzieć. Patrzył z wyraźniem niedowierzaniem na twarz swojego przyjaciela, wciąż wyczekując tego, aż w końcu temu wszystkiemu zaprzeczy.
-Stan?
Cisza.
-Myślę, że dla ciebie sylwester się już skończył, wyjdź proszę.
Te słowa nie były zaskoczeniem chyba dla nikogo. Lucas przez chwilę stał jeszcze wpatrując się w postać Lou, lecz zaraz potem ruszył ku wyjściu, rzucając mi ostatnie, gniewne spojrzenie. Czułam się podle. To wszystko było moją winą, gdybym nie przyjechała do Londynu, to wszystko nigdy by się nie wydarzyło. Byłam niczym tykająca bomba nieszczęść, która za każdym razem wybuchała w najmniej odpowiednim momencie i raniła wszystkich w około.
Nie zdążyłam powiedzieć ani słowa, kiedy Louis odwrócił się i po prostu odszedł szybkim krokiem. Poczułam się niesamowicie bezradna, a ta totalna niemoc sprawiała, że miałam ochotę krzyczeć i płakać. Nie zrobiłam jednak tego. Kolejny raz okazałam się być niedojrzałym dzieciakiem, co doskonale ukazała moja postawa względem Harrego, bo to właśnie na niego miałam ochotę nawrzeszczeć. Choć doskonale wiedziałam, że nie było w tym żadnej jego winy, to moje serce rwało się do tego, aby kolejny raz znielubić tego chłopaka. Wydaje mi się, że po prostu podświadomie próbowałam znaleźć winnego całej tej sytuacji i oddalić od siebie wszystkie zarzuty. Robiłam to jednak całkowicie nieudolnie.
Zaklnęłam pod nosem, po czym posyłając Stylesowi, pełne wyrzutów spojrzenie pobiegłam za Lou. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć, wiedziałam, że źle postąpiłam, jednak moja głowa świeciła pustkami. Musiałam go przeprosić, wytłumaczyć, że wcale nie chciałam go okłamywać, że robiłam to dla jego dobra i że nie widziałam, że tak naprawdę robię mu tym krzywdę. Ostatnią rzeczą na jakiej mogło mi zależeć było zranienie swojego przyjaciela. Wbiegłam do jednego z pokoi, a mój wzrok automatycznie zatrzymał się na postaci, która siedziała na łóżku. Louis był wyraźnie zdenerwowany, a mnie zabolało serce na samą myśl o tym, że to tylko i wyłącznie moja wina. Zawahałam się przez moment, ale zaraz po tym pewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Uważnie mu się przyglądając usiadłam obok, po czym westchnęłam głęboko.
-Louis, przepraszam.. Wiem, powinnam była Ci powiedzieć, ale nie chciałam niszczyć Twojej przyjaźni ze Stanem. To co wydarzyło się pomiędzy nim, a mną powinno zostać między nami i nie mieć wpływu na twoje zdanie na jego temat. Mogłam to inaczej załatwić, ale nawaliłam. Wybacz mi, proszę.
Wylewałam z siebie potok słów w obawie o utratę przyjaciela. Dopiero co udało nam się odbudować naszą przyjaźń, znów przestaliśmy być dla siebie obcy, było jak dawniej, a może nawet i lepiej, dlatego nie mogłam pozwolić mu znowu mnie opuszczać. Nie przeżyłabym tego. W te kilka krótkich dni zrozumiałam, jak bardzo potrzebowałam czyjegoś towarzystwa, uwagi. W Doncaster umiejętnie zabijałam w sobie tę potrzebę. Udawałam, że doskonale radzę sobie sama, że jest mi dobrze tak, jak jest. Jednak prawda była zupełnie inna. Tęskniłam za ludźmi, ale nie potrafiłam się do nich przekonać, wciąż rozpamiętując to, jak zawodzili mnie inni. Nie chciałam kolejny raz ryzykować, bałam się bólu i tęsknoty, dlatego wolałam zaszyć się w swoim pokoju i skupić się tylko i wyłącznie na sobie. Byłam tchórzem, ale tym razem bardzo pragnęłam to zmienić.
-Proszę, daj mi szansę..
Niemal czułam, jak z każdym wypowiedzianym słowem łzy coraz bardziej cisną mi się do oczu. Nie chciałam się rozpłakać, jednak perspektywa mojego dalszego życia bez przyjaźni z Tomlinsonem sprawiała, że miałam ochotę położyć się na ziemi i rozpaczać nad swoim losem. Kompletnie sobie tego nie wyobrażałam, na szczęście nie ja jedyna.
-Nie jestem na ciebie zły, po prostu nie mogę zrozumieć, jak mogłaś mi o tym wszystkim nie powiedzieć.. Przecież się przyjaźnimy.. Lucy mnie zawsze możesz wszystko powiedzieć, myślałem, że wiesz o tym.
