poniedziałek, 13 stycznia 2014

Chapter XII


          Nie miałam prawa być zazdrosna, a jednak byłam i kompletnie nic nie mogłam na to poradzić. Co prawda nie była to zazdrość, jaką można odczuwać względem ukochanego, ale mimo wszystko była i intensywnie dawała mi się we znaki. Czułam się zdradzona i nie chodziło tu wcale o to, że przez cały ten czas czułam coś więcej do Lou. Po prostu nie potrafiłam zrozumieć, jak mógł zataić przede mną kolejną, tak istotną sprawę. Czy moje zdanie naprawdę kompletnie się dla niego nie liczyło? Czy przez cały ten czas, kiedy powtarzał mi, że jestem jego najlepszą przyjaciółką, kłamał? Trudno było mi w to uwierzyć, dlatego mimo złości, która owładnęła niemal całe moje ciało, próbowałam wynajdować w sobie wytłumaczenie jego nagannego zachowania. Może spotkanie Eleanor miało być dla mnie miłą niespodzianką, a ja tego nie doceniłam? A może po prostu Tomlinson tak naprawdę sam jeszcze nie wiedział, co jest między nimi i wolał zaczekać z informowaniem kogokolwiek, aby wszystkiego nie spieprzyć? Może. Wszystkie te wytłumaczenia wydawały mi się równie prawdopodobne, jednak nic nie potrafiło zniwelować uścisku, który wciąż czułam w okolicach serca. Oszukał mnie, przecież to miał być NASZ weekend. W towarzystwie Calder nic jednak nie będzie wyglądało tak samo.

          Nie mogłam wciąż się tym zadręczać, z resztą żadna z bieżących spraw nie była warta tego, aby trafić przez nią do wariatkowa, dlatego też postanowiłam odpuścić. Napisałam jedynie krótkiego smsa do Harrego i podniosłam się z łóżka. Miałam jeszcze pięć godzin na przygotowanie się do kolacji w domu państwa Tomlinson i musiałam jak najlepiej wykorzystać ten czas. Skoro miałam udawać, że to wszystko absolutnie mnie nie rusza, musiałam wyglądać perfekcyjnie. Nic nie mogło zdradzać mojego parszywego nastroju, a umówmy się, że strój bez problemu mógł mnie zdemaskować.

          Właśnie wybierałam odpowiednią bieliznę, aby zaraz potem udać się do łazienki, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk wibrującego telefonu, który do tej pory spokojnie leżał na nocnej szafce. Wcale nie musiałam spoglądać na ekran, aby wiedzieć czyja wiadomość do mnie dotarła.

          "Głowa do góry! Ten dzień może skończyć się dużo lepiej, niż Ci się wydaje xx H."

          Uśmiechnęłam się niemrawo wyobrażając sobie sposób w jaki Styles rzeczywiście wypowiedziałby owe słowa, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Nie wiedząc czemu każde wspomnienie związane z Harrym powodowało, że nawet w najczarniejszą godzinę na moje usta wkradał się chociażby nieznaczny uśmiech. Miał w sobie coś takiego, że czułam się przy nim pogodniejsza, tak po prostu, bez konkretnego powodu. Mimo wszystko postanowiłam nie odpisywać.  Ciągnięcie tego tematu właściwie nie miało sensu, z resztą postanowiłam się nie dołować i miałam zamiar być co do tego konsekwentna. Tym razem nawet Harry i jego dobre słowo nie były w stanie w stu procentach podnieść mnie na duchu, ale gorąca kąpiel z bąbelkami zdecydowanie mogła mi nieco pomóc.

***

          Powolnym, spokojnym krokiem przemierzałam kolejną uliczkę Doncaster prowadzącą w stronę domu Lou ciężko przy tym oddychając. Co prawda Willam zaproponował mi podwózkę, ale uznałam, że spacer, to dobry moment, aby ostatecznie stłamsić wszystkie targające mną emocje, a że niekoniecznie wszystkie były pozytywne, wypadało abym zrobiła to w samotności. Stresowałam się. Niby była to tylko zwykła kolacja w gronie dobrze znanych mi osób i nowej dziewczyny mojego przyjaciela, ale mimo to czułam, jak nogi sztywnieją mi na samą myśl.

          Czułam, że jeśli nie zrobię tego w tej chwili, to prawdopodobnie będę się z tym ociągała jeszcze dużo dłużej, dlatego też wykorzystując nagły przypływ odwagi, pewnie zapukałam. Przez moment wydawało mi się, że zrobiłam to zdecydowanie za cicho, a panujący w domu harmider uniemożliwi jego mieszkańcom usłyszenia mojej nieudolnej próby dostania się do środka, jednak zaraz potem drzwi lekko się uchyliły, a moim oczom ukazała się drobna postać jednej z sióstr Louisa.

          - Lucy! Fajnie, że już jesteś! - nim jakkolwiek zdążyłam zareagować, Lottie tuliła się już do mojego przedramienia co chwilę wykrzykując jak bardzo za mną tęskniła.

          Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak nieodpowiednie było moje zachowanie względem rodziny Lou, kiedy straciłam z nim kontakt. Przed jego wyjazdem do Londynu byłam bardzo częstym gościem w domu rodziny Tomlinson, a do tego świetnie dogadywałam się z każdym jej członkiem. Może mało to skromne, ale nie mogłam nie zauważyć, że przyrodnie siostry mojego przyjaciela wprost uwielbiają moje towarzystwo, a każda wizyta, którą składałam w ich domu, niezmiernie ich cieszy. Zachowałam się nie fair odwracając się od tych trzech przeuroczych dziewczynek i chociaż strasznie tego żałowałam, to straconego czasu niestety nie mogłam im zwrócić. Nie odczułam co prawda od Lottie jakiejkolwiek formy żalu, czy urazy, co tak czy inaczej nie zmieniało faktu, że poczucie winy postanowiło męczyć mnie do samego końca wieczoru.

          - Gdzie Louis? - spytałam automatycznie, a zaraz potem skarciłam się za to w myślach. Po raz kolejny wykazałam niemal zerowe zainteresowanie towarzystwem Lottie i chociaż blondynka z powodu swojego podekscytowanie prawdopodobnie nawet nie zwróciła na to uwagi, to ja poczułam się jeszcze gorzej. Cholerna ze mnie egoistka, ot co.

          - Jest w ogrodzie. Razem z Eleanor.. - w pomieszczeniu ni stąd ni zowąd pojawiła się pani Tomlinson wyraźnie akcentując dwa ostatnie słowa. Kobieta podeszła do mnie lekkim krokiem i uścisnąwszy mnie krótko posłała mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów.

