sobota, 24 sierpnia 2013

Chapter V


          Drzwi do mojego apartamentu otwarły się, a ja z niedowierzaniem pokręciłam głową, robiąc krok w przód. Był idealny. Wszystko wyglądało niczym rodem wyciągnięte z filmów o Bondzie. Typowy brytyjski, bardzo ekskluzywny apartament, a w nim ja. Byłam w stu procentach pewna, że nie byłoby mnie stać na opłacenie pobytu tam nawet przez dobę, ale miałam to szczęście, że Louis nie przyjmował odmowy i uparł się, aby za mnie zapłacić. Z jednej strony strasznie mnie to krępowało, nie lubiłam, kiedy ktokolwiek wydawał na mnie swoje pieniądze, jednak wiedziałam, że gdyby nie to, nie byłoby mnie tutaj. Choć raz mogłam pozwolić sobie na coś takiego i całkowicie nie widziałam w tym nic złego. Pokój był ogromny, dlatego chodziłam w kółko i podziwiałam wszystko, co się w nim znajdowało. Możliwe, że trochę wyolbrzymiałam, jednak naprawdę zapierał dech w piersiach. W końcu stwierdziłam, że czas zrobić test łóżkowy. Postawiłam swoje rzeczy na ziemi, po czym biorąc niewielki rozpęd, rzuciłam się na gigantyczne łoże, które nawet pod moim ciężarem nie wydało z siebie żadnego dźwięku. Westchnęłam cicho, wpatrując się w sufit. Mogłabym na nim leżeć i leżeć, jednak bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę, że rozpoczęcie imprezy zbliża się nieubłaganie, dlatego postanowiłam się odświeżyć i zrelaksować. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i pokonałam dość dużą odległość, która dzieliła mnie od upragnionej kąpieli. Patrząc na rozmiary łazienki, miałam nieodparte wrażenie, że jest ona o wiele większa niż mój pokój w Doncaster, co sprawiło, że parsknęłam cichym śmiechem. Długi, gorący prysznic to coś, co zawsze potrafiło ukoić moje skołatane nerwy i chociaż odrobinę rozluźnić wiecznie napięte mięśnie. Ciepłe krople wody spływały po moim ciele, a wraz z nimi wszystkie zmartwienia i problemy. Czułam, jak całe zdenerwowanie gdzieś ze mnie uchodzi. To było to, czego potrzebowałam. W prysznicu znajdował się panel, na którym wyświetlana była godzina, dlatego gdy tylko na niego spojrzałam, zaczęłam panikować. Zostało niewiele czasu, a ja musiałam wyglądać dobrze. Szybko wyszłam spod prysznica i założyłam szlafrok. Był tak mięciutki, że z chęcią zostałabym w nim na zawsze.

          W końcu nadszedł czas wybrania stroju na dzisiejszy wieczór, co jak dla mnie, było równoznaczne z totalną klęską. Przed wyjazdem do Londynu kupiłam trzy sukienki specjalnie na tą okazję, ale jako że ani jedna nie wydawała mi się wystarczająco dobra, dokupiłam jeszcze dwie, w efekcie czego musiałam teraz podjąć jedną z trudniejszych decyzji w swoim życiu, a przynajmniej tak mi sie wtedy wydawało.

         Wyciągnęłam je wszystkie z torby i położyłam obok siebie na łóżku, sceptycznie się im przyglądając. Pierwsza była biała, nachodziła jedynie na jedno ramię i odkrywała plecy. Podobała mi się jej zwiewność, ale nie byłam pewna, czy będzie odpowiednia, jak na taką imprezę. Druga była czarna, również dość krótka, chwilami przypominała mi sukienkę, którą nosiła na sobie Natalie Portman w "Czarnym Łabędziu", dlatego bezpowrotnie ją odrzuciłam. Kolejna miała krwistoczerwony kolor, była ładna, ale uznałam, że przez nią będę za bardzo wyróżniać się z tłumu, a tego nie chciałam. Zostały dwie. Jedna z nich, niebieska, nieco dłuższa niż pozostałe, przez co wydawała mi się zbyt formalna. Z nadzieją w oczach spojrzałam na ostatnią sukienkę. Była koloru ecru, stonowana, dziewczęca, na górnej partii połyskiwały złotawe ozdoby, które dodawały jej uroku, a delikatny tiul powodował, że nie wyglądała nazbyt skromnie. Czas mnie naglił, dlatego postanowiłam wybrać właśnie ją. Nie miałam pojęcia, na jakie stroje zdecyduje się reszta gości. W głowie pojawiał mi się obraz wystawnego przyjęcia, na którym każdy pojawiał się, wyglądając niczym gwiazdy na hollywoodzkiej premierze filmu jakiegoś znanego reżysera, ale równie dobrze znajomi Louisa mogli podejść do tego bardziej na luzie i ubrać się w dużo mniej formalne ubrania. Sukienka, którą wybrałam, stała gdzieś pomiędzy, dlatego nieważne jaki charakter miało mieć to przyjęcia, będąc w niej, miałam pewność niewychylania się poza przeciętną w żadną ze stron.