Chłopak spojrzał na mnie, a ja zamrugałam nerwowo, ponieważ moje oczy robiły się coraz to bardziej zaszklone. Miałam naprawdę wspaniałego przyjaciela. Kogoś takiego, jak on mogłam w swoim życiu już nigdy nie spotkać, dlatego miałam zamiar zrobić wszystko, aby ta przyjaźń to przetrwała.
-Wiem o tym.
Szepnęłam cicho, po czym nieśmiało wtuliłam się w jego ramiona. Nie protestował. Od razu objął mnie mocno i westchnął głęboko, czym zaznaczył swoją dezaprobatę w stosunku do mojego zachowania. Chciał mi dać do zrozumienia, że popełniłam błąd, a ja wcale nie miałam mu tego za złe. Po prostu źle oceniłam sytuację, a kiedy to sobie uświadomiłam, nie było już szans na odwrót. Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, kiedy nagle usłyszeliśmy wybuchy petard, krzyki, śpiewy, klaksony. Wybiła dwunasta.
-Szczęśliwego Nowego Roku Lucy.
Mamy kolejny rozdział, kolejne dramy. Mam nadzieję, że niczym Was nie zawiodłam, starałam się, jak tylko mogłam. :) Mam ostatnio coraz mniej czasu, więc narobiło mi się trochę zaległości w blogowaniu, ale wszystko powoli nadrabiam, znowu. Także o nic się nie martwcie, jeśli miałam do Was wpaść, to z pewnością zrobię to w najbliższym czasie! Za wszystkie błędy bardzo przepraszam, ale już prawie śpię, a bardzo zależało mi na skończeniu tego rozdziału. Wyszło, jak wyszło, trudno. Jeśli ktoś chciałby być informowany o pojawianiu się nowych rozdziałów, to podawajcie swoje twittery, numery gg, czy cokolwiek. :)
Standardowo oczywiście dziękuję za wszystkie komentarze. <3
Więcej grzechów nie pamiętam, do następego! :)
edit: OCZYWIŚCIE DZIĘKUJĘ JOYSTER ZA POMOC, BEZ CIEBIE BYŁABYM NIKIM. :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No trochę roboty było i nerwów, a przecież to "tylko" rozdział. Mi się nie udało XD
OdpowiedzUsuńStan to pała, Harry'ego kocham, Lou kocham najmocniej, Lucy mnie wkurwia jak zwala winę za wszystko na siebie, bo przecież nie odpowiada za DOSŁOWNIE WSZYSTKIE BŁĘDY, więc japa, laska i do przodu. Drama to drugie imię tego bloga, ale właśnie to w nim kocham<3 No i ładnie wyszło, bo rozdział jest długi, a co najważniejsze dużo się w nim dzieje. Uwielbiam scenę tańca H i L <3 To było takie mega, mega kochane, że bardziej się nie da. Uśmiechałam się pod nosem do siebie, czytając to :D
Love Cię i do zoba chyba za dwa tygodnie znów, hihi<3
W końcu! Nawet nie wiesz, jak czekam na twoje rozdziały! Kocham Lucy, jest taka spokojna i silna, trwa przy Lou, choć Stan ją bardzo rani. Dodatkowo wybrałaś piękną dziewczynę na postać, mogłabyś wyjawić jej prawdziwe dane? c:
OdpowiedzUsuńLucy i Harry do siebie meeega pasują, ale dobrze będzie, jak ich jeszcze chwilę będziesz w neutralnych stosunkach utrzymywała - będzie leepszy efekt potem.
Z wcześniejszego komentarza Meadow (której bloga też zresztą czytuje) domyślam się, że cię zna i... co dwa tygodnie?! Dziewczyno, ja nie wytrzymam psychicznie! :c
Pozdrawiam, dużo weny i czekam na nexta - R.
