niedziela, 8 grudnia 2013
Chapter X
Louis długo się nie pojawiał, a ja mimo iż naprawdę świetnie bawiłam się w towarzystwie chłopców, zaczęłam sie nieco martwić. Bez ustanku spoglądałam na ekran telefonu w nadziei, że odpisze chociaż na jednego z tysiąca wysłanych przeze mnie smsów lub najzwyczajniej w świecie oddzwoni. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a ja czułam się coraz bardziej zdenerwowana. Z niewyjaśnionego powodu czułam, że stało się coś złego i sprawa, która zatrzymała mojego przyjaciela na tak długo nie jest niczym pozytywnym, a wręcz przeciwnie. Nie potrafiłam pozbyć się tej przykrej myśli, a mój humor mimowolnie robił się z minuty na minutę coraz gorszy i chociaż próbowałam to jakoś zamaskować, to nigdy nie byłam dobrą aktorką, a moje uczucia leżały dla innych osób niczym na tacy. Dlatego moje przygaszone zachowanie nie uszło uwadze Harrego, który w dyskretny i subtelny sposób próbował dać mi do zrozumienia, że nie powinnam się przejmować, a po prostu zacząć cieszyć się imprezą.
Popijałam właśnie drugiego już z kolei drinka rozglądając się po sali, kiedy niespodziewanie ktoś zakrył mi oczy od tyłu. Nie musiałam w ogóle zastanawiać się kim jest osoba za mną, bowiem kiedy tylko zbliżyła się do mnie, a do moich nozdrzy dotarł ten charakterystyczny zapach perfum, wiedziałam, że jest to nie kto inny, jak Tomlinson. Ucieszyło mnie jego przybycie, dlatego nie zastanawiając się ani chwili zeskoczyłam z sofy i rzuciłam się swojemu przyjacielowi na szyję.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz!
- Jak mógłbym opuścić okazję spędzenia z tobą czasu, Lucy? - powiedział radosnym tonem wprost do mojego ucha, po czym objął mnie niezwykle czule, przelewając na mnie swoją bezgraniczną przyjaźń, dzięki czemu momentalnie poczułam się stokroć lepiej.
Uśmiechnęłam się pod nosem i po dość długim powitaniu, odsunęłam się od niego. Nie czekaliśmy ani chwili dłużej, Lou rzucił niedbale kurtkę na jedną z kanap w loży, którą zajmowaliśmy po czym udaliśmy się na parkiet, gdzie reszta członków One Direction wirowała wśród tłumu innych ludzi. Pierwsze kilka piosenek przetańczyliśmy z Lou w duecie, ale jak mogłam się spodziewać w końcu ktoś mi go niespostrzeżenie podprowadził i wtem zostałam sama, a właściwie to z Niallem wywijającym niczym zawodowy tancerz.
Chłopcy narzucili dość szybkie tempo picia i co chwilę zwlekali mnie z parkietu zapraszając na kolejnego drinka. Nie miałam zbyt mocnej głowy, a wszystko za sprawą tego, że wcześniej niewiele miałam okazji do imprezowania. Dobrze zdawałam sobie sprawę ze swoich niemal zerowych umiejętności do picia, dlatego aby nie przesadzić i nie skończyć z głową w toalecie, postanowiłam trochę zwolnić, szczególnie, że już wtedy czułam się nieźle wstawiona. Świat zataczał wokół mnie leniwe kółka, a ja nijak nie mogłam pozbyć się tego parszywego wrażenia. Nie bardzo jednak mi to przeszkadzało. Nie chciało mi się przez to wymiotować, ani nie powodowało to, że moje ruchy na parkiecie wyglądały nie bardziej niezdarnie niż zwykle. Kontrolowałam całą sytuację i byłam z siebie dumna, że mimo alkoholowych początków potrafię zachować się odpowiedzialnie i z klasą, a zarazem nie jak kompletna nudziara.
- Lucy chodź! Czas na toast!- tuż obok mnie pojawił się próbujący przekrzyczeć cholernie głośną muzykę Niall i już łapał mnie za rękę, aby pociągnąć mnie w stronę baru, kiedy z ogromnych klubowych głośników poleciały pierwsze takty zremiksowanej piosenki Robina Thicke'a "Blurred Lines".
- Później do was dołączę, uwielbiam ten kawałek!- odkrzyknęłam w nadziei, że Louis połapie się w tym, że chcę zostać na parkiecie nie ze względu na piosenkę, a nadmiar alkoholu, który już buzował w moich żyłach, co miałam zamiar jak najszybciej wytańczyć.
Tomlinson nie zwrócił jednak na mnie nawet najmniejszej uwagi i to nie dlatego, że zrobił to specjalnie, był po prostu tak zajęty rozmową z Zayn'em, że nawet nie zauważył, że za nimi nie idę. Bez spoglądania za siebie ruszył razem z przyjacielem w stronę loży, w której odpoczywaliśmy w przerwach między dzikimi tańcami na parkiecie. Było mi trochę głupio, poza tym nie miałam wcale ochoty tańczyć sama, co wydawało mi się być nieco desperackie, dlatego nieco skołowana stałam wpatrując się w oddalające się sylwetki przyjaciół, a zarazem zastanawiając się co powinnam była zrobić, aby nie wyjść na idiotkę. Miałam właśnie udać się do łazienki, kiedy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Ja też bardzo lubię tą piosenkę, zostanę z tobą.