          Sama nie wiem, czy to moja wyobraźnia płatała mi figle, czy Jay zrobiła to specjalnie, ale jej słowa dały mi nieco do myślenia. Znałam tą kobietę już kilka całkiem ładnych lat i nigdy wcześniej nie zdarzyło się, abym wyczuła w niej chociażby nutkę niechęci do jakiejkolwiek osoby, no chyba, że ta osoba naraziła się jej dzieciom, to kompletnie zmieniało postać rzeczy. Jednak tym razem nie mogłam pozbyć się wrażenia, że w jej głosie można było usłyszeć dosłownie odrobinkę niezadowolenia. Czyżby El nie do końca jej pasowała?

          Z pewnością zastanawiałabym się nad tym nieco dłużej, gdyby nie fakt, że Charlotte pociągnęła mnie za rękę, a zaraz potem obie znalazłyśmy się tuż przy wejściu do ogrodu. Nie miałam już czasu na zastanawianie się, czy stres związany z kolejnym spotkaniem z panną Calder, dlatego też bez wahania popchnęłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Lekki wiaterek spowił moje delikatnie zaróżowione od chłodu policzki wprawiając przy tym  rudawe włosy w dziki taniec, który ostatecznie zakończył się na mojej twarzy, co znacznie utrudniło mi widoczność. Kiedy w końcu uporałam się z nimi i odgarnęłam je na bok, zauważyłam zmierzającą w moją stronę parę młodych ludzi. Oczywiście był to nie kto inny, jak Lou i Eleanor, na których widok uśmiechnęłam się znacząco. Musiałam zachować się jak dorosła i po prostu zmierzyć się jakoś z całą tą sytuacją. Już chciałam się z nimi przywitać, kiedy mój wzrok niespodziewanie zszedł na drugi plan, a mianowicie na osobę, która wyraźnie dobrze bawiła się jeżdżąc kosiarką w kółko po trawniku państwa Tomlinson. Szara czapka niedbale zarzucona na bujne brązowe loki, jasny, niczym nie wyróżniający się sweter, a do tego czarne dopasowane spodnie i buty wyglądające na lekko znoszone. Całość dopełniał szeroki, olśniewający uśmiech. Doskonale znałam ów postać, jednak mimo to połączenie wszystkich wątków w logiczną całość zajęło mi sporo czasu. Byłam w szoku i to nie w byle jakim. Ja po prostu stałam niczym słup soli nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa, ponieważ zaskoczenie, które wtedy odczuwałam, sparaliżowało dosłownie każdą część mojego kruchego ciała. Czy Harry Styles naprawdę kosił sobie w najlepsze trawnik naszego najlepszego przyjaciela, czy to tylko ja postradałam zmysły?

          - Louis sprawił nam nowego ogrodnika. - usłyszałam za sobą aksamitny głos pani Tomlinson na co dosłownie wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Jednak nie ja. Ja wciąż byłam zbyt zaskoczona.

          Chciałam jakoś zareagować. Zaśmiać się, czy chociaż lekko się uśmiechnąć, cokolwiek, jednak nawet mięśnie mojej twarzy odmówiły mi posłuszeństwa, nie wspominając o kończynach, które teraz zdawały się być kompletnie bezwładne. Kosiarka zbliżała się do nas, a ja coraz wyraźniej widziałam sylwetkę osoby, która ją obsługiwała. Nie musiałam czekać zbyt długo na rozwój akcji, bo chwilę później zatrzymała się ona centralnie przede mną.

          - Witam panią. Harry Styles, nowy ogrodnik państwa Tomlinson, miło poznać. - brunet szybko podłapał temat i nim ja zdążyłam otrząsnąć się z tego dziwnego transu, on zeskoczył z urządzenia i chwilę później znalazł się tuż obok z wyciągniętą w moją stronę dłonią pochylając się lekko, jak na brytyjskiego lokaja przystało.

          Jego zachowanie wywołało oczywiście kolejną salwę śmiechu, a ja w tym czasie próbowałam zebrać się w sobie i w końcu coś odpowiedzieć. Nie chciałam przecież wyjść na idiotkę, ale póki co tak właśnie się zachowywałam. Mimo że byłam cholernie zaskoczona, to musiałam przyznać, że autentycznie ucieszyłam się na widok Stylesa. Do tego jego promienny uśmiech łagodził wszystkie bitwy, które toczyły się we mnie odkąd zobaczyłam El. I dopiero teraz w pełni zrozumiałam sens wcześniejszego smsa. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że trwa to odrobinę za długo. W końcu oderwałam swoje spojrzenie od jego niewiarygodnie zielonych tęczówek, po czym rozejrzałam się po zebranych w ogrodzie osobach. Każda z nich miała wymalowany szeroki uśmiech na ustach i ewidentnie wyczekiwała mojej reakcji. Tak naprawdę to speszyło mnie jeszcze bardziej, na szczęście miałam przy sobie kogoś, kto hobbistycznie wyciągał mnie z przeróżnych opresji.

          - Dobrze cię widzieć.- brunet jak na zawołanie przytulił mnie do siebie i zamruczał prosto do mojego ucha tak, abym tylko ja mogła go usłyszeć. Uśmiechnęłam się i była to prawdopodobnie moja pierwsza normalna reakcja na całą tą sytuację. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo cieszy mnie jego widok. Wciąż byłam w ciężkim szoku, aczkolwiek moje ruchy stawały się coraz to bardziej swobodne.

          - Kompletny z ciebie świr, wiesz? - zaśmiałam się cicho, a on wciąż obejmując mnie ramieniem ruszył w stronę domu.

          Atmosfera była naprawdę bardzo przyjemna podczas dosłownie całej kolacji. Wszyscy byliśmy w iście szampańskich humorach i prawdę mówiąc śmiem twierdzić, że Harry był jednym z powodów tych wyśmienitych nastrojów. W magiczny sposób potrafił sprawić, że każde niefortunne słowo, moment skrępowania, obracało się w coś mega pozytywnego. Może i trochę wyolbrzymiałam jego "moce", ale jestem w stu procentach pewna, że nie tylko ja je odczuwałam.

          W gruncie rzeczy czas spędzony w tym domu uciekał mi tak szybko niczym piasek przez palce. W końcu musiałam też przyznać, przede wszystkim przed samą sobą, że wszystkie obawy, które tak paraliżowały mnie przed przyjściem tutaj, były po prostu głupie i niedorzeczne, a nic przed czym tak bardzo się broniłam i czego tak bardzo się bałam, nie wydarzyło się. Było miło, po prostu.