Ps. Zapraszam na bloga pamietnik-umarlej.blogspot.com
Jakoś trzeba się reklamować, nie? :D
Cieszę się, że o mnie nie zapomniałaś i mi podziękowałaś, heh ;/ Beze mnie nie byłoby tego rozdziału [muszę sobie trochę posłodzić, bo mam gorszy dzień xd]. Uwielbiam, jak wykreowałaś Louisa. Taki przyjaciel to skarb i Lucy powinna się go trzymać. Scena tańca Harrego i Lu jest świetnie napisana. Kocham takie opisy, bo można tyle pięknych uczuć przekazać! Aż ciarki po plecach przechodzą.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny rozdział przyniesie Ci mniej problemów i szybciutko go napiszesz i dodasz <3
jeju aż się nie mogę doczekać co będzie dalejj :))
OdpowiedzUsuńNie mam chwili wolnego, więc dopiero dzisiaj mogłam pozwolić sobie nadrobić zaległości i w spokoju przeczytać rozdział. Muszę się przyznać, że bardzo mi się podoba... najbardziej chyba ostatnia scena Louisa i Lucy, chociaż w tym miejscu powinnam poważnie się nad tym zastanowić, bo Harry i Lucy też zawładnęli mym serduchem... nie, zdecydowanie nie... w tym rozdziale, nie ma mojej jednej ulubionej sceny, cały rozdział bardzo mi się podoba. W trakcie czytania naszły mnie dziwne myśli odnoście Stana, ale moje przypuszczenia raczej na pewno będę błędne, więc zostawię je dla siebie i zobaczę, czy rzeczywiście to co sądzę wydarzy się w przyszłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Morgan Jade. ;*
OMG, kocham ten rozdział! Wiesz, co mi się najbardziej podoba w Twoim opowiadaniu? Że jest takie rzeczywiste, w sensie doskonale opisujesz relacje między poszczególnymi bohaterami i nie przesadzasz w żadną stronę, nie przedstawiasz niczego nie wiadomo jak kolorowo, tylko realistycznie. Ok, chyba się zaplątałam w tym, co piszę xd W każdym razie: Louis jest takim kochanym przyjacielem. Może zaniedbał Lucy podczas robienia kariery, ale teraz jednak wynagradza jej swoją nieobecność w stu procentach. Naprawdę o nią dba i się martwi. Mogłabym się dłużej nad nim rozpływać, jednak nastąpił moment, w którym Lucy wyciągnęła Harry'ego na parkiet. Przyznam, że na początku Hazza bardzo mnie irytował, ale teraz go po prostu uwielbiam. Gdybym była na miejscu głównej bohaterki, to pewnie bym, cholera, zemdlała xd Pomijając brak moich umiejętności tanecznych, oczywiście xd
OdpowiedzUsuńJakoś tak się spodziewałam, że na tej całej imprezie sylwestrowej dojdzie do konfrontacji ze Stanem. Zachowanie Harry'ego zasługuje na medal. Chociaż sam bywał chamski wobec Lucy, to teraz poniekąd stanął w jej obronie. Może nieco nieudolnie, ale jednak. A Lucas to zwykły pajac, stracił resztki moich sympatii. Nie wiem, co mu odwaliło, może zawsze taki był, tylko się ukrywał?
Przykro mi, że Louis w taki sposób dowiedział się o konflikcie pomiędzy dwójką jego przyjaciół. Bałam się, że będzie wściekły na Lucy, ale jak zwykle okazał się bardzo wyrozumiały i kochany. Cóż, dobrze, że chociaż oboje byli razem podczas nastania Nowego Roku ;3
Rozdział naprawdę mi się podobał, już czekam na następny <3
Jak ja kocham twojego bloga. Rozdział jest wspaniały. Mam nadzieję, że znajomość z Harry'm potrwa trochę dłużej, niż tylko do wyjazdu. Nie mogę się doczekać następnych wydarzeń. Co jeszcze może się zdarzyć? Nie wiem dlaczego, ale jakoś Stan nie przypadł mi do gustu i chyba go nie polubię i przede wszystkim nie zrozumiem.
OdpowiedzUsuńPisz we własnym tempie i dodawaj rozdziały wtedy, kiedy masz czas, ale DODAWAJ je, proszę cię.
Buziaczki
@Zuza103103
Siadłam sobie na spokojnie i przeczytałam opowiadanie od początku ;) Po pierwsze: mega pomysł na osadzenie akcji i poznanie jednego z chłopaków, z czymś choćby podobnym się jeszcze nie spotkałam. Po drugie: Piszesz tak... lekko, spojrzenie praktycznie płynie po tekście i jak już się zacznie czytać to po prostu trzeba dokończyć :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i weny życzę!
@Bulikowna
Boże, jak ja się cieszę, że trafiłam na to opowiadanie! Jest ono naprawdę genialne. To ile ty masz pomysłów, no i jak świetnie potrafisz je wszystkie wykorzystać, opisać, przedstawić. Dosłownie miałam przed oczami to, co czytałam. Zazdroszczę takiego talentu. Opowiadanie wciąga i przeczytałam w niecałą godzinę wszystkie rozdziały, no i czekam na kolejne! Powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńhttp://drive-harry-fanfiction.blogspot.com/
Super rozdział :)) Cieszę się, że Harry dał popalić Stanowi a z drugiej strony mi go żal :( Tak mi się coś wydaje, że ta jego wściekłość musi mieć jakieś drugie dno. Mam nadzieję, że to się jeszcze wyjaśni.
OdpowiedzUsuńCieszę się również z tego, że Louis nie obraził się na Lucy :D
Ogólnie wszystko fajnie ^^
Zapraszam też do mnie w wolnej chwili bo nie wiem czy zostawiając komentarz przeczytałaś 8 rozdział ;)