niedziela, 4 sierpnia 2013

Chapter III


          Wszystkich bardzo zaskoczył udział Louisa w X Factorze. Oczywiście wiedzieliśmy z Stanem, że śpiewa, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że bierze muzykę na tyle na poważnie, aby chcieć się sprawdzić w programie. Dopiero podczas emisji odcinka, w którym po raz pierwszy pojawił się Lou, zrozumieliśmy, że nasz przyjaciel ma ogromny i niepowtarzalny talent. Nie pozostawało nam nic, jak tylko wspierać go i mocno trzymać kciuki, by doszedł jak najdalej. Tak też się stało. Wraz z czterema innymi chłopakami, tworząc One Direction, udało mu się dojść do domów jurorskich. Potem było już z górki. Cała Wielka Brytania zwariowała na punkcie tych młodzieńców, a był to właściwie dopiero początek.

          Wtedy znów wszystko zaczęło się komplikować. One Direction robiło zawrotną karierę, tym samym mocno rozluźniając więź między mną, a Louisem. Logicznym było to, że zaczął coraz rzadziej pojawiać się w Doncaster, nawet po tym, kiedy odpadli z programu. Wywiady, sesje, nagrywanie płyty, koncerty. To wszystko wymagało masy czasu i choć chciałam być wyrozumiała, to brak kontaktu z przyjacielem sprawiał, że czułam się źle i chociaż niełatwo było przyznać się przed samą sobą, to tak naprawdę miałam do niego żal o to, że nie było go przy mnie. Dopiero po czasie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo samolubne było takie myślenie. Powinnam się cieszyć jego sukcesem, tymczasem ja byłam zła, że nie spędzamy ze sobą czasu. Wystarczyła jedna sprzeczka, kilka słów za dużo, aby definitywnie przestać się spotykać.

          Pewnie całą tą rozłąkę przeżyłabym nieco inaczej, gdyby u mojego boku była druga osoba, tak samo ważna, jak Lou. Niestety stało się inaczej. Stan postanowił rozpocząć studia w Londynie i chociaż dzieliło nas zaledwie trzy godziny drogi, to i on odstawił naszą przyjaźń gdzieś na dalszy plan. Zostałam sama, znowu.

          Z początku czułam się fatalnie, kolejna strata przyjaciół odbiła na mnie ogromne piętno. Niewiele się odzywałam, przestałam wychodzić ze znajomymi, a moja dobra, nierozłączna znajoma- samotność, znów zaczęła mi towarzyszyć na każdym kroku. Zastanawiałam się, dlaczego przytrafiło się to właśnie mnie. Co było ze mną nie tak, że za każdym razem, kiedy zaczynałam już czuć się szczęśliwa, wszystko trafiał szlag. Los nie był dla mnie łaskawy, a ja przestawałam sobie z tym radzić. W szkole uchodziłam za dziwaczkę. Zawsze siedziałam w ostatniej ławce, skupiając swoje myśli tylko i wyłącznie na prowadzonej lekcji. Podczas przerw snułam się po korytarzach ze słuchawkami w uszach, nie zwracając większej uwagi na ludzi. Przez jakiś czas Cassie starała się wyciągać mnie z domu, dzwoniła, pisała, jednak ja za każdym razem wymyślałam jakąś idiotyczną wymówkę, dzięki której unikałam spotkań. W końcu i ona przestała próbować, co nie ukrywam, było mi bardzo na rękę.

         Dopiero z biegiem czasu zrozumiałam, że powodem większości niepowodzeń w moim życiu jestem ja sama. Za każdym razem, kiedy działo się coś złego, doprowadzałam się do stanu głębokiej depresji, zamiast stanąć twarzą w twarz z porażką i jakoś sobie z nią poradzić. Byłam słaba, za słaba. Wciąż potrzebowałam kogoś kto doprowadziłby mnie do porządku, dał kopniaka w tyłek i mówiąc, że wszystko będzie dobrze, poprowadził w odpowiednią stronę. Jednak kiedy ktoś wyciągał do mnie rękę, ja spłoszona odtrącałam ją i zaszywał się w swoim małym, prywatnym światku, w którym nie było miejsca dla innych ludzi.

          Jednak samotność miała też swoje plusy. Dzięki niej zaczęłam odkrywać siebie samą. Dogłębnie anazlizować swoje zachowania, nawyki i tą cholerną niezdolność to bycia szczęśliwą. Odnalazłam w sobie pasję, której nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Zawsze lubiłam rysować, ale nie myślałam o tym, aby zacząć szlifować swoje umiejętności pod okiem kogoś, kto rzeczywiście się na tym zna. Kiedy powiedziałam o tym Eleanor, bez zastanowienia zapisała mnie na najlepszy kurs rysunku w mieście. Prawdopodobnie wierzyła w to, że może mi to pomóc przezwyciężyć problemy, z którymi się borykałam. Po części miała rację. Oddałam się sztuce i to w niej zaczęłam topić wszystkie swoje smutki. Była dla mnie niczym terapeutka, która sprawiała, że czułam się chociaż odrobinę lepiej. Odżyłam.