          Zaczęło się robić coraz później, a jako że praktycznie nikt z nas nie był zmęczony, uznaliśmy, że najodpowiedniej będzie, jeśli po prostu wybierzemy się do jakiejś knajpy na drinka, czy dwa. Jak trafnie zauważył Harry, niestosownym było siedzenie do takiego późna w czyimś domu, nawet jeśli był to dom rodzica najlepszego przyjaciela, dlatego i ja bardzo chętnie przystanęłam na tą propozycję. Czułam się jednak lekko zobowiązania do małej pomocy przy sprzątaniu, więc nie pytając o zdanie Jay, która z pewnością i tak by mi na to nie pozwoliła, zaczęłam zbierać ze stołu brudne talerze i zanosić je do kuchni. Jestem pewna, że faceci również by nam pomogli, gdyby tylko nie fakt, że tak bardzo zajęli się grą na Xboxa, którą zainicjowała Lottie. Z kolei Eleanor chwilę wcześniej poszła do toalety, więc tak naprawdę nawet nie wiedziała, że omija ją wielkie sprzątanie. Nie przeszkadzało mi to, że robimy to z panią Tomlinson same i tak szło nam dość sprawnie, więc kolejna para rąk do pracy była po prostu zbędna.

          Właściwie już kończyłyśmy zmywać, kiedy Jay całkiem niespodziewanie umilkła. Było to dla mnie delikatnie niepokojące, szczególnie, że dosłownie moment wcześniej zasypywała mnie przeróżnymi historiami związanymi z jej ukochanymi dziećmi, czy też nowym partnerem. Posłałam jej przelotne spojrzenie, po czym ponownie oparłam się o kuchenny blat trzymając w rękach kolejny mokry talerz.

          - Muszę przyznać, że źle oceniłam Eleanor.. - powiedziała cicho, a ja po raz kolejny zerknęłam w jej stronę, jak gdybym chcąc zarejestrować, czy czasem sobie ze mnie nie żartuje. Jej mina mówiła jednak, że kobieta nie ma ochoty na dowcipy, a ja pomyślałam, że wcale nie czuję się dobrze z tym, że mi o tym powiedziała. Miałam wrażenie, jakbym spiskowała za plecami Louisa, a taki obrót spraw kompletnie mi się nie podobał. Mimo to nie protestowałam, milczałam wpatrując się w naczynie, które usilnie próbowałam wypolerować. - Wydawała mi się strasznie zarozumiała.. Poza tym Louis nic nam nie powiedział o jej przyjeździe, zaskoczyli mnie. Ale naprawdę miła z niej dziewczyna.. - Szczere wyznanie Jay sprawiło, że i ja odniosłam wrażenie, że źle to wszystko oceniłam. Działałam zbyt pochopnie, kierowała mną zazdrość, a tak naprawdę powinnam była cieszyć się, że mój przyjaciel kogoś sobie znalazł, no bo przecież to powód do dumy, a nie do smutku.

          Cała ta sytuacja przypomniała mi o tym, jak samolubną osobą potrafię się stać i o tym jak raz prawie już przez to straciłam Lou. Dokładnie tak samo zachowywałam się, kiedy brał udział w X Factorze i odnosił sukcesy. Zamiast cieszyć się razem z nim, obrażałam się i kręciłam nosem, ponieważ nie miał już dla mnie tyle czasu, co kiedyś. Chciałam, przysięgam, naprawdę chciałam być dla niego oparciem, osobą, której może powiedzieć wszystko i chociaż moje zachowanie o tym nie świadczyło, to robiłam co w mojej mocy, aby tak się stało. Czasem wydawało mi się, że tak w prawdzie nie mam na to żadnego wpływu. Taka już po prostu byłam- słaba. Potrzebowałam bliskości drugiej osoby. Wciąż, bezustannie pragnęłam czuć, że jestem dla kogoś istotna, potrzebna. Kiedy wchodziłam z kimś w jakąkolwiek relację angażowałam się w stu procentach i chociaż może wydawać się to idiotyczne, to wrażenie, że ten ktoś czuje to samo było dla mnie cholernie istotne. Louis był dla mnie najważniejszy, w pewnym sensie i niczego nie pragnęłam tak bardzo, jak tego, aby wiedzieć, że on czuje to samo.

          Może i moje zachowanie nie było godne pochwały. Może bardziej przypominałam rozpuszczoną gówniarę, niż dobrą przyjaciółkę, ale jednego byłam pewna- nigdy więcej nie pozwolę na to, aby przyjaźń moja i Tommo się rozpadła.

          - Gotowa? - do pomieszczenia wszedł tryskający pozytywną energią Harry trzymając przy tym w dłoniach mój płaszczyk. Widząc jego rozpromienioną twarz uśmiechnęłam się delikatnie, po czym odłożyłam suchy już talerz na szafkę. Posłałam jeszcze jedno przepraszające spojrzenie w stronę Jay i wyciągnęłam dłoń w stronę chłopaka chcąc odzyskać swoją własność. Jednak on nie byłby sobą, gdyby w tak prostej i zupełnie niewinnej sytuacji nie pokazałby jak dobrze został wychowany i że szacunek do kobiet to coś, bez czego po prostu nie można się obyć. Chłopak zwinnym ruchem rozłożył płaszcz dając mi do zrozumienia, że nie mam co protestować i jedynie wysunąć ręce, aby mógł mi go nałożyć. Walka na spojrzenia z tym brunetem była właściwie od samego początku przegraną, dlatego poddałam się niemal od razu chichocząc pod nosem jak ostatnia kretynka. Nie byłam przyzwyczajona do takiego traktowania. Oczywiście mężczyźni w moim otoczeniu również mieli całkiem nienaganne maniery. Will zawsze przepuszczał mnie i Eleanor w drzwiach, a Lou również mógł pochwalić się swoim dobrym manierami. Jednak z Harry'm było zupełnie inaczej. To nie były wyuczone ruchy. On po prostu taki był. Szarmancki, a przy tym w cholernie pociągający sposób niepoprawny i chociaż brzmi to jak kompletny absurd to tak właśnie było. Harry Styles jakiego znałam pełen był sprzeczności. Z jednej strony zachowywał się niczym wyciągnięty z dziewiętnastowiecznej Anglii elegant, a z drugiej śmieszyły go najbardziej durne i głupkowate żarty, którymi zwykł obrzucać nas Louis.

          - Lucy mam nadzieję, że odwiedzisz nas jeszcze.. - byliśmy już praktycznie przy drzwiach, kiedy do moich uszu dobiegł spokojny i subtelny głos Jay. Te kilka słów sprawiło, że w okolicach mojego serca rozlało się nieprawdopodobne ciepło, jak gdyby ktoś właśnie wstrzyknął w moje żyły jakąś gorącą ciecz. Wrażenie, że komuś zależy na moim towarzystwie było naprawdę wspaniałe i choć może nie dawałam tego po sobie poznać, to ja również bardzo chciałam znowu pojawić się w życiu rodziny Tomlinson.