Mój wybawca - Harry Styles nie zawiódł mnie i tym razem. Widząc jego rozpromienioną twarz uśmiech niemal sam cisnął mi się na usta, przed czym wcale się nie broniłam. Zaraz potem oboje oddaliśmy się szalonemu tańcu. W gruncie rzeczy wcale nie lubiłam tej piosenki, była irytująca i drażniła mnie za każdym razem, kiedy tylko leciała w radiu. Nie wiem dlaczego, ale odczułam, że Harry ma dokładnie takie samo zdanie na ten temat.
Wygłupialiśmy się, śmialiśmy z dziwnie tańczących ludzi, Harry twerkował, ja wykonywałam jakieś trudne do określenia słowami ruchy, a mówiąc prościej- oboje świetnie się razem bawiliśmy. W szampańskich humorach trwaliśmy już od ponad trzech piosenek, aż do momentu, kiedy muzyka zdecydowanie zwolniła, a do moich uszu doszedł przyjemny i głęboki głos Leony Lewis w piosence "Bleeding Love". To oznaczało tylko jedno - wolny taniec. W mojej głowie błyskawicznie pojawiło się wspomnienie sylwestra i pierwszego naszego tańca. Na samą myśl o tym, jak bardzo się wtedy zapomniałam zatapiając się w zielonych tęczówkach chłopaka, miałam ochotę dosłownie uciec gdzie pieprz rośnie, oby tylko owa sytuacja nie powtórzyła się już nigdy więcej. Wcale nie chodziło o to, że taniec mi się nie podobał, bo było wręcz przeciwnie. Obawiałam się jednak swojej sympatii do Harrego, która od tamtego momentu zaczęła powoli, acz konsekwentnie rosnąć. Od chwili kiedy zobaczyłam w nim przemiłego i wręcz idealnego młodego mężczyznę mój umysł podświadomie zaczął wynajdować w nim kolejne zalety, które w ogóle nie pomagały mi w wyleczeniu się z tej znajomości. Zaczęłam brnąć w coś, co nie miało żadnego sensu i przyszłości. Byłam pewna, że Styles był dla mnie uprzejmy tylko i wyłącznie, dlatego, że byłam przyjaciółką Lou, a on nie chciał wyjść na gbura. Tak czy inaczej Harry imponował mi. Znał się na sztuce, był dobrze wychowany, przystojny, zabawny, inteligentny. Marzenie, a nie chłopak. Nie było więc się czemu dziwić, że mimo tego, iż bardzo się przed tym broniłam, coraz bardziej poddawałam się jego urokowi.
Po raz kolejny jego hipnotyzujące spojrzenie przywołało mój wzrok i nie pozwoliło mu oderwać się nawet na chwilę. Byłam tak zapatrzona w jego oczy, ze nawet nie zauważyłam kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Czułam jego ciepły oddech na swoich zaróżowionych od wcześniejszego wysiłku policzkach, a moje serce wyraźnie przyspieszyło łomocząc się szaleńczo w piersi. Teraz dzieliło nas już dosłownie kilka milimetrów, kiedy usłyszeliśmy radosny głos naszego irlandzkiego kolegi.
- No chodźcie! Lucy obiecałaś mi, że zaraz do nas dołączysz.
Oderwaliśmy się od siebie niemal natychmiast, a ja poczułam jak szkarłatny rumieniec oblewa całą moją twarz. Byłam speszona, a właściwie to tak zakłopotana, że nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Horan był za to najwyraźniej tak pijany, że kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, w czym tak naprawdę nam przeszkodził, ja sama do końca tego nie wiedziałam. Co rzeczywiście chciał zrobić Harry? Czy naprawdę chciał mnie pocałować, a może był to jedynie wytwór mojej chorej wyobraźni. Te i mnóstwo innych pytań zaczęło kłębić się w mojej głowie, jednak wiedziałam, że nieszybko poznam odpowiedzi. Bez słowa podążyłam za blondynem posyłając Stylesowi jedno krótkie spojrzenie, którym sama nie wiem co chciałam mu przekazać. W innej sytuacji z pewnością byłabym zła na Nialla za to, że zepsuł tą chwilę, jednak tym razem byłam mu naprawdę szczerze wdzięczna. Nawet jeśli Harry rzeczywiście chciał zrobić to, co mi się wydawało, to ja naprawdę nie mogłam dopuścić do tego, aby wydarzyło się to w takich okolicznościach.
Reszta naszej wystrzałowej imprezy wyglądała dokładnie tak samo, jak na początku. Piliśmy, tańczyliśmy, było dużo śmiechu i wygłupów. Jedyna rzecz, która uległa lekkiej zmianie to stan naszego upojenia. Wszyscy byliśmy w iście szampańskich nastrojach, każdemu plątał się już nie tylko język, ale również i nogi. Z całej naszej gromadki wyłamał się jedynie Liam, który postanowił nie pić, co w gruncie rzeczy było nam na rękę i chociaż głupio byłoby się do tego przyznać na głos, to poczuliśmy ulgę, że nie musimy martwić się o bezpieczny powrót do domu. Do tego Harry nie był zmuszony zostawiać swojego samochodu pod klubem, co z pewnością znacznie ułatwiło mu życie.
Impreza dobiegała końca, więc postanowiliśmy czym prędzej zmyć się do domu. Nie musieliśmy zbyt długo namawiać Payne'a, aby nas podrzucił, ponieważ zgodził się niemal od razu i szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy zrobił to z czystej dobroci serca, czy też dlatego, że miał dzięki temu kolejną okazję do tego, aby ponabijać się z na wpół przytomnego Lou. Nie miało to wtedy dla mnie głębszego znaczenia, najważniejsze było to, abym jak najszybciej znalazła się w ciepłym łóżku i mogła spokojnie zasnąć.