***

Teraźniejszość

-Na koniec chciałabym życzyć wam udanych świąt i bezpiecznego wypoczynku.

          Zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji, a tym samym początek przerwy świątecznej, której każda uczennica Doncaster High School for Girls, w tym i ja, wyczekiwała z utęsknieniem. Dziewczęta zerwały się, jak poparzone i mając za nic to, że nauczycielka nie zakończyła swojego wywodu, wybiegły z klasy z nieukrywalną radością. Ja powoli spakowałam wszystkie swoje rzeczy do torby, po czym spokojnym krokiem opuściłam salę, wcześniej żegnając się z panią Cotton.

          Nadchodziły święta, prawdopodobnie jeden z weselszych okresów w całym roku. Uwielbiałam je i wszystko, co było z nimi związane. Pieczenie ciasteczek, ubieranie choinki, śpiewanie kolęd, prezenty, a nawet rodzinny zjazd w domu Johnsonów. Wiele osób nie przepadało za takimi przyjęciami, można byłoby pomyśleć, że ja też nie będę ich fanką, bo przecież to nawet nie była moja prawdziwa rodzina. Mimo to przebywanie z tymi ludźmi sprawiało mi przyjemność. Wszyscy byli bardzo mili, traktowali mnie, jak jedną ze swoich i nigdy nie dali mi odczuć, że nie należę do rodziny. Podczas ich pobytu nie można było się nudzić. Dom pełen był ludzi w różnym wieku, dzięki czemu zawsze znajdowałam sobie jakieś interesujące zajęcie. Jednak moim ulubionym było słuchanie opowieści dziadka Petera. Był on już dość sędziwym staruszkiem, jednak kiedy się z nim rozmawiało, miało się wrażenie, że w tym starym ciele, został uwięziony młody człowiek, pełen werwy i zapału. To chyba z nim miałam najlepszy kontakt i nie czułam krępacji, mówiąc do niego "dziadku". Często wspominał dzieciństwo Williama, a co się z tym wiązało, poznałam wiele zabawnych, czasem lekko kompromitujących rzeczy na temat swojego przybranego ojca. Nie było się więc czemu dziwić, że z niecierpliwością oczekiwałam jego przyjazdu, który miał nastąpić tego wieczoru.

          Wychodząc ze szkoły, szczelnie opatuliłam się grubym szalikiem, żałując, że nie założyłam dodatkowego swetra. Tego roku zima naprawdę dała nam popalić, dlatego w duchu przeklinałam Eleanor, za to, że znowu się spóźnia, a ja już któryś raz z rządu muszę czekać na tym mrozie. Zaczęłam kierować się w stronę parkingu, gdzie zawsze po mnie podjeżdżała, kiedy w kieszeni poczułam wibracje swojego telefonu. Byłam niemal pewna, że to ona, dlatego bez zerkania na ekran, wcisnęłam zieloną słuchawkę.

-Halo?

-Cześć Lucy, wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale chciałem zaprosić cię na imprezę urodzinową, byłoby fajnie, gdybyś wpadła.

          Nagle zatrzymałam się w miejscu, analizując słowa, które usłyszałam przed momentem. Zamurowało mnie. Doskonale znałam ten głos, ale wprost nie mogłam uwierzyć, że to właśnie ta osoba zadzwoniła do mnie. To było wręcz niemożliwe, ale wszystko wskazywało na to, że życie po raz kolejny postanowiło mnie zaskoczyć, tym razem jednak w dość przyjemny sposób. Sama właściwie nie byłam pewna, co mam o tym wszystkim myśleć i nim zdążyłam się powstrzymać, z moich ust wyrwało się:

-Kto mówi?

          Nie zabrzmiało to ani miło, ani też sympatycznie, a w moim głosie nie zabrzmiała nawet nutka zainteresowania. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może chciałam udowodnić, że wcale mi już nie zależy, że bez nich też daję sobie radę i że  już ich nie potrzebuję. W każdym razie z pewnością tym pytaniem nieco zbiłam swojego rozmówcę z pantałyku.

-Louis. Louis Tomlinson.