          - Oczywiście, zrobię to z największą przyjemnością.. Z resztą obiecałam Lottie i Fizzy, że zabiorę je na wyścigi, jak kiedyś. Niedługo zaczyna się sezon.

***

          Staliśmy pod jedną z najbardziej popularnych knajp w Doncaster, a ja całkiem poważnie zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno jest to dobry pomysł. Był piątek wieczór, więc nie było nawet nad czym się zastanawiać- będzie tutaj cała zgraja młodych ludzi, którzy po całym tygodniu tyrania na studiach, czy w pracy, w końcu mogą odpocząć i napić się piwa ze znajomymi. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że Louis cieszy się na to wyjście niczym małe dziecko, bo przecież przed udziałem w X Factorze również całkiem często odwiedzał to miejsce. Tutaj ludzie go znali takim jakim był naprawdę, a nie tym przerysowanym sławnym kolesiem z telewizji, na jakiego kreowały go media. Z pewnością była to dla niego doskonała okazja, aby spotkać się ze starymi znajomymi i zamienić z nimi chociaż kilka słów. Myślę, że wydawało mu się, że wśród tych wszystkich znanych nam osób choć na moment znów będzie mógł być tym zwykłym, niepopularnym Lou Tomlinsonem- zabawnym kolesiem z Apley Road, za którym on sam tak bardzo tęsknił. 

         Nie pomyliłam się- już od samego progu można było zauważyć, że cała knajpa wypełniona jest ludźmi i chociaż mnie lekko to zrażało, to moi towarzysze wyglądali na nie wzruszonych, a już na pewno nie na kogoś kto ma zamiar zmienić plany na ten wieczór. Zajęliśmy więc jeden ze stolików gdzieś z tyłu sali, aby nie wzbudzać zbędnego zainteresowania, po czym niemal od razu każdy z nas chwycił za menu, aby wybrać coś odpowiedniego dla siebie. Nie miałam ochoty na żadne wymyślne drinki, tudzież martini, którym zwykłam poić się na londyńskich imprezach z moimi znanymi przyjaciółmi, dlatego bez głębszego zastanowienia zdecydowałam się na zwykłego Heinekena. Reszta nie była specjalnie kreatywna, ponieważ wybrała to samo co ja. Nie było sensu, aby każdy z nas ponownie przeciskał się przez tłum lekko wstawionych już ludzi, dlatego też Harry zaoferował się, że pójdzie sam i zaraz przyniesie nam nasze zamówienie. Nikt go nie zatrzymywał, choć jestem pewna, że wszyscy zastanawialiśmy się nad tym, jakim cudem Styles ma zamiar przynieść nam wszystkie cztery kufle nic po drodze nie rozlewając. Nie musiałam jednak zbyt długo zaprzątać sobie tym głowy. Lou i Eleanor po niedługiej chwili stwierdzili, że przydałaby się jakaś przekąska i że chętnie zobaczyliby na stoliku paluszki, a że jakoś nie bardzo uśmiechała mi się perspektywa zostania z El sam na sam, podniosłam się z miejsca i oświadczyłam, że to ja się po nie wybiorę. Droga do baru zajęła mi dość spory moment, ponieważ ze cztery razy zdarzyło się, że ktoś znajomy zaczepił mnie pytając co się stało, że się tutaj pojawiłam, czy po prostu niechcący na mnie wpadając, prawdopodobnie przez nadmiar alkoholu we krwi. Kiedy w końcu byłam prawie u celu, w zasięgu mojego wzroku pojawił się Loczek. Chciałam do niego podejść i ułatwić sobie zadanie obchodząc całą tą kolejkę, jednak coś mnie zatrzymało, a raczej ktoś. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam tego co działo się wokół osoby Styles, patrzyłam tylko na niego. Jednak po dłuższej chwili namysłu zrozumiałam co tu tak naprawdę się dzieje. Harry w lewej ręce trzymał jeden z kufli wypełnionych niemal po same brzegi piwem, zaś prawą delikatnie obejmował w talii nieznaną mi dziewczynę. Oboje uśmiechali się szeroko prowadząc jakąś ożywioną rozmowę. Właściwie nie wiem dlaczego się zdenerwowałam. Ostatnio coraz częściej zachowywałam się kompletnie irracjonalnie, jednak nic nie mogłam poradzić na to, że widok Stylesa z tą wysoką blond pięknością wprowadził mnie w takie rozdrażnienie. Nie miałam zamiaru dłużej na to patrzeć, przecież nie byłam masochistką, dlatego obróciłam się na pięcie, aby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Na odchodne usłyszałam za sobą jedynie krótkie "kochanie, dla ciebie wszystko", co wprawiło mnie w jeszcze większą frustrację. Co ja sobie właściwie myślałam? Chyba nie wydawało mi się, że Harry Styles naprawdę mógłby spojrzeć na kogoś takiego jak ja? Przecież byłam nikim. Zwykłym szarym człowiekiem, który w dodatku co chwilę sprowadza na siebie coraz to nowe nieszczęścia. Harry był gwiazdą, mógł mieć każdą dziewczynę, ktoś taki jak ja był mu w zupełności zbędny i chociaż ta myśl wydawała mi się iście wyjęta z życia, to wciąż nie mogłam zapomnieć o ostatniej imprezie i sytuacji, która miała tam miejsce. Czyżbym rzeczywiście była wtedy aż tak pijana i sama wmówiła sobie ten niedoszły pocałunek?

          - Gdzie paluszki?- rozbawiony głos Louisa zakłócił moje głębokie rozmyślenia, za co obrzuciłam go krótkim, wkurzonym spojrzeniem, po czym burknęła cicho: 

          - Nie mieli..