Logiczne było to, że nie zmieściliśmy się wszyscy do jednego samochodu i mimo wielokrotnych nalegań Horana, musieliśmy się rozdzielić. Było mi trochę przykro, kiedy musiałam się pożegnać z Zaynem i Niallem, szczególnie, że przez ostatni czas naprawdę zaczęłam lubić tego zwariowanego blondyna. Był tak pozytywnie nastawiony do życia, że kiedy przebywał obok, jego pogoda ducha automatycznie przechodziła również i na mnie. Zdecydowanie mogłabym się przyzwyczaić do takiego czegoś. Nie wiem, czy to przez alkohol, który buzował w moich żyłach, czy też z najprawdziwszej sympatii do Niallera, tak czy inaczej na do widzenia zaprosiłam go do Doncaster, grożąc, że jeśli nie przyjedzie, to śmiertelnie się na niego obrażę. Chyba naprawdę wziął to do siebie, bo kiedy siedzieliśmy już w samochodzie, dostałam od niego smsa, że nie może doczekać się kolejnej imprezy.
- Gdzie was zawieźć? Do domu, czy do hotelu, gdzie zatrzymuje się Lucy?- spytał Liam i obrócił się do tyłu patrząc po kolei na każdego z nas.
Kiedy to zrobił, zaczęłam zastanawiać się dlaczego właściwie wszyscy siedzimy z tyłu, skoro miejsce obok kierowcy jest całkowicie wolne. Cóż, najwidoczniej żadne z nas nie było w stanie wpaść na to, aby usiąść z przodu i nie musieć cisnąć się na cholernych tyłach w trójkę.
- Jedziemy do nas. Lucy jest zbyt pijana, nie może pokazać się tak rodzicom..- wypalił ni stąd ni zowąd Tomlinson, a ja zaskoczona spojrzałam w jego stronę.
Jego słowa były na tyle niedorzeczne i irytujące, że miałam ochotę zdzielić go swoją torebką w głowę, ale stety lub też niestety powstrzymałam się w ostatniej chwili.
- Co to w ogóle miało znaczyć?! Spójrz na siebie!- powiedziałam oburzona i chociaż zrobiłam to w złości, to w mojej drobnej uszczypliwości było sporo prawdy.
Nie rozumiałam, jak chłopak może czepiać się mojej nietrzeźwości, kiedy on sam ledwo trzymał się na nogach. Zdecydowanie on i Niall byli tego wieczoru najbardziej pijani i chociaż wcale nie miałam im tego za złe, to te słowa przyjaciela nieco wyprowadziły mnie z równowagi. Właśnie miałam powiedzieć, że chcę jechać do hotelu, kiedy niespodziewanie odezwał się Harry. Kto jak kto, ale on miał wyczucie jak nikt inny. Wydaje mi się, że po prostu zawsze wiedział, kiedy i co ma powiedzieć. Miał dar mówienia. Potrafił słowami zdziałać niemal wszystko, a na pewno bardzo wiele. Stwierdziłam, że jest to całkiem przydatna umiejętność, a on naprawdę był w tym bardzo dobry.
- Louis miał na myśli to, że chcielibyśmy z tobą spędzić jeszcze trochę czasu zanim wyjedziesz.
Nie potrafiłam ocenić, czy jego słowa są naprawdę szczere, czy mówi tak tylko, żeby wyciągnąć przyjaciela z opresji, jednak automatycznie zrobiło mi się lepiej na sercu i trochę minęła mi złość na Louisa. Równocześnie nie potrafiłam odmówić i tym oto sposobem Liam zawiózł nas do posiadłości tych dwóch buraków. Weszliśmy do domu, a ja w błyskawicznym tempie zdjęłam ze swoich obolałych nóg szpilki, w których tak czy inaczej, jak na kogoś kto nie chodzi w nich zbyt często, wytrzymałam wyjątkowo długo. Nie czekając na swoich towarzyszy opadłam na stojącą w salonie kanapę i z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy rozciągnęłam się. Właściwie dopiero wtedy poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Prawda jest taka, że będąc w klubie nie miałam czasu na marudzenie i myślenie o odpoczynku, dlatego zmęczenie uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą tuż po powrocie do domu. Oprócz tego, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a w uszach nieprzyjemnie piszczało, była jedna rzecz, której nic z tego nie było w stanie przezwyciężyć- głód. Przed wyjściem do "Lightbox" nie miałam okazji, aby cokolwiek przekąsić, wyglądało więc na to, że moim jedynym posiłkiem tego dnia był ten w towarzystwie Harrego. Nie dziwne więc było to, że kiszki grały mi marsza, a w okolicach żołądka czułam niekomfortowy uścisk.
- Lucy jesteś może głodna?- spytał niczym na zawołanie Styles.
Czy ten chłopak przypadkiem nie czyta w moich myślach?
- Jak dobrze, że pytasz!- uśmiechnęłam się szeroko na co on odpowiedział dokładnie tym samym, po czym skierował się w stronę kuchni.
Bez zastanowienia, choć z niewielkimi trudnościami, podniosłam się z miejsca i ruszyłam za nim. Kiedy weszłam do pomieszczenia, chłopak wyciągał już z lodówki przeróżne składniki, a zaraz potem położył na blacie chleb, co oznaczać mogło tylko jedno- wymyślił dla nas tosty, które w tamtym momencie były dla mnie spełnieniem marzeń. Jako, że naprawdę miałam na nie ogromną ochotę, zaczęłam rozważać, czy chłopak rzeczywiście nie jest jasnowidzem.