          Nieco zdziwiony głos chłopaka zabrzmiał w słuchawce, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Nie potrafiłam już dłużej udawać. Cieszyłam się i to bardzo, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że to on. Był teraz strasznie popularny i miał wiele na głowie, a mimo to chciał, abym pojawiła się na przyjęciu. Cholernie tęskniłam za nim przez cały ten czas, kiedy miał niewiele czasu, który mógłby ze mną spędzić. Wiedziałam, że on i Stan wciąż utrzymują bliskie kontakty. Prawda była taka, że wyjazd Lucasa na studia tylko i wyłącznie im w tym pomógł. Mieszkał teraz w Londynie, więc łatwiej było mu spotkać się z wiecznie koncertującym Lou. Ja niestety zostałam gdzieś z boku. Jako jedyna wciąż mieszkałam w Doncaster, które moi przyjaciele odwiedzali naprawdę bardzo rzadko.

-Lou! Miło cię słyszeć, długo się nie odzywałeś..

          Tym razem mój głos był o wiele bardziej pozytywny i pogodny. Nie miałam zamiaru udawać obrażonej, byłam szczęśliwa, że w końcu będę go mogła zobaczyć.

-I dlatego usunęłaś mój numer?

          Zaśmiał się dźwięcznie, po czym dodał:

-To jak, będziesz?

-Chyba nie myślałeś, że odpuszczę taką okazję na imprezowanie z Panem Wielką Gwiazdą. Gdzie ta impreza? Przyjeżdżacie do Doncaster? Świetnie, Eleanor i Will wprost oszaleją, jak im o tym powiem. Koniecznie musisz ich odwiedzić!

         Mówiłam, jak najęta, ale nie potrafiłam opanować ekscytacji i innych emocji, które właśnie mną targały. W mojej głowie niemal od razu wysnuła się wspaniała wizja weekendu, który spędzę w towarzystwie przyjaciela. Byłam gotowa wszystko dokładnie i rzetelnie zaplanować, byle tylko wszystko wyszło idealnie i po mojej myśli.

-Lucy, Mała, poczekaj.. Impreza jest w Londynie.

          Odległość nie była może jakaś porażająca, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że Eleanor nie będzie zadowolona z perspektywy puszczenia mnie tam samej. Musiałam wymyślić coś, co przekonałoby ją, że to dobry pomysł. Ta drobna kobieta miała istnego bzika na temat mojego bezpieczeństwa, dlatego wiedziałam, że nie będzie to wcale takie proste. Postanowiłam, więc najpierw porozmawiać z Will'em i przekabacić go na swoją stronę tak, abyśmy oboje mieli większy wpływ na decyzję jego żony. W głowie układałam sobie kwestie, którymi będę próbowała coś wskórać, kiedy na podjeździe zauważyłam czarnego pick-up'a brunetki.

-Muszę kończyć, odezwę się, pa.

          Bez słowa wyjaśnienia rozłączyłam się, po czym ruszyłam w stronę samochodu. Aby mój plan się udał, Eleanor nie mogła dowiedzieć się teraz o telefonie Lou, dlatego uśmiechając się promiennie, powitałam ją całusem w policzek, zaczynając rozmowę na temat rodzinnego zjazdu. Mimo że prowadziłam z nią całkiem żywą dyskusję, moje myśli krążyły wokół czegoś zupełnie innego.








Nawet nie wiecie, jak ciężko mi się pisze, kiedy nie mogę z kimś skonsultować tego, co mam już napisane. Niestety tym razem musiałam sobie jakoś poradzić, dlatego bardzo Was przepraszam za to, że rozdział może wydawać się Wam kiepski i pełen błędów. Obiecuję poprawę! :) Jednak bardzo zależało mi na jego dodaniu, ponieważ we wtorek wyjeżdżam i pojawiłaby się zbyt duża odległość między odcinkami. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie. ;p
Pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. Co ty gadasz, rozdział jest super! Miłego wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, nie przepadam za Louisem. Ale ok, spróbuję go tutaj zdzierżyć, bo przecież i tak opowiadanie jest o Harrym! Po przeczytaniu tego odcinka naszła mnie chęć na święta Bożego Narodzenia ;o Ogólnie odcinek ciekawy, coś konkretnego zaczyna się dziać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej po prostu uwielbiam te opowiadanie! Strasznie podoba mi się twój styl pisania i już po przeczytaniu prologu doszłam do wniosku, że będzie to coś z najwyższej półki ;)
    A tak w ogóle to nie mogę się doczekać imprezy Lou, jakbym co najmniej ja na nią szła xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie to spodziewałam się, że ostatecznie wyjdzie tak, że Louis po zrobieniu kariery z całym 1D przestanie się interesować Lucy. Ale zabolało mnie zachowanie Stana, ponieważ Londyn nie jest na końcu świata i powinien poświęcać przyjaciółce chociaż odrobinę wolnego czasu. Z przykrością czytałam o tym, jak Lucy oddaliła się od swoich rówieśników, w ogóle była jakaś wycofana. W sumie życie dało jej w tak młodym wieku twardą szkołę, chyba właśnie dlatego nastolatka tak mocno przeżywa każdy upadek.
    W sumie czekałam na to, aż Lou wreszcie ruszy tyłek i odezwie się do Lucy :D Rozwaliło mnie, kiedy udała, że nie wie, z kim rozmawia. Sądzę, że pomimo żartobliwego tonu chłopaka, to mu dało do zrozumienia. Jestem pewna, iż przybrani rodzice dziewczyny pozwolą jej pojechać do Londynu. Już nie mogę się doczekać tej imprezy urodzinowej.
    Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Można było przypuszczać, że Louis zapomni o swojej przyjaciółce. Jednak cieszę się, że sobie przypomniał. Zapewne wiele będzie się teraz działo, ale to dobrze. Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz z tego taniego romansidła i potrzymasz nas trochę w napięciu. Pozdrawiam. ;)

    http://hated-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam na twój blog przypadkiem i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał!
    Cieszę się, że Lucy i Lou się spotkają :) Ta dziewczyna zasługuje na szczęście. Czytając twoje rozdziały naprawdę ją polubiłam. Rozdział naprawdę dobry! Cieszę się, że wszystko opisujesz. Zbyt wiele blogów biegnie ślepo naprzód :)
    Już jestem fanką twojego opowiadania :D
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej jakoś nie miałam okazji, na szczęście wszystko nadrobiłam.
    Najpierw jeśli chodzi o Louis'a, to też jakoś wielce nie zdziwił mnie fakt, że zapomni o swojej przyjaciółce, ale cieszę się, że jednak "Pan Wielka Gwiazda" sobie przypomniał i zaprosił ją na imprezę. Mam ogromną nadzieję, że Lucy będzie mogła się na nią udać. Co do Stan'a to sama nie wiem co myśleć, trochę mnie zdziwił tym, że on też odstawił Lucy na drugi plan, jednak, mam nadzieję, że wszystko zacznie się powoli układać w jej życiu, bo w końcu dziewczyna już wiele przeszła.

    Pozdrawiam ;) x

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział, na prawdę :)
    Fajnie, że piszesz już w czasie teraźniejszym.
    Kurczę, nie bardzo wiem, co napisać, bo po prostu brak mi słów. Telefon Louisa mocno mnie zaskoczył. W ogóle się nie spodziewałam czegoś takiego. Ciekawa jestem czy Eleanor się zgodzi, aby Lucy wzięła udział w imprezie urodzinowej Tomlinsona. Zastanawiałam się też, czy gdyby jednak nie wyraziła zgody, to czy Lu by uciekła? :D
    No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku oczywiście bardzo dziękuję ci za tak miły komentarz u mnie na blogu. Nawet nie wiesz, jak takie słowa potrafią zmotywować człowieka. Mam nadzieję, że nie zawiodę cię z kolejnymi rozdziałami.
    Szybciutko przeczytałam twoje rozdziały i szczerze muszę stwierdzić, że jestem naprawdę zadowolona. Histotia ma ciekawą fabułę, chociaż tak naprawdę dopiero porządnie się rozkręca.
    Mam nadzieję, że w życiu Lucy pojawią się kolejne zmiany, ale tym razem na lepsze. Myślę, że telefon Louisa (o boże, zawsze mam ciarki, gdy o nim myślę, więc jestem wniebowzięta, że umieściłaś go w tym opowiadaniu) daje dziewczynie jakąś nadzieję. Może faktycznie powinnam (powinnam, ale po prostu nie potrafię) być na niego zła, za to, że tak zaniedbał ich przyjaźń. Rozumiem - kariera, fani, koncerty i te sprawy, ale przecież wszystko można pogodzić, prawda? Dlatego naprawdę ucieszyłam się, że zaprosił ją na swoją urodzinową imprezę. Teraz wystarczy tylko przekonać Eleanor do tego pomysłu.
    Na Stana w sumie też się nie gniewam, chociaż, cóż, powinnam. Ale może dla przyjaźni jego i Lucy też jest jakaś szansa.
    Czyżby już niedługo szykowało się spotkanie z Harrym? W sumie bardzo ciekawi mnie, jak to przedstawisz. To może być dosyć... interesujące.
    Tak, zdecywanie z przyjemnością będę śledzić losy bohaterów tego informowania, więc informuj mnie o nowościach u mnie na blogu. Byłabym wdzięczna.
    Pozdrawiam.

    {all--coming-back}

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapowiada się ciekawie :) Impreza w londynie..?? i to jeszcze z One Direction ?? NO to chyba będzie gruba biba xD

    Weny zycze ;)

    OdpowiedzUsuń