Obiecałam krótszą przerwę i myślę, że w sumie obietnicy dotrzymałam. Oczywiście chciałabym, żeby rozdział pojawił się jeszcze szybciej, jednak jakoś nie mogłam go skończyć. Następny już niebawem, pozdrawiam misiaczki! <3

+ proszę podajcie swoje namiary jeśli chcecie być informowani, niestety mam straszną pamięć i zazwyczaj informuję tylko kilka osób, z którymi utrzymuję stały ontakt na twitterze :o

16 komentarzy:

  1. W zasadzie to rozumiem reakcję Lucy względem Eleanor. Również mam przyjaciela, z którym spędzałam mnóstwo czasu, a potem pojawiła się w jego życiu przeurocza dziewczyna i przestał poświęcać mi tyle uwagi.
    Ukucie zazdrości w okolicach serca jest bardzo normalne. Przynajmniej dla mnie.
    Faktycznie szkoda, że nie spotykała się z siostrami Lou. Dziewczynkom musiało być przykro, ale dobrze, że ciepło ją przywitały.
    Twoja kreacja Harry'ego jest naprawdę ujmująca. Szarmancki, ale szalony jednocześnie. Jednak nie zapominajmy, że to HARRY STYLES. On nie przepuści rozmowy z ładną dziewczyną. Lucy pomyślała, że między nimi coś będzie, a on zawalił. Po co dawał jej nadzieję skoro chce podrywać inne?
    Oj Haroldzie. Uważaj sobie ! xd
    Bardzo udany rozdział. Nie każ nam czekać długo na następny. :)
    @Gattino_1D
    Zapraszam do siebie na nowości: [spojrz-w-moje-oczy] [gotta-be-you-darling]
    Całuję <3

    OdpowiedzUsuń
  2. UGH, Harry !!! Tak się cudnie zapowiadało, ale ta końcówka :C !

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz misiu, że dopiero teraz pojawiam się z komentarzem, ale akurat mam wolne i mogę sobie pozwolić na takie przyjemności!
    Nie dziwię się, że przyjazd El wywołał u Lucy właśnie takie emocje. Wciąż nie wiemy do końca, dlaczego Louis ukrywał fakt, że ma dziewczynę. W zasadzie jakoś nie mogli ze sobą porozmawiać. Ale jak widać, Lucy za szybko oceniła sytuację, bo w gruncie rzeczy Eleanor jest naprawdę przemiłą osobą, z którą Lou jest bardzo szczęśliwy. Pani Tomlinson również pomyliła się co do tej kwestii. Cieszę się jednak, że w odpowiedniej chwili zmieniła swoje zdanie, z którym podzieliła się z Lucy. Myślę, że El nie jest osobą, która mogłaby coś namieszać w tę złą stronę. HARRY. To jest kompletny świr. Naprawdę, wyobraziłam go sobie z tą kosiarką i powiem Ci, że całkiem przyjemny widok. Nie sądziłam, że również pojawi się u Tomlinsonów, a tutaj proszę - taka niespodzianka. Ale przede wszystkim, ogromne wsparcie dla Lucy, która w sumie obawiała się tego 'rodzinnego' spotkania. Styles zawsze działa kojąco. I również w tym przypadku nie zawiódł.
    Fajnie, że wszyscy w czwórkę wybrali się gdzieś razem. To był dobra okazja do tego, by po prostu El i Lucy mogłyby bliżej się poznać. Szkoda tylko, że główna bohaterka jakoś nieszczególnie wykazywała tym zainteresowanie. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale mam ogromną nadzieję, że zmieni nastawienie do Calder. No chyba, że Eleanor w Twoim opowiadaniu jest jakąś podstępną żmiją, wtedy zwrócę honor Lucy. Chyba nie będzie to zdziwieniem, jeśli powiem, że Harry mega mnie wkurzył. Przychodzi do knajpy ze swoimi przyjaciółmi, z dziewczyną, której pokazuje swoje zainteresowanie nią, której szepce coś do ucha i odstawia takie coś z jakąś blondynką? Czy on się dobrze czuje? Jasne, że Lucy nie musiała się tym w ogóle przejąć, mogła to olać, bo przecież Styles nie jest jej własnością i może się spotykać, dotykać i takie różne z kim tylko chce. Ale dziewczyna nie zignorowała tego, ponieważ w głębi serca myślała, że Harry faktycznie jest nią zainteresowany i być może dlatego, że jej na nim zależy. A jeśli tak właśnie jest, to siłą rzeczy taki widok musiał w jakiś sposób ją zaboleć. Co to za dziewczyna? Jestem ciekawa czy jakaś przypadkowa, znajoma czy może ktoś z przeszłości. No nic, na pewno dowiemy się tego w kolejnym rozdziale, mam nadzieję. I wyczuwam jakąś niesympatyczną rozmowę pomiędzy Lucy a Harrym.
    Czekam na rozdział kolejny, dużo weny, misiu życzę! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, co ten Haz odwali w ogrodzie i straszliwie kocham tę scenę :D Jak wyobrażam sobie tę jego minę i w ogóle cała sytuację, to jeszcze bardziej ją kocham, zresztą już parę razy Ci mówiłam, że to będzie (i jest) epickie. Nie wiem co z ta Eleanor, nie do końca wiem co o niej myśleć. Może gdyby powiedziała coś w tym rozdziale, choćby słowo, byłoby mi łatwiej ja ocenić, a tak z perspektywy Lucy (i troszkę mamy Lou, ale o tym potem) nieco ciężko to zrobić, bo wiadomo, że z narracji widzimy tylko subiektywny wizerunek El, wszystko przeszło przez umysł Lucy i wiemy tylko to, co ona sama myśli o nowej dziewczynie Lou. Chociaż właśnie jego mama też co nieco wspomniała i tu już jest jakiś trop, ale ja osobiście czekam na pierwsze słowa, które Eleanor wypowie w tym opowiadaniu, można by powiedzieć, że to jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie momentów :D Idąc dalej.. Pisałam Ci już, zaraz po tym jak przeczytałam odcinek, że jest to pierwszy raz, kiedy Lucy mnie zdenerwowała. Otóż to. Teraz nie zdissuję jej tak jak wtedy, bo nie jestem świeżo po przeczytaniu, ale wtedy ładnie pocisnęłam z tego, co pamiętam XD W każdym razie, przejdę już do końcówki rozdziału, której przebieg rozczarował nie tylko Lucy, ale także i mnie... Sama nie wiem co sądzić o Hazie. Co siedzi w jego głowie? Z jednej strony robi dziewczynie mega świetną niespodziankę swoim pojawieniem się, jest przemiły, wykonuje niektóre gesty, które naprawdę nie wyglądają zwyczajnie, a z drugiej strony mamy coś takiego.. I teraz pytanie co on porabia w Londynie, gdy ma wolne? :) Fragment końcowy, zaczynając od zdania "Właściwie nie wiem dlaczego się zdenerwowałam" jest super. Strasznie mi się podoba i tutaj akurat było mi żal Lucy i czułam wobec niej współczucie. Tak jak wcześniej mnie zdenerwowała, tak tutaj to zelżało i się nieco uspokoiłam, a to za sprawą mojej wyrozumiałości XD Ale.. Lucy absolutnie nie powinna była przelecieć ta myśl przez głowę: "Przecież byłam nikim". Lucy! Halo! Jesteś kimś dobrym, a na pewno kimś, kto nie zasłużył na takie nieprzyjemne doświadczenie, więc głowa do góry i w dupie ze Stylesem. Przynajmniej na jakiś czas.. Ehh.. Przepraszam, że dziś tak słabo i krótko, ale coś mi się dziwacznie oczy zamykają, a nawet 19 nie ma, oj.. WENY, DAGETTE, WENY ŻYCZĘ, KOCHAM I CAŁUJĘ<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę. Nie mam pojęcia co napisać bo sama nie wiem co czuję. Wiem jedynie tyle, że bardzo mi przykro z powodu Lucy. Najpierw Louis, który ukrywa przed nią tak ważne fakty, jak dziewczyna, a teraz Harry, z którym o mało się nie pocałowała, a tu już sobie znajduje jakąś kolejną "ofiarę". Może to po prostu stara znajoma, przyjaciółka? Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Mam jednak nadzieję, że w końcu wszystko się wyjaśni :))
    Rozdział jak zwykle cudny, wywołujący emocje i... jest pięknie <3
    Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba :)