- Pomogę ci.- rzuciłam pogodnie i złapałam do ręki leżący nieopodal nóż zastanawiając się, za którą z czynności zabrać się najpierw.
- Nie musisz, jesteś naszym gościem.- powiedział brunet próbując odebrać mi narzędzie, jednak ja nie miałam zamiaru odpuścić.
Chłopcy przez cały czas byli dla mnie tacy mili, że pragnęłam odwdzięczyć się im w jakikolwiek, chociażby najbardziej błahy, sposób. Ich serdeczność cieszyła mnie dodatkowo ze względu na to, że przecież byli gwiazdami światowego formatu, mieli prawo, aby zachowywać się jak divy, kompletnie by mnie tym nie zdziwili, a mimo to oni wciąż pozostawali tymi "normalnymi". W tej sytuacji chodziło o zwykłe zrobienie kanapek, ale był to moment, w którym Harry doskonale pokazał mi, że pragnie wieść tak samo zwyczajne życie, jak ja. Jego twarz prawdopodobnie znała większość nastolatek na całym świecie, ale oprócz tego nie różnił się niczym od swoich rówieśników. Tak samo jak oni miał marzenia i cele, obawy i zmartwienia i tak samo jak oni pragnął przeżyć swoje życie po swojemu. Ta normalność mimo sławy i masy pieniędzy sprawiała, że Harry był dla mnie jeszcze bardziej pociągający i interesujący. Wciąż stanowił dla mnie zagadkę, którą pragnęłam odgadywać powoli i skrupulatnie, poznając dokładnie każdy jej najmniejszy element.
- Daj spokój, korona mi z głowy przez to nie spadnie.- zachichotałam cicho, a on przestał próbować namówić mnie do bezczynnego siedzenia i przypatrywania się jego pracy.
Miałam wrażenie, że w towarzystwie Harrego nawet zwykłe robienie tostów może być nad wyraz przyjemnym zajęciem. Chłopak wciąż mnie rozśmieszał, wygłupiał się i żartował, a ja szybko zdążyłam zapomnieć o tym, jak bardzo byłam padnięta jeszcze moment temu. Do tego nasze tosty były nadzwyczaj smaczne, co mogło być spowodowane tym, że alkohol nadal rozchodził się w moim organizmie i po prostu doceniałam teraz każde możliwe jedzenie, jednak wolałam sobie wmawiać, że po prostu jesteśmy wspaniałymi kucharzami. Gdy tylko skończyliśmy jeść, zabraliśmy się za sprzątanie i zamiast włożyć wszystko do zmywarki, postanowiliśmy to umyć sami.
Skończyliśmy zmywać naczynia i siedzieliśmy przy stole prowadząc ożywioną rozmowę na tematy, których nietrzeźwi ludzie po prostu nie powinni się dotykać, jednak coś wciąż nie dawało mi spokoju. Czułam, że coś nie jest tak i nie mogłam w pełni oddać się w wir naszej politycznej debaty, dlatego odstawiłam kubek z gorącą herbatą i niespokojnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili intensywnego namysłu doszło do mnie, że nie ma z nami Lou i Bóg wie kiedy tak naprawdę nas opuścił. Było mi trochę głupio, że nawet nie zauważyłam, że wyszedł z kuchni, choć w gruncie rzeczy był tak pijany, że niewiele było tego dnia z niego pożytku, dlatego podczas posiłku i zmywania skupiliśmy się z Harrym tylko i wyłącznie na sobie. Louis tak czy inaczej nie był w stanie prowadzić z nami jakiejkolwiek, mającej sens rozmowy, bo jedyne co wychodziło z jego ust, to jakiś niezrozumiały bełkot.
- Myślisz o tym samym co ja?- spytał po chwili Styles, a ja przeniosłam na niego swój nieco nieprzytomny wzrok, po czym kiwnęłam delikatnie głową dając mu do zrozumienia, że również w końcu zauważyłam nieobecność Tommo.
Byliśmy wszędzie, sprawdziliśmy każdy zakamarek, Harry zajrzał nawet do dwóch, wielkich szaf kolejno w jego i Louisa sypialni, ale ani jemu, ani mnie nie przeszło przez myśl, aby sprawdzić korytarz zaraz przy drzwiach frontowych. Skoro nie zarejestrowaliśmy obecności chłopaka nigdzie indziej, musiał być właśnie tam. I tak oto ujrzałam jedną z najzabawniejszych scen w moim dotychczasowym życiu, a zarazem coś, czego nigdy nie zapomnę, a mianowicie widok skulonego niczym kot Louisa śpiącego na butach w przedpokoju, a żeby było mało to jeszcze nosem leżał w jednym z nieco brudnych i zapewne nie zbyt przyjemnie pachnących adidasów. Zanim wybuchnęłam stłumionym śmiechem, spojrzałam na Harry'ego, próbując powstrzymać się od chichotu. Styles niemalże opluł się ze śmiechu i czym prędzej sięgnął po telefon, pokazując mi tylko gestem ręki, że mam się ustawić do zdjęcia. Nie czekając ani sekundy, kucnęłam przy Tomlinsonie, najpierw otwierając szeroko usta i pokazując kciuki, następnie kładąc się w zjawiskowej pozie obok niego. Po kilku kolejnych pozach zamieniliśmy się z Harrym funkcjami i tym razem to on pozował niczym prawdziwy model. Te jego miny... Po prostu nie do opisania. Już sam fakt, że Lou zasnął w tak ekstremalnych warunkach zwalał mnie z nóg, a to, co wyczyniał Harry było istną wisienką na torcie. Po profesjonalnej sesji zdjęciowej sprzętem z najwyższej półki, czyli Iphonem Stylesa, postanowiliśmy przenieść przyjaciela chociażby na sofę do salonu. Lou do najlżejszych osób nie należał, a ja natomiast nie byłam jakoś nadzwyczaj silna, jednak poradziliśmy sobie nie uszkadzając go, ani nie obijając się o ściany. Kiedy chłopak leżał już smacznie na kanapie, przykryłam go mięciutkim kocem i całując go w głowę na dobranoc sama ruszyłam do pokoju, w którym gościłam, aby odpocząć i na spokojnie poukładać sobie w głowie wydarzenia dzisiejszego wieczoru.