          Po niecałej godzinie szykowania się, mogłam śmiało stwierdzić, że jestem gotowa i mogę już wychodzić. Właściwie to nie miałam czasu na dalsze siedzenie w pokoju, ponieważ zegar wiszący nad łóżkiem uświadomił mnie, że dochodziła godzina dwudziesta. Poderwałam się na równe nogi, złapałam swoją kopertówkę do ręki i wybiegłam z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Nie lubiłam się spóźniać, a droga do sali bankietowej nie była wcale taka łatwa, mieszkałam przecież na dwudziestym piętrze, musiałam więc bardzo się postarać, aby zdążyć na czas. Szybkim krokiem przemierzałam hotelowe korytarze, żeby zaraz po tym stanąć przed wielkimi drzwiami, prowadzącymi prosto do mojego celu. Serce waliło mi, jak szalone, oddech zdecydowanie przyspieszył, a obraz zaczął delikatnie się zamazywać. Byłam tak zestresowana, że czułam się, jak gdybym zaraz miała napisać jakiś szalenie ważny egzamin, który miał decydować o mojej przyszłości. Skarciłam się w myślach za to niedorzeczne zachowanie, po czym nabrałam powietrze w usta, wypuszczając je z cichym świstem. Teraz albo nigdy. Drżącą ręką nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam drzwi ku sobie. Już przy samym wejściu powitał mnie kelner, w którego ręce spoczywała pełna taca napoi, proponując mi drinka. Nie omieszkałam skorzystać z jego propozycji i już po chwili przechadzałam sie po sali z kieliszkiem Martini w dłoni.

          Czułam się cholernie nieswojo. Nigdzie nie mogłam znaleźć Louisa, a Stan nie chciał ze mną rozmawiać i wciąż starał się mnie unikać. Jeśli tak miała wyglądać cała ta impreza, to chyba wolałabym siedzieć w domu przed telewizorem razem z Elenaor i Will'em, tam przynajmniej ktoś zwracałby na mnie uwagę. Należałam raczej do nieśmiałych osób, więc podejście do kogoś i zgadanie, nie wchodziło w grę. Ciągłe wrażenie, że kompletnie tam nie pasuję, nie dawało mi spokoju. Każdy miał jakieś zajęcie, z kimś rozmawiał, tańczył, czy cokolwiek. Tylko ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Przechodziłam właśnie obok miejsca, gdzie leżały wszystkie prezenty, które przynieśli goście, kiedy do moich uszu dobiegł męski, wyraźnie rozbawiony głos:

-Stary bumerang i pierwszej klasy książka to coś, o czym ja zawsze marzyłem, a dostał to Lou.  Na tym świecie nie ma sprawiedliwości!

          Dwójka chłopaków stojących nieopodal, wybuchła śmiechem, a ja gwałtownie odwróciłam się w ich stronę i z nieukrywaną złością przymrużając powieki, pomaszerowałam ku nim. Wyśmiewali się z mojego prezentu! Faktycznie dla kogoś, kto nie znał historii tego bumerangu, mogło się to wydawać głupie, jednak nie mogłam pozwolić na to, aby ktokolwiek szydził z tej pamiątki. Czułam się cholernie urażona i nie miałam zamiaru tego tak zostawić. Skoro mieli na tyle odwagi, aby śmiać się z tego śmiać, powinni tak samo umieć powiedzieć mi to w twarz.

          -Wiesz co?! Nie wszyscy potrzebują prezentów za tysiące funtów, dla niektórych o wiele ważniejsza jest wartość sentymentalna, ale ty pewnie tego nie zrozumiesz, bo najwidoczniej nadęty z ciebie dupek.

          Parsknęłam prosto w stronę chłopaka z burzą ciemnych włosów na głowie. Znałam go i doskonale wiedziałam kim jest, jednak nie uważałam, aby było to jakimkolwiek usprawiedliwieniem na jego niestosowne zachowanie. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem, po czym odwróciłam się na pięcie i zaciskając wściekle wargi, odeszłam. Jeszcze przez moment czułam ich, zapewne zdziwiony, wzrok na sobie, co w gruncie rzeczy sprawiało mi niemałą satysfakcję. Jeśli nowi przyjaciele Lou zawsze zachowywali się w taki sposób, to niekoniecznie ciągnęło mnie do tego, aby mieć z nimi kiedykolwiek do czynienia. Takie patrzenie z góry na innych ludzi, tylko dlatego, że mają mniej kasy i nie są sławni, wprowadzało mnie w stan głębokiej irytacji, dlatego bez zastanowienia opróżniłam zawartość swojego kieliszka, po czym wyciągnęłam rękę po następny, spoczywający na tacy, która stała na stoliku obok. Upiłam zaledwie łyk swojego drinka, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w nieznane mi miejsce. Jak się okazało chwilę później, był to nie kto inny, jak Tomlinson. Bez słowa wyjaśnienia zerknął na mnie i posłał mi jeden ze swoich uroczych uśmiechów. Nie zastanawiałam się nawet, gdzie mnie prowadzi. Nie musiałam się o nic martwić, bo nareszcie miałam przy sobie przyjaciela, przy nim nic złego nie mogło mi się przydarzyć. Nagle chłopak gwałtowanie się zatrzymał, a ja prawie na niego wpadłam. Spojrzałam wyczekująco na jego twarz i korzystając z chwili, dopiłam drinka.

-Chciałbym cię przedstawić chłopakom..

          Powiedział, patrząc na mnie z grobową miną, a ja odetchnęłam głęboko. Widziałam, że jest to dla niego naprawdę bardzo ważne i podchodzi do tego niesamowicie poważnie, dlatego nie protestowałam. Kiwnęłam nieznacznie głową i ponownie ruszyłam za przyjacielem. Nie do końca uśmiechało mi się poznawanie członków One Direction, szczególnie po nieprzyjemnym incydencie, który miał miejsce niedługo przed tym. Jednak nie chciałam zawieść Lou, postanowiłam robić dobrą minę, do złej gry.

-Hej, musicie kogoś poznać.

          Doszliśmy do baru, a ja zauważyłam siedzącą przy nim czwórkę chłopaków. Uśmiechałam się nieznacznie, choć w głowie wciąż zastanawiałam się, jakim cudem dwójka z nich dostała się tutaj przed nami, mimo tego, iż przed momentem byli na drugim końcu sali. Z pewnością owa czynność zajęłaby mi dużo więcej czasu, gdyby nie to, że słowa Louisa zmusiły mnie do tego, aby na niego zerknąć.

-To jest Lucy, moja przyjaciółka z Doncaster, przyjechała tutaj specjalnie na to przyjęcie.

          Spojrzał na mnie, a na jego ustach pojawił się serdeczny uśmiech. Za to właśnie kochałam swojego przyjaciela. Był taki dobry, troszczył się o mnie i przejmował się moim zdaniem, a to sprawiało, iż czułam, że rzeczywiście mu na mnie zależy. Takie odczucie może naprawdę podbudować człowieka. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym odwróciłam wzrok ku członkom zespołu. Wszyscy przyglądali mi się z uwagą, co całkowicie zbiło mnie z tropu. Takie sytuacje najzwyczajniej w świecie bardzo mnie peszyły.

-A to jest Zayn, Liam, Niall i Harry.

          Wymieniał, a ja przenosiłam wzrok po kolei na każdego z nich. W gruncie rzeczy wcale nie musiałam tego robić, znałam ich z telewizji i gazet, więc bez problemu potrafiłam rozróżnić który jest który. Nie chciałam jednak wyjść na zakochaną w nich fankę, dlatego tak się zachowałam.

-Przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi.

          To zdanie kompletnie mnie zaskoczyło, w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście i nim się obejrzałam, Zayn Malik przytulał mnie do siebie, jakbyśmy znali się od wielu lat. Liam i Niall postąpili w dokładnie taki sam sposób, powodując ciągły uśmiech na moich ustach. Nie spodziewałam się, że przyjmą mnie w tak ciepły sposób. Napawało mnie to ogromną radością, a jeszcze większą fakt, że nie wyczułam w ich zachowaniu ani krzty fałszu. Oni szczerze cieszyli się ze spotkania ze mną, to było naprawdę miłe.

          Ostatni został Harry, jednak wnioskując po jego minie, wcale nie miał zamiaru mnie przytulać. Intensywnie przyglądał się mojej twarzy, przymrużając nieco powieki. Nastąpiła chwila ciszy, podczas której wszyscy przenieśli wyczekujący wzrok na Stylesa.

          -Nie wiedziałem, że przyjaciele Louisa mają w zwyczaju opryskliwie odzywać się do nieznajomych.

Zagrzmiał w końcu, a ja ze zdziwieniem odchyliłam nieznacznie głowę do tyłu, szeroko otwierając oczy. Zawrzało we mnie, niemal czułam, jak ciśnienie maksymalnie podskakuje mi do góry. Cóż za bezczelny typ!

-Słucham?! Za to ja nie wiedziałam, że przyjaciele Lou lubią wyśmiewać się z cudzych prezentów, nie mając o nich pojęcia.

          Powiedziałam przez zaciśnięte zęby, a z moich zielonych oczu niemal zaczęły trzaskać pioruny. Gdybym tylko mogła zabijać wzrokiem, ten chłopak bez wątpienia leżałby już martwy na podłodze. Przez dłuższy moment nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, posyłając sobie nawzajem mordercze spojrzenia.

-No i trafiła kosa na kamień. Daj spokój Harry, dziewczyna ma rację.. Mnie się to nawet podobało, fajnie, że umie walczyć o swoje.

          Słowa Horana sprawiły, że oboje odpuściliśmy. Od tamtej pory wiedziałam, że ja i Harry Styles nigdy nie zostaniemy dobrymi znajomymi. Może byliśmy zbyt pyskaci i niepotrzebnie rozdmuchaliśmy tak tą sprawę, jednak jedno było pewne- ani ja, ani on nie mieliśmy zamiaru przyznać się do winy i wziąć tego na siebie. Zachowanie rodem z przedszkola, tylko pogratulować.

-Zdrowie Lou!

          Zayn postanowił rozluźnić atmosferę wznosząc pierwszy, lecz z pewnością nieostatni, toast tego wieczoru. Później poszło już z górki. Tańczyliśmy, wygłupialiśmy się, piliśmy. Było całkiem fajnie, a ja o dziwo znalazłam wspólny język, z każdym z członków One Direction. Jedynie z Harrym omijaliśmy się szerokim łukiem, aby nie doprowadzać do kolejnej, bezsensownej wymiany zdań, która tylko mogła zepsuć nam nasze wyśmienite humory.

          Kolejny taniec, kolejna szybka piosenka, a ja czułam się coraz bardziej zmęczona. Było mi cholernie gorąco, a do tego zaschło mi w gardle, dlatego też postanowiłam napić się czegoś. Przeprosiłam na moment Louisa, który teraz prężnie wywijał na środku parkietu wraz z Liamem i Niallem i ruszyłam do baru, gdzie zamówiłam sobie kolejne Martini. Czekając na swoje zamówienie, zerknęłam w stronę tarasu i zauważyłam postać opierającą się o balustradę z zapalonym papierosem w ustach. Było ciemno, do tego dzieliła nas dość spora odległość, a mimo to niemal od razu rozpoznałam, że to Stan. Trochę zdążyłam już wypić, poza tym wciąż męczyła mnie ta masa niedopowiedzeń między nami, dlatego zapragnęłam poważnie z nim porozmawiać. To nie mogło dłużej tak wyglądać, musieliśmy to wszystko sobie wyjaśnić i wspólnie dojść do jakiegoś konsensusu. Byliśmy dorośli, więc tak też powinniśmy się zachowywać. Tymczasem oboje postępowaliśmy niczym obrażone dzieci, którym rodzice nie chcą kupić wymarzonej zabawki. Postanowiłam to zakończyć i chociaż raz zachować się odpowiedzialnie. Byłam zdeterminowana, w tamtej chwili nie chciałam słyszeć słowa 'nie' i nieważnym dla mnie było to, czy Lucas ma na to ochotę, musiał mnie wysłuchać.

          Złapałam w dłoń drinka stojącego na ladzie, po czym pewnym krokiem ruszyłam ku wyjściu na taras. Poczułam się silna jak nigdy dotąd, jak gdy nic nie mogło mi przeszkodzić w tym, co chcę osiągnąć. Nie wiem, czy to skutki wypitego tej nocy alkoholu, czy prawdziwa chęć pogodzenia się z dawnym przyjacielem. Jedno było pewne- w końcu wzięłam się w garść i zaczęłam sama decydować o swoim życiu, a nie oddawać wszystko w ręce losu.

-Stan..

          Mój spokojny i całkowicie opanowany głos rozniósł się po tarasie, a chłopak automatycznie odwrócił głowę w moją stronę, a nasze spojrzenia spotkały się na kilka sekund. Niemal czułam bijący od niego chłód, jednak tym razem nie dałam się zbyć. Lucas najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowę. Prychnął jedynie gniewnie i odwrócił wzrok ku panoramie Londynu. Zwątpiłam w swoje możliwości, ale postanowiłam się nie poddawać.

-Co się z nami stało przez ten czas.. Naprawdę chcesz, aby tak to wyglądało? Chciałabym..

-No właśnie, chciałabyś. Zawsze wszystko musi być tak, jak ty tego chcesz?! Myślisz, że to w porządku, że przez wszystkie te lata chodziłem za tobą, jak piesek i byłem na każde twoje zawołanie?! Mam dosyć tego, jest dużo lepiej, kiedy nie ma cię w pobliżu. Nie mam pojęcia po co Louis ściągnął cię do Londynu, ty potrafisz tylko wszystko spieprzyć!

          Zamurowało mnie. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa, stałam więc w bezruchu, tępo wpatrując się w twarz bruneta. Nie mogłam uwierzyć w słowa, które właśnie wypowiedział. Czułam się, jakby ktoś właśnie przyłożył mi z otwartej ręki prosto w twarz. A on nakręcał się dalej.

-Niewinna, wiecznie pokrzywdzona przez los.. Biedna, mała Lucy. Złote dziecko, które wciąż ma pod górkę!

          Jego słowa, przepełnione jadem i nienawiścią, wbijały się w moje serce niczym tysiące sztyletów, zadając mi nieprawdopodobny ból. Z każdym kolejnym słowem chłopaka umierała cząstka mnie. Myślałam, że nie może powiedzieć już nic gorszego, jednak on ciągnął dalej:

-Nigdy tak naprawdę mnie nie lubiłaś, ja oddałbym za ciebie życie, a ty tylko potrzebowałaś kogoś, kto będzie ci usługiwał. Stałem się marionetką w twojej chorej grze, którą swoją drogą, świetnie sobie zaplanowałaś. Gdyby rzeczywiście ci zależało na mnie, poprosiłabyś Elenaor i Williama o to, aby mnie też przygarnęli, ale ty miałaś to gdzieś! Najważniejsze dla ciebie było to, że sama w końcu wydostaniesz się z tego bagna. Nigdy nie przejmowałaś się tym co się stanie ze mną! Miałem nadzieję, że już nigdy się nie zobaczymy, ale wtedy w Doncaster.. Musieliśmy się spotkać! Akurat wtedy, kiedy wszystko układało się idealnie! Nawet Louisa próbowałaś mi odebrać! Jedyną osobę, która uważała mnie za prawdziwego przyjaciela, a nie jakiegoś chłopca na posyłki! Ale to koniec Lucy, możesz przestać już udawać, nie dam się więcej nabrać!

          Mówiąc to, rzucił mi ostatnie, pełne żalu i odrazy, spojrzenie, po czym wrócił na salę. Czułam, że chce mi się płakać, jednak byłam w tak wielkim szoku, że nie zrobiłam nawet tego. Kieliszek, który trzymałam w dłoni, wyślizgnął mi się, roztrzaskując się na marmurowej posadzce i robiąc przy tym całkiem sporo hałasu. Ja nie zwróciłam na to nawet najmniejszej uwagi. To samo tyczyło się zimna. Był środek zimy, a ja stałam na tarasie ubrana jedynie w skąpą, jak na taką pogodę, sukienkę. Nadal nie dochodziło do mnie, co się przed chwilą stało. Słowa Stana wirowały w mojej głowie, a ja próbowałam je zrozumieć. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, gdy na taras wszedł Niall.

-Lucy? Chodź do mnie, bo się pokaleczysz, idziemy poszaleć!

          Z grobową miną spojrzałam na twarz blondyna, a ten bez zastanowienia chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę sali. Nie miałam wtedy ochoty na zabawę, jednak Niall nic sobie z tego nie robił. W gruncie rzeczy było to całkiem miłe z jego strony. On jako jedyny na tej imprezie podszedł do mnie i zaprosił do tańca. Oprócz Lou tylko Niall zainteresował się moją osobą i postanowił, że nie pozwoli mi się nudzić. Zaowocowało to moją przeogromną sympatią do blondyna i chęcią prawdziwej zabawy. Na chwilę zapomniałam o incydencie z moim chyba już byłym przyjacielem. Gdy tak tańczyliśmy, rozglądałam się na boki. Impreza trwała w najlepsze, dlatego nie zdziwił mnie fakt, że niektórzy byli już w szampańskich nastrojach. Niestety inni przesadzali z alkoholem. I taką osobą był Stan, który ledwo co stał przy barze. Nie potrzebowałam zbyt dużo czasu, aby go zauważyć. A tym bardziej, żeby mu współczuć. W mojej głowie zaświeciła się lampka, która sugerowała, że należy odstawić na bok wszystkie nieporozumienia i pomóc osobie w potrzebie, którą teraz był Lucas.

-Przepraszam na chwilę, muszę skorzystać z toalety.- mówiąc to, uśmiechnęłam się serdecznie do blondyna, po czym pognałam w stronę baru, przy którym stał mocno zataczający się Stan.

          Wyglądał naprawdę żałośnie. Włosy miał potargane, ale nie w ten sam, uroczy, sposób co zawsze, a w dość niechlujny. Koszula pogięta, pozbawiona swojej wcześniejszej elegancji i marynarki. Do tego ten czekoladowe oczy, które nieprzytomnie błądziły po twarzy barmana, który najprawdopodobniej odmówił mu nalania kolejnego drinka, co wywnioskowałam z wyraźnie niezadowolonej miny chłopaka. Nie miałam pojęcia, kiedy zdążył się tak urządzić, ale nie mogłam dopuścić do tego, aby ktokolwiek poza mną zobaczył go w takim stanie. To nie wróżyło niczemu dobremu, a kolejna awantura zbliżała się wielkimi krokami. Czułam to.

-Gówno obchodzi mnie twoje zdanie, płacą ci za to, więc nalej mi wódki!

          Lucas nie mówił, on bełkotał, a ja poczułam się kompletnie zażenowana. Niegdyś perfekcyjny obraz przyjaciela zamienił się w jego karykaturę. Serce mi się krajało, kiedy patrzyłam na tą scenę. Wiedziałam, że jeśli nie zareaguję, to Stan upije się jeszcze bardziej, wywoła jakąś awanturę, a Louis będzie miał przez niego jakieś problemy. Nie mogłam na to pozwolić.

-Stan, chodź. Dość już wypiłeś, wystarczy.

          Starałam się mówić spokojnie, aby jeszcze bardziej nie wyprowadzić go z równowagi, choć graniczyło to z cudem, bo przecież był na mnie wściekły. Chwyciłam go w pasie, próbując odciągnąć od baru, jednak on mimo swojej nietrzeźwości, był ode mnie o wiele silniejszy. Spojrzał na mnie nieprzytomnie, po czym nieudolnie starał się odepchnąć mnie od siebie, ja nie dawałam za wygraną. Posłałam przepraszające spojrzenie barmanowi i szamotając się z chłopakiem, starałam się dojść ku wyjściu z sali.

          Moje szpilki nie pomagały mi w wyniesieniu Stana, dlatego bez większego namysłu ściągnęłam je i podałam barmanowi, żeby mi ich przypilnował. Brunet nie dał sobie pomóc. Szarpał się i wyrywał, a ja próbowałam za wszelką cenę poradzić sobie z jego atakami. Jednak fakt, że byłam od niego mniejsza i drobniejsza, sprawiał, że jedynie szamotaliśmy się przez chwilę, w efekcie czego niebezpiecznie się zachwialiśmy. Brakowało naprawdę niewiele do tego, abyśmy oboje runęli na ziemię, jednak w ostatniej chwili poczułam wyraźną ulgę. Cały ciężar ciała Stana nie był oparty juz tylko na mnie, a moim oczom ukazała się czupryna ciemnych, kręconych włosów.

-Chodź stary, przewietrzymy się.

          Z nieukrywanym zdziwieniem spojrzałam na twarz Harry'ego, który nie wiadomo skąd pojawił się przy nas. Z jednej strony zachowanie Stylesa porządnie mnie rozjuszyło, to nie był czas na przechadzki po tarasie, Stan w tej chwili musiał znaleźć się w łóżku i nie ulegało to żadnej dyskusji, jednak z drugiej strony gdyby nie on, pewnie oboje leżelibyśmy na ziemi, robiąc sobie przy tym masę wstydu. Postanowiłam więc przemilczeć całą tę sprawę i pokornie podążać za chłopakiem. Wyszliśmy na taras, a chłodny, zimowy wiatr począł delikatnie muskać moją twarz. Dopiero wtedy odczułam temperaturę, która panowała na zewnątrz, jednak nie miałam czasu, aby użalać się nad sobą, przede mną stało ciężkie wyzwanie, którym bez wątpienia był pijany Stan. To, że nie miałam na sobie butów, sprawiało, że było mi jeszcze zimniej. Myślałam, że Harry chce postać z Stanem na tarasie, jednak ten skierował swoje kroki w stronę drzwi, które znajdowały się naprzeciw nas. Gdy weszliśmy do środka, można było poczuć różnicę temperatur. Znajdowaliśmy się w holu hotelowym, a Styles od razu zaprowadził nas do windy. Ja posłusznie człapałam za nim, nadal trzymając Lucasa w pasie. Przynajmniej tyle mogłam zrobić.

-Zostaw mnie!

          Stan milczał przez niemal całą drogę, jednak kiedy zbliżaliśmy się do jego pokoju, najwidoczniej uzbierał na tyle sił, aby ponownie móc mnie od siebie odsunąć. W głębi duszy miałam nadzieję, że odpuści i bez zbędnych komplikacji da nam się odprowadzić do siebie, jednak najwyraźniej cholernie się pomyliłam.

-Nie dziwię się, że Elenaor i Will puścili cię do Londynu, pewnie mieli nadzieję, że już nigdy nie wrócisz! Nie wiem jakim cudem ktokolwiek mógł pokochać kogoś takiego, jak ty.

          Mówiąc to silnie odepchnął mnie od siebie, czego kompletnie nie spodziewałam się po tak nietrzeźwym człowieku. Nie zdążyłam złapać równowagi, a że nie miałam czego się złapać, z impetem upadłam na lodowatą posadzkę. Do moich oczu automatycznie napłynęły łzy, których pod żadnym pozorem nie spowodował ból, którego w gruncie rzeczy wcale nie czułam, było mi po prostu nieziemsko przykro. Nie wiedziałam, jak powinnam była się dalej zachować, aby wyjść z całej sytuacji z twarzą. W końcu nie byliśmy tam sami, Harry wciąż nam towarzyszył, co znacznie utrudniało sprawę. Przymknęłam na moment powieki, aby nie wybuchnąć płaczem, a kiedy ponownie je otworzyłam, Styles stał z opartym o ścianę Lucasem, wyciągając rękę w moją stronę.

-Poradzę sobie, zabierz go do pokoju.

          Powiedziałam cicho, a on bez słowa cofnął dłoń, po czym zdecydowanym ruchem obrócił Stana tak, aby łatwiej było im iść. Chwilę później oboje zniknęli za drzwiami hotelowego pokoju. Ja natomiast miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wszystko co wydarzyło się tego wieczoru, kompletnie mnie przerosło. Nie miałam siły, aby wciąż udawać, że wcale mnie to nie rusza. Byłam kłębkiem nerwów i nie potrafiłam dłużej tego ukrywać. Oparłam się o ścianę i przyciągnęłam do siebie nogi, opierając się o nie głową. Jedyne na co miałam teraz ochotę, to znaleźć się w swoim łóżku i zapomnieć o całym tym felernym dniu. Wiedziałam jednak, że wspomnienia nie dadzą mi spokoju i będą nieustannie dręczyć mnie przez najbliższy czas.

-Myślałem, że się przyjaźnicie.

- Też tak myślałam.

          Patrzyłam tępo przed siebie z nadzieją, że uniknę tej żenującej konwersacji. Było mi wstyd, że Harry słyszał to, co leżało Stanowi na sercu. Chłopak podał mi swoją rękę, abym mogła wstać z ziemi, a ja się lekko zawahałam, jednak po chwili chwyciłam ją i wstałam. Przypomniało mi się, że nie mam na nogach butów i mimo wszystko będę musiała wrócić na imprezę.

- Możemy wrócić na salę?

          Zapytałam nieśmiało, nawet nie patrząc na Harrego. Nie chciałam widzieć jego współczującego wzroku, ponieważ nie miałam ochoty, żeby odbierał mnie jako ofiarę losu. Brunet pokiwał tylko głową i po chwili byliśmy z powrotem na sali. Od razu skierowałam się do baru i ze zdziwieniem zauważyłam, że Styles idzie za mną. Wzięłam swoje buty i teraz mogłam spokojnie udać się do pokoju. Niestety w połowie sali zaczepił nas Lou, który uśmiechał się od ucha do ucha i popijał kolejnego drinka.

- Gdzie się podziewaliście? I gdzie jest Stan?

          Tomlinson starał się przekrzyczeć muzykę, a do tego bujał się w rytm granych dźwięków. Zastanawiałam się, co mam mu odpowiedzieć. Przecież nie mogę mu powiedzieć, co się stało z naszym przyjacielem, a tym bardziej, co od niego usłyszałam.

- Stan nie jest… - próbował zacząć Harry, jednak nie dałam mu skończyć.

          Pociągnęłam go za rękę, tym samym dając mu znak, że ma się nie odzywać. Nie mogłam pozwolić na to, żeby Lou zmienił zdanie o Lucasie. Nie po tym, co mi powiedział.

- Stan poszedł spać – posłałam mu najbardziej sztuczny uśmiech, na jaki było mnie stać – Ja też już idę. Widzimy się jutro. Dzięki za imprezę.

          Pocałowałam go w policzek, a on przyciągnął mnie mocniej do siebie, jakby nie chciał mnie w ogóle puścić. Brakowało mi jego uścisków.

- Ja też już idę – usłyszałam głos Harrego – Do jutra, stary.

          Chłopaki pożegnali się, a ja z nietęgą miną pomaszerowałam do wyjścia. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, jednak wciąż starałam pocieszyć się myślą, iż za moment będę mogła wziąć prysznic i w końcu położyć się spać. Był to jedyny powód dla którego wciąż chciało mi się żyć, serio.

          Drogę przemierzaliśmy w milczeniu. Nie była to jednak krępująca cisza. Miałam wrażenie, że oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek słowa w tej sytuacji są po prostu zbędne i nie na miejscu. Byłam niesamowicie wdzięczna chłopakowi za to, że nie próbuje wyciągnąć ze mnie żadnych informacji. Zaskoczył mnie fakt, iż postanowił odprowadzić mnie pod same drzwi.

-Słuchaj.. To co się stało to.. Nic ważnego, nie ma sensu zawracać tym głowę Louisowi..

          Szepnęłam nieśmiało, po czym z obawą spojrzałam w oczy Stylesa. On westchnął jedynie i nieznacznie kiwnął głową. Miałam jednak wrażenie, że nie odpuści tak łatwo i kiedyś jeszcze będę musiała porozmawiać z nim na ten temat, w tamtej chwili musiało to wystarczyć.

-Dobranoc.

          Uśmiechnął się lekko, po czym odwrócił się i odszedł w stronę swojego pokoju. Ja posłałam mu jedynie krótki uśmiech, po czym nerwowo otworzyłam drzwi do apartamentu, zapalając w nim światło. Z utęsknieniem spojrzałam na wielkie łóżko i odetchnęłam głęboko. Tego dnia towarzyszyło mi zdecydowanie za dużo wrażeń. Miałam nadzieję, że kolejne dni, które spędzić miałam w Londynie, będą dużo spokojniejsze. Póki co czułam się niczym bohaterka jakiegoś naprawdę pokręconego serialu.









Matkooooo.. Nie mam pojęcia, czy mam Was przepraszać za tak długi rozdział, czy może jednak kogoś to ucieszy. :) Mogłam spokojnie rozdzielić go na dwa, ale uznałam, że cała impreza powinna być zawarta w jednym rozdziale i tak już zostało. Przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia, czy inne fanaberie, ale miałam naprawdę ogromny problem z napisaniem tego odcinka i gdyby nie Joyster (której niesamowicie dziękuję raz jeszcze <3) prawdopodobnie nie skończyłabym go nawet do świąt. Mam nadzieję, że mimo wszystko docenicie Naszą ciężką pracę i mimo błędów spodoba Wam się to co dla Was przygotowałam. ;) Mam też nowy szablon, który zawdzięczam wspaniałej Meadow. <3
+ Serdecznie dziękuję za wszystkie miłe kometarze, to naprawdę bardzo motywuje mnie do dalszej pracy!
No nic.. To do następnego! :)

18 komentarzy:

  1. Pierwszą część znam doskonale, ale od momentu zakończenia pierwszej rozmowy ze Stanem coraz bardziej się podniecałam, haha. Zajebka, dag<3 Wiesz, że ja nie potrafię spójnych komentarzy pisać, więc wybaczysz mi. Dyć, lecimy!

    "Byliśmy dorośli, więc tak też powinniśmy się zachowywać. Tymczasem oboje postępowaliśmy niczym obrażone dzieci, którym rodzice nie chcą kupić wymarzonej zabawki." I tutaj Lucy się myli, bo jedynie Stan się tak zachowywał. Ona próbowała porozmawiać i wyciągnąć rękę jako pierwsza. Mimo, iż on był starszy, to Lucy sprawowała tutaj rolę dojrzalszej. Tekst z pretensjami, że Lucy nie poprosiła Willa i Ellie o przygarnięcie Stana był po prostu ansurdalny i niedorzeczny. Co też on sobie wyobrażał? Że oni byli towarem na pułce w supermarkecie, tanim jak płatki śniadaniowe i rodzina mogła sobie wziąć śmiało kolejne dziecko? Kretyn. Stan to kompletny egoista. Mówiąc do Lucy, że chciała mu odebrać Louisa, potraktował go przedmiotowo, bo człowieka zabrać się nie da. Jak on w ogóle mógł sobie pozwolić na osądzanie tego, co kryje się w jej głowie? To, że on odnosi jakieś wrażenie nie oznacza, że tak właśnie jest. Wygląda na to, że Stan nie należy do grona ludzi inteligentnych :) Powinno mu być zajebiście źle i głupio z faktem, że Lucy mimo wszystko mu pomogła. Mimo, iz zbombardował ją tak chamskimi i bezczelnymi słowami i oskarżeniami. Lucy faktycznie sprawia wrażenie takiej sierotki, ale ona po prostu jest skromna. Tak czy siak jest dobrą postacią i bardzo ją lubię. Wiedziałam, że Haz jej pomoże, ale nie sądziłam, że napiszesz to tak zajebiście <3 Jaram się strasznie :DD Bardzo, bardzo mocno podobał mi się moment, w którym nadszedł z pomocą. Scena, w której Stan odpycha Lucy jest epicka. W sumie to nie mam pojęcia co będzie dalej, bo jeszcze się tym ze mną nie podzieliłaś :o Niby długi ten rozdział, ale czytało się błyskawicznie i niezwykle przyjemnie, szczególnie fragmenty, gdzie występował Harry :D Czekam, czekam. Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ja jestem wniebowzięta! :)
    rozdział jest cudowny, a ze Stan'a jest kawał idioty.
    pozdrawiam.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoko, pomaganie Ci przy rozdziale o czwartej w nocy należy do moich ulubionych rozrywek, haha <3 Czytałam ten rozdział tyle razy, że nauczyłam się go na pamięć :p
    Wiem, że Stan jest postacią fikcyjną, jednak całym moim sercem go nie lubię. Jest arogancki i prostacki, a do tego ma pretensje do Lucy o coś, co nie było jej winą. Mam nadzieję, że karma go dopadnie w najbliższym czasie :) I standardowo chcę więcej Harrego :p

    A szablon przepiękny, tak jak już wspominałam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Szkoda tylko, że Stan tak się zachował. Ciekawa jestem co się mu stało przez ten czas. Cieszę się , że pojawił się Harry <3 Jeszcze się pogodzą. Na Hazzę nie da się długo gniewać z tak błahego powodu jak prezent ;) Ale super długi rozdział :3 Uwielbiam tego bloga!
    Pisz szybko kolejny :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę...
    Sorry ale nie napiszę nic sensownego. Za bardzo ryczę

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieto..jesteś genialna :D
    Z uśmiechem na twarzy czytałam ten rozdział, do tego taaaaki długi, a takie uwielbiam najbardziej. Proszę Cię, pisz takie!
    Nie mogę doczekać się rozwoju znajomości po między Harry'm a Lucy, i wgl. :)
    Czeeekam na next, rozdział super. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to tak... Hm.. zacznę od początku :)
    Test łóżkowy - tak, to zdecydowanie najważniejsza czynność, którą trzeba wykonać tuż po wejściu do jakiegoś nowego mieszkania, apartamentu itp. W zupełności popieram :D
    Nie sądziłam, że Lucy może być tak ostrą dziewczyną. To fajnie, że ma swoje własne zdanie i umie o nie zawalczyć.
    Fakt, że Harry wyśmiał prezent od Lu dla Lou nie za bardzo mi się spodobał, natomiast jej reakcja była świetna!
    Cieszę się, że pomimo tej początkowej sytuacji między lokowatym a Lucy, on postanowił jej pomóc. Mam nadzieję, że między nimi będzie teraz coraz lepiej - i mam też takowe przeczucie :DD
    Zaskoczył mnie natomiast Stan. Nigdy nie podejrzewałam, że tego typu słowa wypłyną z jego ust, a tym bardziej będą one skierowane do naszej kochanej Lu. Co za dupek!
    Na miejscu dziewczyny bez zastanowienia dałabym mu w twarz, bo na jakiej podstawie może tak ją oskarżać. Kuźwa, co za egoista!
    Gdybym miała możliwość spotkania go w życiu realnym, na pewni nie wyszedł by z niego cało. Ugh!
    W każdym bądź razie, rozdział jest boski, jak zwykle z resztą i nie mogę doczekać się kolejnego! :)
    Możesz częściej pisać takie długie - mnie to nie przeszkadza.
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział ! Strasznie podoba mi się ta historia, normanie jestem w niej zakochana <3 A jak Stan mówił Lucy te wszystkie okropne rzeczy to aż mi się plakać chciało. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, pisz szybko ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział może i wyszedł trochę długi, ale powiem Ci szczerze, że w ogóle tego nie odczułam.. Tak go pochłonęłam, że nagle przeczytałam ostatni akapit. Świetnie napisane. Impreza taka pół na pół. Fajnie, że wszyscy oprócz Harry'ego polubili Lucy, to pewnie wiele dla niej znaczy no i dla Lou także. Ale myślę, że po tej całej akcji ze Stanem, Harry przekona się do niej bardziej i oboje jakoś będą mogli się dogadać i może spędzać ze sobą więcej czasu? :) Ale to co powiedział Stan.. po prostu mnie również zamurowało. Lucy chciała się z nim pogodzić, wszystko wyjaśnić, a chłopak tylko obrzucił ją pretensjami i niemiłymi słowami. Nie dziwię się, że tak najzwyczajniej chciało jej się płakać.. Czekam niecierpliwie na rozdział kolejny. Pozdrawiam :* {siec-czasu}

    OdpowiedzUsuń
  10. Świeetny rozdział. *.* Matko, normalnie zakochałam się w twoim blogu, no! xd Piszesz tak rewelacyjnie, że twoje opowiadanie mogłabym czytać i czytać bez końca.
    Ale nigdy nie przypuszczałam, że Stan tak się zachowa. Miałam wielką ochotę go rozszarpać, kiedy mówił Lucy to wszystko. Okropieństwo. Ona na to nie zasługuje. Masz ją przeprosić, bo jak nie, to ciocia Natalia się tobą zajmie! :D Nie wiem co mi odbija, no ale cóóż. xd
    No i Harry... Fajnie, że w końcu się spotkali. Jestem niesamowicie ciekawa co będzie dalej.
    Czekam na kolejny nieziemski rozdział.
    Pozdrawiam. ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebisty rozdział!! Fabuła sie rozkręca i cholernie mnie to cieszy.
    pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaskoczyły mnie słowa Stana, tego po przyjacielu bym się nie spodziewała. Z jednej strony to bardzo dobrze, że Lucy wszystko zachowała w tajemnicy i Louis nic o tym zdarzeniu nie wiem, ale sądzę, że jako przyjaciel obojga sam powinien zdecydować.
    Dodałam twojego bloga do obserwowanych, więc nie musisz już mnie informować ;P
    Pozdrawiam Morgan Jade :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Weszłam na Twojego bloga, a że rozdziałów nie jest aż tak sporo, to postanowiłam nie czekać i od razu zabrałam się za czytanie.
    Zacznę od tego, że pozytywnie zaskoczyła mnie oryginalność pomysłu, bo jak już zdążyłam się zorientować, większość tego typu historii ma oklepany schemat.
    Główna bohaterka od razu przypadła mi do gustu. Widać, że jest ona miłą, wrażliwą osobą, jednak jak trzeba, to potrafi pokazać pazur.
    Co do innych postaci, to na razie wypowiadała się nie będę, bo muszę się im jeszcze dokładnie "przyjrzeć". No, może wyjątkiem jest Stan, który w tym rozdziale pogrzebał szansę na moją sympatię wobec niego.
    Na pewno będę stałą czytelniczką :)
    Pozdrawiam i dziękuje Ci, że zechciałaś wpaść na mojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. Szablon jest śliczny, a rozdział jeszcze lepszy, mi wcale nie przeszkadza, że jest długi - gdybyś go rozdzieliła, chyba cały urok zostałby naruszony :)
    Wydaje mi się, że Lucy wyglądała prześlicznie na urodzinach Louisa. Ogólnie rzecz biorąc te wszystkie wydarzenia były niesamowicie ciekawe. Ja na miejscu Lucy na pewno nie odważyłabym się zganić Stylesa za wyśmiewanie z mojego prezentu, chociaż bardzo dobrze rozumiem, że dziewczyna się zdenerwowała. Myślałam, że Harry'emu zrobiło się głupio, ale przy tym całym przedstawianiu się dał do zrozumienia, że uznał Lucy za idiotkę -,- Tymczasem sam zachował się jak kretyn. Dobrze, że reszta kolegów Louisa zachowała się w porządku, a i sam Tomlinson był niebywale słodki.
    Zaniepokoiło mnie jednak zachowanie Stana. O co mu, do cholery, chodzi? Jakoś sobie nie przypominam, by Lucy wcześniej rozstawiała go po kątach czy traktowała jak służącego. Wydaje mi się, że chłopak jest po prostu zazdrosny. Lucy udało się wyrwać z domu dziecka, zamieszkała z ciepłym, opiekuńczym małżeństwem, zaś Stan nie miał pod tym względem tyle szczęścia. Wielka szkoda, że ta jego zawiść ujawnia się w taki sposób. Powiedziałabym, że mam nadzieję, że po wytrzeźwieniu naprawi swoje zachowanie, ale niestety w to nie wierzę... Przynajmniej Harry zachował się pod koniec jakoś normalnie. Wydaje mi się, że ujrzał Lucy w innym świetle i zrozumiał, że ocenił ją zbyt pochopnie. Ciekawe, co z tego wyniknie.
    Rozdział świetny, czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziewczyno! To jest najlepszy rozdział świata! No cudowny! Jaki długi? Jak dla mnie to było za krótko! Strasznie szkoda mi Lucy, a Stan zachował się jak dupek, dosłownie. Nie wiem, o co mu chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Boże to jest na prawdę C U D O W N E
    Baaaaaaardzo się cieszę że trafiłam na to opowiadanie, bardzo!
    Już nie mogę się doczekać nn <3
    Weny życzę xx

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejciuuu ^.^ Baaardzo mmi się podoba ten rozdział :) Szkoda ze Stan tak potraktował Lucy, ale z drugiej strony choć trochę zbliżyła się di Harry'ego ;)

    OdpowiedzUsuń