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety nie mam wiele czasu, niestety będzie krótko. Cóż tak jakby wygląda jakby Lucy poczuła się dwukrotnie tak samo. Jakby na drugim planie. Bo w końcu Harry starał się podnieść ją na duchu i nagle .. oh. No cóż, czekam na kolejny! :) :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Znowu czas mnie goni, jak zwykle. Dlatego nie rozpiszę się tak bardzo, jakbym chciała, wybacz.:( Ciesze się, że Lucy przyszła na kolacje do domu Tomlinsonów. No i zachowała zimną krew i nie zrobiła nic głupiego względem Eleanor. To dobrze. Ciesze się, że Jay zmieniła zdanie co do El. Mam nadzieję, że Lucy także.
    wow, nie spodziewałam sie tego po Harrym. Kurczę... Kim była ta dziewczyna? Kim dla niego jest? Może to przypadkowa laska? Ale to nie ma znaczenia. Zachował się nie w porządku. Lucy ma powód do złosci. Styles najpierw ją zwodzi a teraz robi takie coś? Nie ładnie...
    Czekam na następny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę, na razie jak widzę sprawa z Eleanor poszła gładko. Czytając początek wydawało mi się, że może być większy problem zważywszy na to, że nawet mama Louisa miała do niej jakieś obiekcje. Szczerze mówiąc, to mnie nawet trochę bawiło, chociaż wiem, że w sumie nie powinno :D Ale rozumiesz, wyobraziłam sobie taką zmartwioną mamę Lou i pytanie nad jej głową kto to jest, co ona tu robi? Cóż, moja wyobraźnia jest dziwna, mniejsza z tym. Aw, powiem Ci, że Hazza w tym rozdziale mnie za bardzo nie zaskoczył. Może właśnie to miałaś zamiar zrobić, nie zaskoczyć nas samym Harrym, a tym, że gościu kosił trawnik u Lou, haha. Bo w sumie delikatnie dałaś do zrozumienia i Lucy i nam, że Harry ma coś w planach, już w SMSie od niego. Aw, to wciąż cudowne, że przyjechał. Bardzo podobają mi się opisy uczuć Lucy względem Hazzy. To zwracanie uwagi na szczegóły, na przykład na to, jaki Harry jest szarmancki, itp :3 Takiego to ze świecą szukać :< Ale końcówką to już zbiłaś mnie z tropu. To znaczy, mam wrażenie, że ta dziewczyna, z którą Harry spędza czas przy barze trochę z nami pobędzie. Chyba że to tylko zwykłe nieporozumienie, jakaś fanka, albo nie wiem... uh, brakuje mi racjonalnych wyjaśnień, więc się zamknę i poczekam, aż sama nam dopowiesz resztę historii :D Tak czy siak, Lucy poczuła się odrzucona, jak widzę, przez co zrobiło mi się smutno. Mam nadzieję, że to się w miarę szybko wyjaśni
    Pozdrawiam cieplutko, życzę całego kubełka weny, żeby następny był równie świetny! xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jest super. Piszesz niesamowicie. Życzę Ci weny. :)

    P.S.
    Jeśli byś mogła to też chcę być informowana. To jest mój twitter ----> @1D_luv_5Boys

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana!
    Siedzę (co w moim przypadku nie jest czynnością oczywistą, bo siedzę po turecku na krześle obrotowym, co można porównać do sportu ekstremalnego) i głowię się jak napisać Ci komentarz.

    Chociaż raz mam pragnienie odejść od schematu komentarza spontanicznego, bezsensownego i mającego wydźwięk jakby był pisany przez napędzaną syropem glukozowo-fruktozowym nastolatkę.
    Jednak nie wiem jak to zrobić. Jest może jakiś wzór na doskonały komentarz, który sprawi radość autorowi? Jeśli tak, to chciałabym go poznać, bo zasługujesz na ładny komentarz. Nie tylko przez wzgląd na to ile czasu zajęło mi zabranie się za pisanie go, ale za to, że na prawdę pięknie piszesz.
    Ale nie ma chyba takiego wzoru, więc zostaje tylko własna inwencja twórcza...

    Czytając ten rozdział z uporem maniaka odtwarzałam utwór Beyonce - Jealous, bo tak pięknie oddaje to co się dzieje w tym tekście!
    ZAZDROŚĆ. Lucy jest zwyczajnie, po prostu zazdrosna. Pełną gębą. I mamy pewną klamrę, w tej dwunastce: Rozdział zaczyna się i kończy na zazdrosnej Lucy, która wyciąga wnioski nie znając całego obrazu sytuacji. Sama sobie sprawia przykrość. Nie rozważy innej opcji. Jakby przykuta byłą to idei tego by cierpieć. Widzi coś i od razu zakłada najgorsze, że zostanie odsunięta w kąt, jak karton starych, niepotrzebnych zabawek.

    No jakże mnie to irytuje. Jak można mieć aż tak niską samoocenę? A myślałam, że już wszystko idzie z nią w dobrą stroną, a ty proszę - bum.

    "Miałam jeszcze pięć godzin na przygotowanie się do kolacji w domu państwa Tomlinson i musiałam jak najlepiej wykorzystać ten czas. Skoro miałam udawać, że to wszystko absolutnie mnie nie rusza, musiałam wyglądać perfekcyjnie." Stressed, Depressed but Well Dressed. Cóż, mogę się z tym utożsamiać, wiec Croft dostaje za to ode mnie punkta. Ale i tak pozostaje mazgajem.

    To jak Lucy rozmyśla o Harrym po pocieszającym smsie. To rozkoszne jak bardzo ona się w nim zakochuje. A przynajmniej na to wygląda. Zazdroszczę wszystkim, którzy tak łatwo się zakochują, bo mnie to się za diabła nie udaje. Granit, tytan czy inna cholera.