JEDNO WIELKIE PRZEPRASZAM ;c
Nie jestem z siebie dumna.. Po pierwsze ze względu na to, że przez tak długi czas nie pojawiał się nowy rozdział, a po drugie dlatego, że ten rozdział jest po prostu słaby i dobrze o tym wiem. Obiecuję, że następny dodam dużo szybciej, a także postaram się, żeby był ciekawszy, a przede wszystkim lepiej napisany.
Chciałam jeszcze podziękować wszystkim, którzy pofatygowali się, aby skomentować, a także tym, którzy pytali, kiedy pojawi się nowy rozdział, bo to również bardzo mnie motywowało. Fajnie, że ze mną jesteście. :) + Oczywiście dziękuję Joyster i Meadow za małą pomoc. <3
+ Mam małą prośbę.. Nie jestem w stanie zapamiętać kogo mam powiadamiać na twitterze, czy też w inny sposób, więc po prostu dajcie mi znać, że chcecie być informowani i w jaki sposób. :)
@vespeerr
WHOPPER
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Harry wybawca! Ten to ma wyczucie czasu, co :o Lou jest taki kochany, jak przychodzi na imprezę, jezusie<3 A ten jego tekst w samochodzie, haha, co kocham. Cwaniaczek, wyobraziłam sobie jak to zabawnie powiedział :D I ta akcja z zaśnięciem na butach, mistrz XD Wgl jaki chujowy ten mój komentarz, ale sory oglądam miss polski i bejcze z Martyny, zatem nie jestem w stanie ogarnąć porządnego komcia XD Następnym razem lepszy napisze ;/ Z reszta na fejsbukach Ci pisałam co lubię i co myślę. Love Cię i Louisa (moja ulubiona postać tu ;/) <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny, ten jest super :D
OdpowiedzUsuńBoski rozdział ♥
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nexta *.*
Uwielbiam tego bloga
Harry i Lucy awwww ♥♡
Życzę weny ;)
Zakochałam się w wyglądzie tego bloga, serio. No bez kitu, Harry jest tutaj taki idealny. A co do rozdziału... Tak bardzo wyczekiwałam, że może jednak między Harrym a Lucy coś się zdarzy, jakiś mały pocałunek. No ale chyba muszę jeszcze trochę poczekać. Ok, biorę na siebie to wyzwanie! I jeszcze do tego Styles jest taki miły *__* Krótko mówiąc, impreza bardzo się udała, a Lou pobił wszystko i wszystkich. Boże, kocham tego człowieka najmocniej na świecie, a już szczególnie tutaj u Ciebie. Wyobrażałam sobie cały czas ten obraz, kiedy jest pijany i gada takie bzdury. No i oczywiście jego zacna akcja z zaśnięciem wśród butów. Ciekawa jaka będzie jego reakcja, kiedy Harry i Lucy pokażą mu te zdjęcia! Czekam na rozdział następny, życzę dużo weny kochana. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńAjj tak mało brakowało a byłby pocałunek :D Już myślałam, że się uda :) Wygląd bloga godny podziwu, naprawdę. Świetna robota. Co do rozdziału nie rozumiem dlaczego nie jesteś zadowolona. Mi się podoba. A szczególnie za scenę Lou- śpiącego księcia śmierdzących butów xd
OdpowiedzUsuńDuuuużo weny ! :*
Poproszę o info na tt: @Gattino_1D
[spojrz-w-moje-oczy.blogspot.com]
[gotta-be-you-darling.blogspot.com]
Boże jaki świetny rozdział! A ta scena z pocałunkiem... kiedy to się w końcu stanie? Strasznie mi się podoba to, jak wykreowałaś Luzy. Zwyczajna dziewczyna, nie zachowująca się tak (jak to teraz w większości opowiadań bywa) jak rozkapryszona nastolatka. Jest tak realistyczna, że można by pomyśleć, że jest to twoja dobra koleżanka i tylko opisujesz jej losy na blogu. Wielkie brawa dla ciebie!
OdpowiedzUsuńHarry, Harry... niezbyt rozumiem jego zmianę w stosunku do Lu. Z dupka w przyjaciela.
Teraz Lou - czyli jedna z moich ulubieńszych postaci całej blogsfery. Taki opiekuńczy, taki zabawny, taki kochany. A ta scena z butami? Zarąbiaszcza! XD Szczególnie mi się spodobała dlatego, że kiedyś też miałam podobną. Trafiłaś w mój czuły punkt ;)
Z niecierpliwością czekam na nexta. Byłabym wdzięczna, gdybyś mnie o nim poinformowała na moich blogu (zepsuta funkcja obserwowania, meh :c)
No i oczywiście zapraszam do czytania ;)
http://the-innocent-flower.blogspot.com/
Yay przeczytałam wszystkie rozdziały chyba jakoś w godzinę, i jestem zadowolona, że tu wpadłam. Uwielbiam twoją lekkość słowa, bo to ogromny plus, dla blogowej autorki!
OdpowiedzUsuńPomysł na historie, jest również niczego sobie, i aż nie mogę powstrzymać się by nie powiedzieć, że jest naprawdę idealnie.
Lubie momenty, gdy Harry i Lucy się dogadują, to znak, że może ich połączyć nie tylko przyjaźń, a to może być naprawdę fajne! :)
Będę obserwować i czytać ! :)x
Tak marudziłaś na ten rozdział, ale on wcale nie jest słaby, wprost przeciwnie! Strasznie mi się podoba, w jaki sposób wszystko opisałaś, niemal przez cały czas szczerzyłam się do monitora jak idiotka. Od tego rozdziału wprost bije pozytywna energia, chyba czegoś takiego właśnie potrzebowałam. No, ale może po kolei xd
OdpowiedzUsuńZawsze, jak w jakimkolwiek ff dochodzi do sceny, w którym bohaterka/i idą na imprezę z chłopakami z 1D, to zżera mnie tak okropna zazdrość, że nawet nie jestem w stanie jej opisać ;/ Po prostu wiele bym oddała, żeby wybrać się z nimi do jakiegoś klubu, napić się razem, potańczyć, powygłupiać... Wydaje mi się, że to byłby ciekawy wieczór :D Lucy jak widać również świetnie się bawiła, zresztą wcale się nie dziwię! Chłopcy, zupełnie tak, jak sama wspomniałaś, nie zachowują się jak rozkapryszone gwiazdki, tylko zwyczajni faceci, którzy lubią czasem poszaleć. To dlatego Lu mogła się czuć w ich towarzystwie tak swobodnie. Sytuacja z Harrym w ogóle mnie nie zdziwiła, jedynie jęknęłam z rozczarowaniem, kiedy Niall się wtrącił i ich od siebie odciągnął. Jestem PEWNA, że Styles chciał ją pocałować. Być może Lucy nie zdaje sobie z tego sprawy, ale sądzę, że Hazz jest nią oczarowany tak samo, jak ona nim :)
Naprawdę jestem pełna podziwu, że po powrocie z klubu, gdzie przecież spędzili wiele godzin, chciało im się jeszcze robić jakiekolwiek jedzenie XD Mnie po wypiciu takiej ilości alkoholu nie smakowałaby nawet ulubiona sałatka, a co tu w ogóle mówić o tostach (tak szczerze to zgłodniałam -,- xd). Jednak absolutnie nic nie przebije finału tego rozdziału, który po prostu rozłożył mnie na łopatki. Kiedy wyobraziłam sobie Louisa śpiącego na śmierdzących butach, a potem Harry'ego i Lucy, którzy robią sobie z nim idiotyczne zdjęcia - już współczuję Tomlinsonowi, pewnie będą go nieźle szantażować - zaczęłam się głośno śmiać xd Świetnie to opisałaś, przekazałaś w pełni atmosferę tej sceny. I wiesz, cieszę się, że Harry i Lu spędzili ze sobą trochę więcej czasu sam na sam. Może i sporo wypili, ale trochę pogadali, pośmiali się... To ich na pewno do siebie zbliży.
Znowu muszę zaznaczyć, że rozdział nie jest zły, a wprost przeciwnie, bo mnie czytało się go naprawdę przyjemnie. Czekam na ciąg dalszy <3
Właśnie znalazłam chwilkę czasu na skomentowanie tego WSPANIAŁEGO rozdziału :) Przeczytałam go już wczoraj, jednak zrobiłam to za pomocą telefonu, a z racji tego, że nie bardzo miałam czas - nie dodałam komentarza, dlatego też robię to właśnie teraz.
OdpowiedzUsuńChciałam Ci bardzo podziękować za przemiłe słowa, które napisałaś pod moim prologiem #2. Cieszę się, że uważasz, iż polepsza się mój styl, ale w końcu nie jestem tu, by pisać o sobie, ale o Tobie! :)
Zacznijmy może od tego, że rozdział wcale nie jest słaby. W sumie to jeszcze się nie spotkałam z takowym na twoim blogu, więc pod żadnym pozorem nie waż mi się tak nawet myśleć, bo Cię znajdę i uduszę gołymi rękoma. Rozdział jest świetny, a ty masz ogromny talent, co ewidentnie tutaj widać.
Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób rozegrałaś całą akcję. Impreza, niedoszły pocałunek, miły i czarujący Harry... Jednym słowem: ŁAŁ ( nie napiszę: "wow", bo od jakiegoś czasu kojarzy mi się to tylko i wyłącznie z piesełem, którego "fenomenu", notabene, nie rozumiem).
Chciałabym poznać kogoś takiego, jak Hazza. Nie chodzi mi o jego wygląd, czy sławę, ale o fakt, że jest tak bardzo podobny do Lucy. Wydaje mi się, że mają mnóstwo cech wspólnych i jest to w pewien sposób dziwne, że jest ktoś, kto ma podobne upodobania do Ciebie, jednak jest to zarazem coś niezwykłego, niespotykanego. I tu napiszę kolejne "ŁAŁ!"
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, bo skoro ten uważasz za slaby, to jestem baaardzo ciekawa kolejnego, ale to już nie tylko o to chodzi. Po prostu już, teraz, zaraz chciałabym wiedzieć jak potoczą się dalsze losy Lucy, Harry'ego i Louis'a :)
PS. Nie przepraszaj mnie za to, że wstawiasz link do swojego bloga w komentarzu. Masz do tego pełne prawo, tym bardziej, że ubóstwiam twoje opowiadanie, także nawet nie pomyślałabym, że jesteś bezczelna :))
Kocham, czekam i pozdrawiam.
Ania xx
Asfghjkghfd <3<3
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ten rozdział ci wyszedł! Z resztą jak każdy... Myślę że pierwsze słowo którego użyłam (jeśli to można nazwać słowem) w pełni określa to co uważam na temat tego rozdziału xD
Nana
mkfdgnjrtknguitnjk !!!
OdpowiedzUsuńJESTEŚ złą ludzią, bo kazałaś mi czekać tak długo na ten rozdział. Twój Hazza jest prawie tak słodziutki jak ten na LD, więc nie mogłam się doczekać. Zaglądałam tu i zaglądałam. Miałaś ładny szablon, wiec wcale to zaglądanie nie było takie przykre. A potem zmieniłaś szablon na edycję zimową, więc też się nim jarałam, a dopiero potem pojawił się rozdział. No długo mnie w tym wyczekiwaniu trzymałaś, ale jest. W końcu. Ale jest. XD
Ciekawe co tak tego Louisa zatrzymało. Drań się nie wytłumaczył, a tak wiele trosk Lucy przysporzył. Gdzie on się szlajał ten mały przystojniaczek, co?
„Nie musiałam w ogóle zastanawiać się kim jest osoba za mną, bowiem kiedy tylko zbliżyła się do mnie, a do moich nozdrzy dotarł ten charakterystyczny zapach perfum, wiedziałam, że jest to nie kto inny, jak Tomlinson”
Agrh te perfumy! Za każdym razem jak ktoś o nich pisze, biegnę do swojego ukochanego flakonika i się inhaluje. Uwielbiam opisywanie zmysłów w opowiadaniach, a zdecydowanie węchowi poświęca się bardzo mało uwagi.
„To oznaczało tylko jedno - wolny taniec.” Ha ha ha. Przed oczami stanęły mi wszystkie dyskoteki w gimnazjum, jak wszyscy odważni podrywacze podpierali ściany ratując szkołę przed zawaleniem, a roztrzęsione emocjonalnie, nabuzowane hormonami nastolatki płakały z powodu nieodwzajemnionej miłość. TO BYŁY CZASY. xD
Prawie pocałunek. Hym… Oczywiście, każdy pocałunek z Hazzą to trzęsienie ziemi, ale nie obraziłabym się, gdybyś trochę więcej postukała w klawiaturę budując to napięcie na parkiecie. ^^
A przemyślenia g. bohaterki dotyczące jej znajomości z Harrym po prostu sprawiają, że mam ochotę jej palnąć i powiedzieć by nie myślała, bo to jej słabo wychodzi. -,-
„Z całej naszej gromadki wyłamał się jedynie Liam, który postanowił nie pić” Liaaaaam frajer. Liam, frajer. ;p
Impreza jak to impreza. Dobrze, że nie udajesz iż, gdy się idzie do klubu siedzi się i popija soczek pomarańczowy. Mamy młodych ludzi/nastolatków to logiczne, ze alkohol się leje hektolitrami. (Nie obrażając ludzi, którzy nie piją z powodu przekonań, bądź bo nie lubią. Jasne można się bawić bez alkoholu. Ale ja jestem z pomorza i wiem, że żadna dobra historia nie zaczyna się od wypicia szklanki mleka. Sorry.)
„wymyślił dla nas tosty, które w tamtym momencie były dla mnie spełnieniem marzeń”
TOSTY! A był ketchup? xD
Scena robienia tostów. Ujęła mnie za serce. Naprawdę. Okazuje się, że nawet je mam, co jest dla mnie zaskakujące. ^^ Uwielbiam gotować i wiem jak takie sytuacje mogą zbliżać ludzi, więc naprawdę to było słodkie. Takie zwyczajne i rozkoszne. Scena ukazuje Hazzę jako zwykłego człowieka. To jest ważne by bohater był namacalny. A taka scena jest świetnym katalizatorem między światem czytelnika i światem przedstawionym. W mojej głowie te tosty były robione w mojej pięknej kuchni. ^^
Nie wiem czemu, ale mam ochotę uderzyć zarówno H.S jak i Lucy w ostatniej scenie. Moja dobra dusza sprzeciwia się nabijaniu z nietrzeźwych ludzi. Trzeba było Lousia do łóżka zaciągnąć by się wyspał, a nie mu zdjęcia robić. No jak to sobie sesje fotograficzna z nim robią.
Biedny Tomlinson, będą go złośliwe bestie katować tymi upokarzającymi zdjęciami do końca życia. :(
I co ty tak narzekałaś na ten rozdział, nie rozumiem!? Oczywiście żadnych wiekopomnych dokonań tu nie mamy, ale taki przyjemny chiloutowy rozdzialik, który jest jak taka cisza przed burzą. Wchodzimy w taki nastrój spokoju, radości, swobody : tu Lucy i Harry zaczynają się zbliżać, tu mamy pijanego Irlandczyka, tu pana Louisa doskonałego w śmierdzących butach. Kto by się spodziewał, że coś może zakłócić taką iddylę?
JA. W życiu trzeba się spodziewać niespodziewanego. ;p
Kocham, ściskam, całuje, a fanminionki dopingują w produkowaniu kolejnego rozdziału, na który wszyyyyyscy czekamy z niecierpliwością.
xoxo
M.K
( http://last-direction.blogspot.com/ )
Skarbie. Genialny rozdział - jak zawsze zresztą. ♥
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi się podoba. Nie rozumiem dlaczego tobie nie.
Wpędzasz mnie w kompleksy. xd
Uwielbiam. *.*
Oooch. ^^ Widzę, że znajomość z Harry'm rozkwita.
Jak strasznie się cieszę. ( ;
Hucy forever! :D Jezu, bardziej beznadziejnego połączenia nie dało się wymyślić.
I Lou taki świetny. ^^ No cóż. Sesja zdjęciowa na pewno udana. :D
Chcę mieć takiego przyjaciela. : D
Okej, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny rozdział. ^^
Buziaki. ;*
Wybaczam twoją dość długą nieobecność, ponieważ zaserwowałaś nam cudowny rozdział, haha.
OdpowiedzUsuńKurcze, Horan, zabiję cię kiedyś, wiesz? Żeby przerwać w takim momencie, no do cholery. Naprawde liczyłam na ich pocałunek.:( Awh, Liam oczywiście w roli kierowcy, ogarniającego pijaną gromadke debili, lol, to musiało być komiczne, szczególnie półprzytomny Lou. Hahahah.
Nie no, ja nie mogę wytrzymać tego napięcia między Lucy a Harrym! Oni się tak świetnie dogadują. W ogóle to podziwiam Stylesa, że dał radę zrobić te kanapki bez odcięcia sobie palca. XD
boże hahahahaha wiedziałam, że Louis zasnął! Ale w sumie nie przypuszczałam, że w takim miejscu, omg to musiało być genialne, nie dziwię się, że Harry i Lucy mieli ubaw.
Cudowny rozdział naprawdę, nie mogę się doczekać kolejnego i czekam na więcej scena z Harrym i Lucy w roli głównej!
Pozdrawiam ciepło!
Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział u mnie:) http://sheltered-fanfiction.blogspot.com/
Co ty mówisz, że jest kiepski?! Jeszcze raz tak powiesz a będę Cię nawiedzać w nocy! Wiem gdzie mieszkasz!!(dobra nie wiem xd, ale powiedzmy, że wiem) :D Jest super! Noo nieźle się zabawili ^^ Harry jest taki kochany, że chyba każda dziewczyna by się rozpłynęła *.* Ale cieszę się, że nie było pocałunku :) Jestem pewna, że jakby do niego doszło po pijaku, to czar by prysł. A tak jest super, no i mamy na co czekać!
OdpowiedzUsuńLou śpiący na butach xD Jak to sobie wyobrażam, to chce mi się śmiać ;)
A tak z innej beczki to śliczny ten szablon ;)
Pisz szybko nowy ^^ mam nadzieję, że dodasz też niedługo coś na drugim blogu :D i informuj mnie, bo zawsze zapominasz :c
Zostałaś nominowana do Liebster Award !!! Więcej informacji na new-city-new-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSophie xx
Tak długo starałam się znaleźć chwilę czasu, by na spokojnie móc przeczytać ten rozdział, że minęło naprawdę sporo czasu, zanim rzeczywiście się za niego zabrałam. Bardzo podoba mi się komizm opisanych sytuacji. Pijani ludzie naprawdę mają w sobie to coś, że nawet jeżeli bardzo się starają ich zachowanie może doprowadzić do katastrofy lub jak w tym przypadku do wielkiego szczęścia towarzyszących im osób. :) Albo mi się wydaje, albo akcja zaczyna się rozkręcać i to w tą dobrą stronę. Nie wiem dlaczego, ale kiedy czytałam wątki Harry-Lucy byłam bardzo zaskoczona ich połączeniem, a przecież nawet w jakimś małym stopniu wszystkiego powinnam domyślić się z.. chociażby szablonu lub nawet bohaterów znajdujących się kilka postów dalej. Dlatego mogę powiedzieć: "jestem pozytywnie zaskoczona."
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Chryste panie, zostałam w tyle z rozdziałami! Aż się złapałam za głowę, jak to zobaczyłam. Jakoś zostałam myślami w momencie, w którym informowałaś mnie o tejże dziesiątce, a tu już jedenastka. Dlatego czym prędzej wzięłam się za nadrabianie.
OdpowiedzUsuńTakie pytanko... jaki znowuż słaby? Ej, bez takich, rozdział jest bardzo dobry, tylko nazwałabym go po prostu przejściowym. No, wiesz, dużo przemyśleń bohaterki, pokazanie tego, że zaczyna się pokazywać uczucie z jej strony do Hazzy. Ja tam lubię takie lekkie rozdziały, w których zwyczajnie mogę się wczuć w bohaterkę i lepiej ją poznać. Lucy jak najbardziej polubiłam i chyba już nic nie sprawi, że nagle się od niej odwrócę. Serio, wydaje się takim spokojny, delikatnym człowiekiem. Na pewno dobra z niej przyjaciółka i świetnie by się z nią rozmawiało, gdyby żyła naprawdę. Dlatego jestem jak najbardziej za tym, by prędzej czy później była z Harrym. Wiem, że pewnie dużo przed nami, bo w końcu historie na ogół są zawiłe itd. ale ja będę uporczywie czekać na ten moment. Aw, już w tym rozdziale scena o-mały-włos-a-by-się-pocałowali sprawiła, że szeroko się uśmiechnęłam. Mam wrażenie, że w głowie Hazzy też się coś tam kotłuje i zaczyna to urzeczywistniać. Oby, bo świetnie się dogadują. Matko, ile bym dała, żeby być świadkiem takiego widoku. Biedny Loui, cała sesja na zawsze pozostanie w telefonie Harry'ego. Teraz będą mogli go szantażować, nieźle, że to uwiecznili :D
Pozdrawiam i kilogramów weny życzę <3