    Co do kolacji: Nie wiem czemu Lucy byłą taka spokojna. Ja na jej miejscu wyrwałabym doczepiane włosy El i zaczęła jej dokuczać najlepiej wyciągając jakieś sprawy z życia Louisa, o których nie miała pojęcia. Tylko po to by znała swoje miejsce. Nie żeby ją obrazić, ale żeby nie zapomniała kto tu tak na prawdę był pierwszy. Ale gdzie Lucy ze swoim zakompleksionym dupskiem w takiej sytuacji? No gdzie? Poza tym nie chciała sprawić przykrości Tomlinsownowi. Cała Lucy... Cóż, taka jest i taką ją (przeważnie) kochamy.

    "Czy Harry Styles naprawdę kosił sobie w najlepsze trawnik naszego najlepszego przyjaciela, czy to tylko ja postradałam zmysły?"
    Nie Lucy, nie postradałaś zmysłów. Spójrzmy na podmiot w zdaniu nadrzędnym: Harry Styles. Nic co jest związane z nim nie może być zbyt dziwne. Przyzwyczajaj się, bo coś mi się wydaje, że chcesz być blisko tego kosmity. ^^


    "Co ja sobie właściwie myślałam? Chyba nie wydawało mi się, że Harry Styles naprawdę mógłby spojrzeć na kogoś takiego jak ja? Przecież byłam nikim. "
    Lucy:

    Wyciągnij rękę przed siebie.





    Wierzchem do dołu.





    Weź zamach...










    I PIERDOLNIJ SIĘ W CZOŁO, proszę.



    I znowu zwracam się do postaci wypowiadającej się w opowiadaniu. Wszystkie dokumentnie chcecie mnie zabić tą narracją jednoosobową! No, ale popatrz - sprawdza się. Tak weszłam w relacje z bohaterką, tak odczuwam jej emocje, tak żywo reaguje na te wszystkie zdarzenia, więc z pewnością narracja w pierwszej osobie sprawdza się tu znakomicie.


    Trzymam kciuki za to by Lucy w końcu dojrzała swoją wartość. Bo to z pewnością rozwiąże wiele z jej problemów.

    I oczywiście, że podoba mi się rozdział, że kocham historię, że uwielbiam bohaterów. <- tak mówię, byś nie zapomniała.

    Lofffki, weny, spokoju i jeszcze raz weny.

    M.K


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi


    1. P.S W ogóle miałam zacząć od jakiegoś ładnego cytatu. Ale nie mogłam znaleźć. Teraz jak już mam kończyć ten słaby, słabiutki komentarz, to mi się przypomniało.

      W związku z tym, że Lucy postrzega Hazzę jako kogoś więcej ( no, bo jak by nie? ) Charles Bukowski, chciałby powiedzieć tak:
      "Kiedy człowiek czuje, że potrzeba mu czegoś więcej, wtedy zaczynają się kłopoty."


      M.K
      ( http://last-direction.blogspot.com/ )

      Usuń
  11. *.* Jejciuuu :) A więc tak ... Rozdział bardzo mi się podoba, niezwykle opisałaś tutaj uczucia Lucy. Dzięki temu jestem sobie wyobrazić co ona odczuwa :) Rozdział bardzo mnie wciągnął tak jak i pozostałe :) Potrafisz zakończyć w odpowiednim momencie, by potem budzić w czytelnikach ciekawość co będzie dalej ;)

    Życzę weny ;) i nie mogę doczekać się nexta <333

    OdpowiedzUsuń
  12. Dopiero kiedy dotarłam na tego bloga zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za Twoimi opowiadaniami <3 Teraz już postaram się być na bieżąco, a raczej będę, dopóki studia znowu nie postanowią wycisnąć ze mnie resztek chęci do życia XD
    Tak właściwie negatywne uczucia, jakie wybuchnęły we wnętrzu Lucy po ujrzeniu Eleanor, były całkowicie naturalne. Równie dobrze można to porównać do chwili, w której najlepsza przyjaciółka zaczyna się dogadywać także z kimś innym; też jest się wtedy zazdrosnym, bo chociaż wiadomo, że nikt nie chce się ograniczać do jednej osoby na świecie, to jednak gdy na kimś nam zależy, chcemy - choć to egoistyczne - mieć go na wyłączność. Szkoda mi tylko, że Louis w taki sposób poinformował swoją przyjaciółkę, że jest w związku. Zupełnie bez ostrzeżenia przywiózł ze sobą El, a mimo wszystko powinien uprzedzić. Może faktycznie są razem dopiero od niedawna i nic o tym nie mówił, bo wolał nie zapeszać... W każdym razie i tak mam ochotę palnąć go za to w głowę xd Przez to, że opowiadanie jest pisane w perspektywie Lucy, jestem strasznie zdystansowana do Eleanor i w pewnym sensie uważam ją za sucz (chociaż w realnym świecie mam do niej ogromną sympatię XD), ale może kiedy poznam ją lepiej, to zmienię zdanie :D W końcu każdemu należy się szansa, prawda?
    Jak widać Lucy udało wziąć się w garść; spokojnie wyszykowała się na kolację u Tomlinsonów i zachowała zimną krew. Cieszę się, że pomimo przyjacielskiej zazdrości nie pozwoliła, aby humor Louisa uległ zniszczeniu. Bez względu na to, jak zareagowała na wieść o istnieniu panny Calder, wciąż jest bardzo ważną osobą w życiu Lou i musi wspierać jego decyzje. Jeśli chodzi o Lottie, to nakreśliłaś jej postać dokładnie tak, jak sobie ją wyobrażam naprawdę: słodka, miła, radosna. Mam nadzieję, że Lucy odbuduje swoje relacje z siostrami Tommo, jak widać to naprawdę kochane dziewczyny i byłoby świetnie, gdyby spędzały razem więcej czasu :) Jay również sprawia wrażenie pełnej ciepła kobiety, takie się też odnosi wrażenie, kiedy człowiek na nią patrzy.
    Parsknęłam śmiechem, gdy tylko wyobraziłam sobie Stylesa popylającego na kosiarze jak gdyby nigdy nic XD Atmosfera wydawała się niezręczna i jakby pełna napięcia, ale kiedy pojawił się on, od razu się rozluźniłam i zaczęłam szczerzyć do ekranu jak nienormalna. Cieszę się, że Hazz również był obecny podczas tego wieczoru, dzięki temu Lucy poczuła się znacznie lepiej i opanowała swoje zdenerwowanie. Poza tym jego maniery, głupie żarty, całe zachowanie sprawiło, że pokochałam go jeszcze bardziej. Nie ma to jak Harry <3
    Widzę, że chociaż Jay przekonała się wreszcie do Eleanor, to Lucy nadal jakoś nie potrafi. Wydaje mi się, że one właśnie powinny zostać na jakiś czas same. Mogłyby spokojnie porozmawiać, jak to dziewczyny i dopiero wtedy główna bohaterka dowiedziałaby się, jaką naprawdę jest osobą panna Calder. Kto wie, może nawet zostałyby przyjaciółkami? W końcu El nie może być taka zła ;> Nastrój wydawał się całkiem swobodny, przyjemny do momentu, kiedy z tych oparów spokoju wyłonił się Harry w towarzystwie jakiejś pieprzonej blondyny. "Kochanie, dla ciebie wszystko"? Co on, do jasnej anielki za farmazony wygaduje? ;/ Między nim a Lucy na pewno coś zaczęło się rozwijać, dziewczynie nic się nie przywidziało, ich więź rosła z każdym kolejnym dniem, ale teraz, po tym wszystkim, już sama nie wiem, co myśleć. Mogę mieć tylko nadzieję, że to jakieś jedno wielkie nieporozumienie, a Hazza się z tego wytłumaczy ;o Teoretycznie on i Lucy nie składali sobie jakichś deklaracji, jednak wypadałoby powiedzieć choć kilka słów o jego jasnowłosej koleżance.
    Rozdział jest po prostu świetny, strasznie mi się podoba, w jaki sposób prezentujesz postać Lucy; nie idealizujesz jej, stworzyłaś z niej dziewczynę z krwi i kości, jest bardzo prawdziwa i naturalna. Myślę, że gdybym ją znała, to byśmy się polubiły :)
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy <33

    OdpowiedzUsuń
  13. Nawet nie wiesz, jak cię poczułam, gdy zobaczyłam twój komentarz na desires. Jesteś jedną z moich ulubionych autorek blogspota i zawsze byłaś dla mnie inspiracją. Wybacz, jeżeli komentarz wyjdzie mi chaotyczny, lecz zawsze miałam trudność z zebraniem myśli w spójną całość.
    Pierwsze, o czym wspomnę, jest sama fabuła. Jest unikalna i na swój sposób niepowtarzalna. Czytam wiele opowiadań, lecz w wielu z nich wydarzenia są zbyt nierealne i jedyne, co mnie trzyma przy czytaniu, to dobry styl pisarki lub pojedynczy wątek, na którego rozwinięcie czekam. W sumie ja sama też tak pisze, ale nie mam jakiegoś wielkiego talentu, by wziąć się za coś bardziej... rzeczywistego. Czytając Stabiliser czuję, jakbym miała w rękach książkę jakiejś niezłej autorki. Rzadko kiedy można spotkać taką perełkę. Na moje odczucia względem twojego opowiadania składają się zarówno wydarzenia oraz bohaterzy, jak i opisy czy styl pisania. Prócz twojego dzieła tak samo podrasowały mi jeszcze tylko trzy inne opowiadania, z czego jedno z nich również jest twoje.
    Cholernie podoba mi się to, jak postać Lucy jest naturalna. Nie ma jakiś głupich zachowań czy irracjonalnego życia wewnętrznego, jakim obarczają niektóre początkujące autorki blogspota swoich bohaterów. Stworzyłaś ją taką rzeczywistą, że zaczynam powoli odczuwać to samo, co bohaterka, wnikam ją i z biegiem czasu potrafię powiedzieć, co zrobi w danych sytuacjach. Tak jakbym poznawała osobę z mojego otoczenia, dziewczynę z klasy czy sąsiadkę. Wielkie brawa dla ciebie, bo uwierz, bardzo trudno jest wpasować się w mój typ "ulubionych postaci". Zawsze znajdę coś, dzięki czemu bohater zaczyna mnie wkurzać oraz irytować. Taki już jest ten mój wybredny gust.
    Napomknę jeszcze trochę o twoim stylu. Wiem, że często taki styl nie przypada do gustu czytelnikom, ponieważ dla niektórych najważniejszy jest dialog, wiedz jednak, iż ja jestem jego zwolenniczką. Zawsze uważałam, że to opisy są najpotrzebniejsze, bo dzięki nim możemy wtopić się w klimat opowiadania. Nienawidzę, gdy stawia się jedynie na rozmowy bohaterów, co jakiś czas tylko wrzucając "miała blond włosy" lub "weszli do kawiarenki" i na tym kończąc. Trzeba mieć nie lada talent, by te opisy nie wychodziły monotonnie i zbyt zawile, a przy tym, by dominowały w opowiadaniu. Ale o tym, że masz duży talent już chyba wspominałam, prawda?
    Na koniec jeszcze napiszę parę słówek własnie o tym rozdziale. Uśmiałam się przy koszeniu trawnika. Tak serio. Parsknęłam śmiechem. Oczywiście musiałam sobie wszystko od razu wyobrazić i nie mogłam powstrzymać napadów śmiechu.
    Nie wiem czemu, ale jakoś nie zapałałam do El sympatią. Może to dlatego, iż Lucy też jest w stosunku do niej niepewna? A może to po prosu przez to, że ja sama przeżyłam podobną sytuację i dziewczyna mojego kumpla mnie okropnie wkurzała. Najważniejsze jest, że jakoś mnie do siebie zraziła, choć tak naprawdę na razie nie zrobiła niczego złego. Pochopnie osądzam, zdaję sobie z tego sprawę, ale taka już jestem. Wybacz c:
    Myślałam, że dla Styles postrzega (nieświadomie) Croft jako tą jedyną (a chociaż w najbliższym czasie) i nie będzie próbował poderwać jakąś inną laskę. No ale wtedy by było zbyt kolorowo, czyż nie? W sumie lubię, jak losy bohaterów się trochę komplikują, więc proszę - prowadź ku nieznanemu :D
    I ostatnie już - piękny szablon. Jest cudowny, wywalisty, niepowtarzalny, delikatny i ogólnie osom. Ty go zrobiłaś? Jeżeli tak to bije pokłony *-*
    Szkoda, że rozdziały pojawiają się rzadko. Czekam z niecierpliwością na nexta i aż nie mogę się doczekać, jak rozwiniesz tą akcje z Harrym.
    Pozdrawiam i życzę weny - R.
    Ps. Na blogu pisałaś, że nie przepadasz za "gangsterskim 1D". Powiem szczerze, że będą oni trochę w tym typie, więc zapraszam na drugiego bloga, gdzie już będą normalną paczką. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś wyraziła swoje zdanie na temat prologu :)
    http://defect-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń