poniedziałek, 17 marca 2014

Chapter XIV

          Nadal nie dochodziło do mnie to, co stało się w namiocie, przez co byłam lekko nieobecna, gdy siedzieliśmy wszyscy przy zgaszonym już ognisku. Próbowaliśmy wspólnie wymyślić jakiś plan działania na dzisiejszy dzień, a ja tylko bez zastanowienia im przytakiwałam, ponieważ w głowie nadal miałam smak ust Harrego. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ktoś mnie pocałował, kiedy ktoś w ogóle się mną zainteresował. Analizowałam to tak głęboko, że przez chwilę kompletnie się wyłączyłam z rozmowy.

        - Jakieś czterysta metrów na zachód jest strumień, zauważyłem go, kiedy poszedłem wczoraj szukać Lucy..- powiedział Harry w naszą stronę, po czym skinął głową w odpowiednim kierunku.

         Momentalnie poczułam, jak lekki rumieniec oblewa moje blade dotąd policzki. Cóż, poruszanie tematu wczorajszego wieczoru będzie dla mnie dość krępującą sprawą chyba już na zawsze, a wszystko przez to, że zachowałam się jak kompletna wariatka. Bądź co bądź miałam ku temu swoje powody, ale wciąż nie usprawiedliwiało to mojego idiotycznego postępowania. Naparłam na Louisa w najbardziej nieodpowiednim i niestosownym momencie, jak tylko było to możliwe. Nie zasługiwałam więc na żadną taryfę ulgową. Prędzej, czy później musiałam w końcu przeprosić za to chłopaka i wyjaśnić, że wcale nie chciałam postawić go w niezręcznej sytuacji przy dziewczynie i najlepszym przyjacielu. Niestety póki co nie miałam ku temu okazji, ponieważ wciąż gdzieś kręciła się pozostała dwójka naszych towarzyszy, a tym razem naprawdę chciałam dotrzymać całkowitej dyskrecji i załatwić tę sprawę tylko i wyłącznie między nami. Ostatnio nie najlepiej radziłam sobie ze stresem i problemami, a niepohamowane wybuchy złości zaczęły być dla mnie chlebem powszednim. Uznałam więc, że rozmowa na osobności to najbardziej racjonalne wyjście. Nie wiem, czy ktokolwiek poza mną był w stanie przyzwyczaić się do tego typu napadów mojej lekkomyślności, dlatego uznałam, że muszę jak najszybciej uporać się z tym okropnym nawykiem i pozbyć się go raz na zawsze. Zdecydowanie nie miałam zamiaru naskakiwać na wszystkich otaczających mnie ludzi, którzy w jakiś sposób mi się narazili.

          - Możecie pójść tam się orzeźwić, my z Tommo pójdziemy po was.- zakomunikował brunet, a ja spoglądając na niego nieprzytomnym wzrokiem skinęłam jedynie delikatnie głową, po czym zniknęłam z powrotem w namiocie, aby zabrać kosmetyczkę i jakieś odpowiednie rzeczy na przebranie.

          Kiedy w końcu udało mi się uporać z plecakiem i znalazłam wszystko czego szukałam, a moja postać nareszcie wyłoniła się z namiotu, Eleanor już na mnie czekała uśmiechając się przy tym szeroko. Rzecz jasna odwzajemniłam jej miły gest, a zaraz potem wspólnie ruszyłyśmy w stronę miejsca, w którym prawdopodobnie znajdował się strumyk, o którym wspomniał Harry. Nie do końca potrafiłam określić, jak sporą odległością jest czterysta metrów, ale mimo to byłam przekonana, że przypuszczania Stylesa nie były do końca trafne, ponieważ przeszłyśmy naprawdę dość spory kawał drogi, kiedy naszym oczom w końcu  ukazał się przejrzysty strumyk. Właściwie już kładłam swoje rzeczy na pobliskiej skałce, kiedy zerknęłam na El, która natarczywie rozglądała się po okolicy, a zaraz potem odezwała się przepełnionym satysfakcją i zadowoleniem głosem:

          - Lucy, zobacz! Tam jest ujście, będzie nam wygodniej.- wskazała dłonią na znajdujący się zaledwie kilka kroków od nas niewielki staw, wokół którego rozszerzały się skaliste ścianki, które w pewnych miejscach porośnięte były jasnozielonym mchem. Z jednej ze ścianek leniwie spływała krystalicznie czysta woda, w której raz po raz odbijały się wesołe promienie słońca z trudem przedzierające się przez gęste korony drzew ciasno rozsadzone nad naszymi głowami. Sceneria tego miejsca była naprawdę bajkowa, wręcz zapierająca dech w piersiach. Niemal od razu poczułam niesamowitą ochotę na namalowanie tego cudownego krajobrazu. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą chociażby szkicownika. Byłam pewna, że moi przyjaciele ochoczo zostaliby tu ze mną jeszcze na jakieś dwie godzinki, gdybym tylko ich o to poprosiła.

          Dopiero kiedy Eleanor bez krępacji zrzuciła z siebie swoją szeroką koszulkę odrzucając ją na bok i zostając w samym staniku, uznałam, że dalsze stanie i podziwianie tego miejsca nie ma najmniejszego sensu i że rzeczywiście czas się odświeżyć. Bez głębszego zastanowienia poszłam w ślady swojej starszej koleżanki, po czym przykucnęłam zaraz przy brzegu stawu, aby nabrać trochę wody. Poranna toaleta w tych polowych warunkach była dla mnie kompletną nowością, aczkolwiek nie czułam się z tym wszystkim najgorzej.

         Właściwie można było powiedzieć, że była całkiem ciekawym i przyjemnym doświadczeniem, które z pewnością będę wspominać z uśmiechem na ustach. Przemyłam lekko twarz, jednak gdy nachyliłam się bliżej, rozpuszczone włosy spadły na mi na policzki i przy okazji zamoczyły się w stawie. Od razu wiedziałam, że muszę coś z nimi zrobić, bo nie chcę ich tutaj myć. Przecież nie mogłam dostać zapalenia płuc. Szybko związałam je w warkocz i ponownie pochyliłam się nad strumieniem. Tak, teraz byłam prawdziwą poszukiwaczką przygód, która musiała przetrwać w lesie. Byłam jak Katniss Everdeen, a ten camping mógł zostać porównany do Igrzysk Śmierci. Zaliczyłam niechcianą wędrówkę po lesie w nocy, walczyłam o przetrwanie w namiocie i znalazłam własnego sojusznika, którym okazał się Harry. Brakowało mi tylko łuku, jako mojej morderczej broni.

          Zaśmiałam się pod nosem do własnych myśli, po czym ostatni raz zerkając w stronę jeziora ruszyłam za Eleanor, która niemal bezszelestnie kroczyła już jedną ze ścieżek. Wróciłyśmy do obozowiska bez większych problemów, co niewątpliwie dla nas obu było powodem do dumy. Chłopcy kiedy tylko nas zauważyli, sami wzięli swoje rzeczy i bez słowa ruszyli w stronę, z której my moment temu przyszłyśmy.
Uznałyśmy razem z El, że przed podróżą do domu wypadałoby jeszcze cokolwiek przekąsić, dlatego od razu zabrałyśmy się za przyszykowanie kilku kanapek ze wszystkich tych składników, których nie zdążyliśmy wykorzystać wczoraj. Z początku wydawało nam się, że jedzenie nie będzie zbyt atrakcyjne, aczkolwiek ostatecznie okazało się, że zostało nam dużo więcej produktów, niż przypuszczałyśmy, dlatego też kanapki wyszły całkiem wypaśne, a ich widok był naprawdę bardzo apetyczny, o czym nie omieszkał wspomnieć Louis, kiedy tylko śniadanie pojawiło się w zasięgu jego wzroku.

          Spojrzałam w stronę dwójki przyjaciół, a moje źrenice rozszerzyły się w jednej sekundzie, a na ustach automatycznie pojawił się szeroki uśmiech. Oboje byli kompletnie przemoczeni, od stóp po głowę, a ja zastanawiałam się, jakim cudem jeszcze nie zaczęli trząść się z zimna. Woda w stawie była naprawdę lodowata i chociaż pogoda jak na tę porę roku była dość ciepła, to nie zmieniało to faktu, że do prawdziwych upałów sporo jeszcze brakowało.

          - Nawet nie pytajcie, Louis to idiota.- fuknął Harry i w tym momencie obie z panną Candler nie wytrzymałyśmy wybuchając niepohamowaną salwą śmiechu.

          Byli dorośli, zarabiali naprawdę wielkie pieniądze, a ich życie było właściwie ciągłą pracą, a mimo to oni wciąż zachowywali się jak dzieci. To było komiczne, a z drugiej strony naprawdę cholernie słodkie i urocze. Nie mogłam, a nawet nie chciałam powstrzymywać szerokiego uśmiechu, który mimowolnie wciąż gościł na moich malinowych ustach.

          Louis zdążył już przykleić się do śniadania, dlatego wszyscy wzięli z niego przykład i po chwili nasze żołądki były pełne. Gdy składaliśmy namioty, Lou i ja nie odzywaliśmy się do siebie i robiliśmy to w milczeniu. Harry notorycznie próbował mnie rozśmieszyć, udając, że nie potrafi sobie sam poradzić. Uśmiechałam się lekko, jednak moja sytuacja z Louisem zaprzątała mi głowę i nie dawała spokoju. Chciałam to wszystko jakoś rozwiązać, ale nadal bolało mnie to, że ukrywał przede mną takie informacje. Jak się okazało chwilę później, niespecjalnie długo musiałam czekać na moment, w którym przyjdzie mi się zmierzyć z rosnącym między nami napięciem.

          - Lucy możemy porozmawiać?- przyciszony głos przyjaciela zabrzmiał tuż obok mojego ucha, a ja wzdrygnęłam się nieznacznie wyczuwając nieubłaganie zbliżającą się konfrontację.

          Zamarłam, a moje serce nieznacznie przyspieszyło tempa. Po chwili jednak biło już tak szybko i głośno, że zaczęłam całkiem na poważnie zastanawiać się, czy reszta obozowiczów również może usłyszeć jego miarowe uderzenia. Dalsze milczenie i udawanie posągu najwidoczniej nie było dobrą taktyką i wcale nie sprawiało, że Louis zrezygnuje, bo kiedy tylko uniosłam głowę, napotkałam jego lekko ponaglające spojrzenie. Niebieskie tęczówki wciąż natarczywie przypatrywały się mojej twarzy, a ja zachowywałam się niczym spłoszona sarna, która po raz pierwszy w życiu doświadczyła tak bliskiego kontaktu z człowiekiem. W rzeczy samej tak właśnie się wtedy czułam i chociaż bardzo pragnęłam to ukryć, to wszystkie moje nieudolne próby kończyły się totalnym fiaskiem. Jeszcze jedynie przez moment rozważałam ucieczkę w głąb lasu, aż w końcu postanowiłam stawić czoła tej rozmowie tak, jak zrobiłaby to każda normalna osoba.

          - Pewnie..- uśmiechnęłam się blado i szybko podniosłam się do pozycji stojącej, aby moment później skierować swoje kroki na ubocze obozowiska.

          W miejscu, w którym się zatrzymałam, można było odczuć chociaż minimalną nutkę prywatności i odosobnienia od reszty załogi, dlatego uznałam, że dalszy marsz nie ma sensu. Przystanęłam przy jednym z drzew i opierając się biodrem o jego pień zerknęłam w stronę Lou. Gołym okiem było widać jak usilnie chłopak próbuje dobrać odpowiednie słowa, aby zabrzmiały na tyle przekonująco, żebym mu wybaczyła. Trudno powiedzieć ile rzeczywiście tak staliśmy zanim szatyn wychrypiał słabym głosem:

          - Wiesz, że chciałem dobrze.. W życiu bym cię nie skrzywdził, nie celowo. Przepraszam.

          Z każdym wypowiedzianym przez chłopaka słowem mój żołądek zawiązywał się w coraz ciaśniejszy supeł, który skutecznie uniemożliwiał mi prawidłowe funkcjonowanie. Wszystkie moje kończyny kompletnie zesztywniały w efekcie czego wyglądałam niczym słup, z całkowicie beznamiętną twarzą i oczami tak pustymi, jak to tylko możliwe. Odczuwałam wewnętrzny ból, kiedy patrzyłam na jego smutną twarz, a mimo to nie potrafiłam się odezwać i zapewnić go, że wszystko jest w porządku. Tak naprawdę jedyne o czym marzyłam, to wpaść w jego ramiona i nigdy więcej nie pozwolić mu na to, aby swoim głupim zachowaniem niszczył to, co było między nami, ale.. No właśnie, zawsze było jakieś ale, a to było na tyle poważne, że nie potrafiłam go tak po prostu zignorować. Zwykłe "przepraszam" absolutnie mnie nie satysfakcjonowało i nie miałam zamiaru wybaczyć mu tak po prostu, jak bywało to zazwyczaj. Fakt, gniewanie się na Louisa było dla mnie czynnością praktycznie niemożliwą, która wymagała ode mnie dużo więcej wysiłku niż miałoby to miejsca z jakąkolwiek inną osobą. Jednak nie mogłam pozwolić  sobie na okazywanie słabości, byłoby to niczym jawne zezwolenie na dalsze kłamstwa i nieczyste zagrywki, które w tak ohydny sposób zaburzały to, co nazywaliśmy przyjaźnią, a czego zbudowanie trwało naprawdę bardzo długo. Takie zmaganie się z samą sobą przynosiło mi wiele bólu, którego nie było w stanie zagłuszyć właściwie nic konkretnego. Potrzebowałam jasnych wyjaśnień, a Tomlinson ociągał się z ich podaniem. Postanowiłam po prostu milczeć tak długo, aż nie usłyszę tego czego chcę.

          - Nie wiedziałem co robić. Stan zadzwonił do mnie z aresztu, błagał, żebym mu pomógł, a kiedy dowiedział się, że jestem z tobą.. Wpadł w szał. Lucy on zadaje się z jakimiś podejrzanymi typami i jestem prawie w stu procentach pewien, że to oni mają coś wspólnego z jego aresztowaniem. W końcu Stan i dragi? Wiem, że ostatnio zachowywał się jak palant, ale on sam by tego nie wymyślił. Sądzę, że nie do końca poradził sobie z przeprowadzką do Londynu, nie mogłem go tak zostawić.. Proszę, zrozum to- wydyszał w końcu, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że podczas jego monologu wciąż wstrzymywałam oddech, jak gdyby w obawie, czy słowa, którymi ma zamiar mnie poczęstować, będą wystarczająco przekonujące.

          Błagalny ton głosu jakim posługiwał się chłopak sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej, niż parę chwil temu. Oczywiście wszystko co powiedział było całkowitą prawdą, a ja bezapelacyjnie się z nim zgadzałam, jednak w rzeczywistości wcale nie o to się na niego złościłam. Nadal nie mogłam pojąć, jak mógł to wszystko przede mną zataić i tak po prostu udawać, że wszystko jest okej. W całej swojej głowie znalazłam jedynie jedną rzecz, która była dla mnie jeszcze bardziej niepojęta. Jakim cudem Lou wciąż nie dostrzegał tego w czym tak naprawdę leży cały problem. Zawracał sobie głowę czymś, o czym ja nie myślałam prawie wcale, natomiast ignorował to, co dla mnie stanowiło najpoważniejszy problem- nasz wzajemny brak zaufania.

          - Lou ja to wszystko rozumiem, gdybym była na twoim miejscu też nigdy bym nie zostawiła Stana w potrzebie, bez względu na to jakim cholernym dupkiem był w stosunku do mnie, ale.. Pamiętasz twoje urodziny? Sylwestra? Obiecaliśmy sobie, że będziemy ze sobą w stu procentach szczerzy.. Uważasz, że dotrzymałeś tej obietnicy?

          Widziałam, jak otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale dosłownie chwilę potem zamknął je z powrotem, jak gdyby zdał sobie sprawę z tego, że nic z tego co kłębiło się w jego głowie, nie było w stanie załagodzić sytuacji.

          - Aż tak bardzo mi nie ufasz? Przecież bym cię wspierała.. Zawsze stanę za tobą murem, niezależnie od twojej decyzji, powinieneś o tym wiedzieć- doskonale słyszałam jak mój głos załamuje się z każdym kolejnym słowem, ale starałam się powstrzymać łzy i najzwyczajniej w świecie zignorować coraz bardziej piekące mnie oczy.

         Płakałam za każdym razem, kiedy moje relacje z Louisem pozostawały pod znakiem zapytania, jednak tym razem próbowałam być silna i stanowcza, z nadzieją, że moja zdecydowana postawa w pewien sposób wpłynie na przyjaciela i pomoże mu zrozumieć mój punkt widzenia.

          - Ufam ci, oczywiście że ci ufam, chciałem cię chronić, nic więcej..- powiedział cicho, po czym spuścił głowę wbijając wzrok w czubki swoich czarnych vansów, którymi od dłuższej chwili drążył w ziemi niewielkie koryto.

          Jeszcze tylko przez moment milczałam zastanawiając się co powinnam była zrobić, aż w końcu bez jakichkolwiek precedensów zawiesiłam swoje ręce na szyi chłopaka i niespodziewanie przylgnęłam do jego klatki piersiowej.

          - Niech cię diabli Tomlinson, nie rób mi tego nigdy więcej..

          Chłopakowi wyraźnie ulżyło, choć bez wątpienia taki obrót sprawy z początku nieco go zaskoczył. Przez większość czasu naszej rozmowy udawałam nieugiętą, a każde słowa, które kierował w moją stronę odbijałam z taką łatwością niczym za pomocą jakiegoś obronnego zaklęcia, jednak moja miękka i niewątpliwie cholernie wrażliwa strona w końcu dała o sobie znać. Nie potrafiłam dłużej być na niego zła, czy chociażby patrzeć na niego tym lekko wyniosłym i pełnym zawodu wzrokiem. Oczywiście jego brak zaufania wciąż przyprawiał mnie o nieprzyjemne kłucie w okolicach serca, ale musiałam się z nim pogodzić. Nie dla niego, a dla samej siebie. Bez niego po prostu bym zwariowała.

          Uśmiechając się, wróciliśmy do obozowiska, gdzie Harry i El czekali na nas, a wszystkie nasze rzeczy były już spakowane. Louis pomógł Stylesowi wpakować ostatnią torbę do bagażnika i byliśmy gotowi na powrót. Eleanor usiadła sobie z tyłu razem z Harrym, a mnie przypadło miejsce obok przyjaciela, który był kierowcą. Droga minęła nam raczej spokojnie, słuchaliśmy muzyki, czasem coś podśpiewywaliśmy pod nosem, Hazza zasnął, a ja z Lou wymieniłam tylko kilka zdań. Ta przygoda nas zmęczyła, co gołym okiem było po nas widać, dlatego nikt nie miał pretensji do nikogo, że nie pałamy nadmiernym entuzjazmem. Nawet nie zauważyła, gdy zatrzymaliśmy się na moim podjeździe, a Lou opuścił samochód, aby wyciągnąć mój bagaż. Od razu w drzwiach pojawili się moi opiekunowie i Will od razu zabrał moje rzeczy. Głośno westchnęłam i stanęłam naprzeciw przyjaciela. Pozostała dwójka wyszła z pojazdu chwilę po nas stając gdzieś na uboczu.

          - Zobaczymy się jeszcze zanim wyjedziecie?- spytałam cicho z nutką desperacji w głosie.

          Nienawidziłam pożegnań, a szczególnie tych pożegnań z Louisem, bo kiedy jego nie było obok czułam się taka pusta, jak tylko było to możliwe. Zupełnie jakby moje życie bez tego zwariowanego kolesia i wszystkiego co było z nim związane, było po prostu bez sensu. W takich momentach zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, jak silnie jestem przywiązana do jego osoby, do jego przyjaciół i życia, które tak bardzo nie pasowało do mojego własnego. Byliśmy tak różni, tak odmienni, a nasze spojrzenie na świat cholernie się różniło, a mimo to przez ostatnich kilka miesięcy nie marzyłam o niczym, jak tylko o tym, aby przyjaźń z Tomlinsonem weszła do mojego życia codziennego. Dzień w dzień wyobrażałam sobie, jakby to było, gdyby nie dzieliła nas odległość i jego niesamowicie wymagająca pasja, jaką była muzyka. Pragnęłam móc zadzwonić do niego o każdej porze dnia i powiedzieć, że po prostu strasznie mi go brakuje i że powinien przyjechać z jakimś niezdrowym jedzeniem, podczas kiedy ja zaparzę herbatę. Chciałam móc siedzieć obok niego w zwykły wtorkowy wieczór, zajadać się żelkami, które tak uwielbiał i najzwyczajniej w świecie opowiadać mu o tym, co przydarzyło mi się tego dnia. On nabijałby się ze mnie i mojej nieziemskiej niezdarności, a ja chociaż udawałabym obrażoną, to tak naprawdę uśmiechałabym się pod nosem próbując powstrzymać swój szaleńczy chichot. Marzyłam o tym, żeby był tu, blisko mnie. Uczestniczenie w jego życiu stało się moim absolutnym priorytetem i nie wyobrażałam sobie, aby w jego, czy mojej przyszłości zabrakło miejsca dla tej relacji. Myśląc o studiach i o tym co mnie czeka, zdawałam się wyczekiwać tylko i wyłącznie momentu, kiedy rzeczywiście przeniosę się do Londynu i będę mieć go na wyciągnięcie ręki. Zupełnie jakby okres, przez który właśnie przechodzimy był jedynie czymś chwilowym i przemijającym. Wciąż byłoby to ograniczone trasą koncertową i jego zabieganą pracą, ale byłabym tam i tylko czekała aż pojawi się w mieście z kompletnym nieładem na głowie i tym irytująco słodkim uśmiechem, który sprawiał, że i ja nie mogłam powstrzymać kącików swoich ust, które na jego widok automatycznie wędrowały ku górze. Czasem wydawało mi się, że ta moja tęsknota za Lou była chora i w pewnym sensie totalnie wariacka, ale nawet jeśli rzeczywiście tak było, to wcale o to nie dbałam. Każdy chce mieć swoich przyjaciół blisko siebie, to normalne, prawda?

          - Oczywiście, że się zobaczycie, ponieważ cała wasza trójka wpadnie do nas na obiad, prawda Louis?- głos mojej opiekunki zabrzmiał w mojej głowie i zdałam sobie sprawę z tego, że cisza między nami wszystkimi, a tym samym moje głębokie rozmyślenia, trwały zdecydowanie dłużej, niż uchodziło to za naturalne. - Chyba mi nie odmówisz, tak dawno u nas nie byłeś..- dodała, a ja spojrzałam na nią przez ramię z delikatną dezaprobatą.

          Nie chciałam wymuszać na swoich przyjaciołach spędzania kolejnego wspólnego popołudnia, choć wiadomym było to, że czułam ogromną ekscytację, a zarazem lekki niepokój na samą myśl, że Louis, Eleanor i Harry pojawią się w moim domu. Tak czy inaczej nie miałam zamiaru psuć ich planów, jeśli takowe mieli.

          - Pewnie, że nie odmówię. Więc o której?- pogodny ton głosu szatyna sprawił, że poczułam się z tym wszystkim naprawdę dużo lepiej. Może próbowałam przekonać samą siebie, ale myśl, że i on ma ochotę na kolejne spotkanie w przyjemny sposób połechtała moje ego.

          - Szesnasta trzydzieści, pasuje wszystkim?- kobieta przesunęła wzrokiem po trójce moich znajomych, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy każdy z nich skinął głową. Ja sama zatrzymałam spojrzenie na Harrym, który niemal od razu to wyczuł i zerknąwszy w moją stronę puścił mi oczko uśmiechając się w ten specyficzny dla siebie, rozbrajający sposób. Świadomość, że jeden z najpiękniejszych uśmiechów jaki widziałam w swoim życiu, był skierowany właśnie do mnie, napawała mnie nieprawdopodobną radością. Nie mogłam nie pomyśleć o tym, co stało się tego ranka i chociaż ów wspomnienie było jednym z lepszych jakie posiadałam, powstrzymanie szkarłatnego rumieńca, który niespostrzeżenie wkroczył na moje policzki, była praktycznie niemożliwa.

          - W takim razie do zobaczenia, mam nadzieję, że wszyscy lubicie kurczaka, William przyrządza najlepszego w całym Doncaster.

          Nie wiem, czy bardziej cieszyłam się, czy też może stresowałam tym obiadem, ale jedno było pewne- to będzie kolejny niezapomniany wieczór idealnie wpasowujący się do mojej kolekcji.

***

          Do obiadu zostało dosłownie dziesięć minut, a ja nerwowo chodziłam po pokoju, co chwila poprawiając bluzkę, albo włosy. Cholernie się stresowałam, chociaż dobrze wiedziałam, że nie mam czym. Oczywiście cieszyłam się na ten wieczór, bo potem najprawdopodobniej miałam pożegnać się z nimi na kolejne miesiące. A może to właśnie tym się stresowałam? Tym, że znowu zostanę tutaj sama, bez nich. Dzwonek do drzwi nie pozwolił mi dłużej zastanawiać się nad bezsensownością mojego losu. Gdy zeszłam na dół, zobaczyłam trójkę wystrojonych młodych ludzi. Louis i Harry byli ubrani na luzie, jednak mieli marynarki, a Eleanor założyła śliczną sukienkę, w której jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Po krótkim przywitaniu wszyscy zasiedli do stołu, bo głód dawał o sobie znać. Kurczak w potrawce był naprawdę niesamowity i sądząc po minach moich towarzyszy mieli dokładnie takie samo zdanie na ten temat. Obiad minął w niesamowicie swobodnej atmosferze. Moi opiekunowie zadawali wiele ciekawych pytań dotyczących trasy i kariery chłopaków, a do tego opowiadali ciekawe żarty. Wydaje mi się, że wszyscy odczuli to, że El i Will nie są sztywnymi rodzicami.

          Gdy wszyscy zjedli, Eleanor i Will poszli pozmywać, a Louis i El zgłosili się do pomocy. Nie sprzeciwiałam się temu, bo chciałam porozmawiać z Harrym sam na sam. Usiedliśmy sobie na tarasie, ponieważ pogoda dopisywała i przez dłużą chwilę żadne z nas się nie odzywało.

          - Dzwoniła do mnie Juliette z galerii. Chce abym ostatecznie potwierdziła sprzedaż swoich obrazów..- zagadnęłam cicho spoglądając na niego nieśmiało.

          Nie odzywał się, jedynie wpatrywał się wyczekująco w moje oczy, jakby dobrze wiedział, że nie na tym powinna się skończyć moja wypowiedź. Jego spojrzenie było natarczywe i intensywne, choć tak naprawdę całkiem przyjemne. Jednak to moment, w którym uśmiechnął się zachęcająco, postanowiłam podzielić się z nim swoimi obawami.

          - Wciąż się waham Harry. Boję się, to w końcu moje autoportrety, najbardziej osobiste i znaczące jakie kiedykolwiek stworzyłam. Nie chcę żeby trafiły w nieodpowiednie ręce.

          Nigdy wcześniej nie mówiłam o tym nikomu. Oczywiście każdy kto był w galerii i widział moje prace, mógł się domyślić, że były to autoportrety, ale tu chodziło o coś więcej. O sferę uczuć, moich obaw i lęków, które w nich zatopiłam, a których nie było widać na pierwszy rzut oka. Te obrazy były moją osobistą terapią, dzięki której próbowałam pozbyć się z siebie tego wszystkiego, co tak bardzo mi przeszkadzało i przez co wciąż budziłam się w nocy spocona i zmęczona ze zduszonym gardłowym krzykiem. Nie widziałam więc nic dziwnego w tym, że nie podobała mi się myśl, że miałyby tak po prostu wisieć u kogoś w salonie. U kogoś kto kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważne i istotne dla mnie były, jak bardzo mi pomogły.

          - Sprzedajesz swoje lęki, ale kupiec nigdy się o tym nie dowie, bo jest nikim, więc robisz to anonimowo.

          Siedziałam przez chwilę i wpatrywałam się w niego, w jego usta, które wypowiedziały właśnie jedno zdanie, miażdżące moje wszystkie niepewności. Czułam się tak, jakby właśnie ktoś zabrał to palące niezdecydowanie cząstkę po cząstce, a w zamian rozszczepił pewność. Pewność, że nikt nigdy nie pozna tego, co widnieje na obrazie, dopóki ja na to nie pozwolę, dlatego nie mam się czego obawiać. To dzieło będzie wisieć u kogoś anonimowego, z którym nigdy nie będę miała styczności.

          Z tego amoku wyrwały mnie śmiechy Louisa, który razem z moją rodziną postanowili do nas dołączyć i już po chwili wszyscy cieszyliśmy się z cudownej pogody. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i w końcu ta trójka musiała wracać do domu. Pożegnaliśmy się i umówiliśmy, że jutro przed odjazdem wpadną na chwilę, żeby się porządnie pożegnać. Nie chciałam, żeby mnie opuszczali, ale nic na to nie mogłam poradzić. Gdy tylko zniknęli z pola mojego widzenia, wróciłam do domu i usiadłam na sofie, włączając telewizor. Tak naprawdę nawet nie wiedziałam, co oglądam, ponieważ nie potrafiłam wyjść z własnej głowy. Siedziałam tam od pocałunku z Harrym i chyba powinnam się przyzwyczaić, że tak szybko to nie minie.

          - Lubisz go, prawda?- byłam tak pochłonięta własnymi myślami, że właściwie kompletnie nie zarejestrowałam momentu, w którym Eleanor pojawiła się w salonie, a tym bardziej kiedy przysiadła tuż obok mnie wlepiając we mnie spojrzenie tych wielkich, zielonych oczu.

          Byłam roztargniona i kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Eleanor czytała ze mnie jak z otwartej książki, a ja nie wiedziałam, jak temu zaradzić.

          - Hę?- odparłam elokwentnie przenosząc na nią swoje nieprzytomne spojrzenie.

          - Harrego. To naprawdę miły chłopak, powinnaś dać mu szansę.

          Kobieta poklepała mnie lekko po udzie, po czym z gracją podniosła się z sofy i dając mi przelotnego buziaka w czoło odeszła prawdopodobnie kierując się do swojej sypialni.

          - Tak.. To miły chłopak..- szepnęłam już bardziej do siebie, po czym wypuszczając powietrze z cichym świstem i odchylając głowę do tyłu spojrzałam na śnieżnobiały sufit.

          Powinnam dać mu szansę. Ale czy on w ogóle jej chciał?

















W końcu. Wybaczcie zwłokę, chujowość, marność i wszystko inne, za co potencjalnie można mieć do mnie pretensje ze względu na ten rozdział. XD Nie będę się rozpisywać, bo mam dziś do przeczytania i skomentowania kilka blogów, a rano muszę wstać, bo idę na dziarę (TAAAAAAAK KURWAAA, MUSIAŁAM SIĘ POCHWALIĆ XDDDDD btw co stres :o). Dlatego jedynie mogę serdecznie zachęcić Was do komentowania i powiedzieć "do następnego". :)
Enjoy! <3

twitter
ask
tumblr
WHOPPER

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) już myślałam że nie dodasz ^ ^ uwielbiam twojego bloga ♥ a tak z ciekawości xd to jaką dziarę kochana? ♡czekam na nn :) ♥
    + Weny xx.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Lucy będzie z Harrym :3 !
    Dziara :O ?? Zazdro *.* !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jestem! Kurde, spóźniłam się trochę, chciałam być koniecznie pierwsza no i jak zwykle coś mi nie wyszło. No ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. Czytanie, szczególnie dzisiaj idzie mi ślimaczym tempem, dlatego jestem dopiero teraz. Ale postaram się o piękny komentarz. Ale zanim, to w ogóle co Ty narzekasz na ten rozdział? Przyjemny bardzo był, takie.. oderwanie od tego wszystkiego. A przecież właśnie tego typu przerywniki też muszą się pojawiać w opowiadaniach, bo od ciągłej akcji to by człowiek zwariował (patrz PLL :O XDDD). Ale przechodząc do rozdziału...
    Wcale się nie dziwię, że Lucy już długo po pocałunku wciąż czuła na ustach wargi Harry'ego. Chciałam sobie to wyobrazić, jakoś urzeczywistnić, ale to uczucie chyba przewyższałoby moje najśmielsze oczekiwania, więc zrezygnowałam. Ich pocałunek to jeden z moich ulubionych momentów *o* Zachowywali się wobec siebie tak niewinnie. Lucy w sumie była zawstydzona, ale nie miała powodu. Pocałowali się, bo oboje coś do siebie czują. Znaczy się, lepiej żeby tak było, bo powyrywam Harry'emu nogi z dupy, jak będzie coś kombinował. Swoją drogą, tutaj niby taki romantyk, całuje, a później nawet słowem się nie odezwie i nie skomentuje owego zdarzenia, albo lepiej - nie powtórzy go. No chyba wykonał ten gest w jakimś celu, a nie ot tak sobie, dla zachcianki, prawda? No więc mógł się ruszyć, coś pogadać z Lucy, nie wiem.. określić się czy cokolwiek. A nie tylko się uśmiechać, puszczać oczka i robić dobre wrażenie. Przecież on za chwilę WYJEŻDŻA. I co niby chce po sobie zostawić? Tylko ten pocałunek bez wyjaśnień, zapewnień? No Styles, zmiłuj się. Ale i tak go kocham.
    Następna sprawa to oczywiście relacja Lucy-Louis. Ta przyjaźń jest wręcz taka wymarzona. Rzadko spotyka się tak dobre stosunki między facetem a dziewczyną, w dodatku niezobowiązujące, po prostu przyjacielskie. Wiadomo, że oboje popełniają błędy, nieświadomie ranią się nawzajem lub dlatego, by się chronić, ale są dla siebie najważniejsi i to cholernie widać, everywhere. Fakt, Lou powinien powiedzieć Lucy o tej całej sytuacji ze Stanem, powinien był jej zaufać, w końcu obiecali sobie szczerość, a takie zapewnienia do czegoś zobowiązują. Ale stało się inaczej, trudno, nie cofną czasu. Nie mam pretensji do Lucy, że była na niego zła, na jej miejscu pewnie większość postąpiłaby tak samo. To w intencji Tomlinsona leżała ta kluczowa rozmowa, a także jakieś porządne przeprosiny. Dlatego ucieszyłam się, kiedy sam wszystko zaczął i wyjaśnił swoje postępowanie. Wierzę, że nie można się gniewać długo na kogoś takiego i rozumiem Lucy. Zresztą, są przyjaciółmi na dobre i na złe, więc nie obyłoby się bez wybaczenia. A poza tym, zbyt wiele dla siebie znaczą i nie wyobrażam sobie, dokładnie jak Lucy, że mogliby urwać kontakt i przestać się przyjaźnić, no bez jaj :o
    Wiesz, że dalej intryguje mnie ta sprawa z obrazami? Harry ma coś z tym wspólnego, na pewno, na bank, na sto procent, kurde. Ale znowu.. przy tej rozmowie nie za bardzo się wysilił, ale ok, już na niego nie najeżdżam, biedny XD
    Miło ze strony Eleanor, że zaproponowała wspólny obiad przyjaciół. W ten sposób mogli spędzić ze sobą czas, którego tak mało im pozostało. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, a ten smutny moment nadszedł i jeszcze czeka nas jedno pożegnanie, którego jestem mega ciekawa. Szczególnie zachowania i postawy Harry'ego. No niech mnie chłopczyna zaskoczy, proszę? ;> No i muszę wspomnieć jeszcze na koniec, że relacje Lucy i El też układają się w miarę dobrze. Nasza bohaterka chyba się już przyzwyczaiła do tego, że w życiu Tomlinsona ktoś istnieje, jest naprawdę bardzo ważny, ale nie powinna się do niej porównywać. Relacja Lou-El i Lou-Lucy to dwa różne światy. Także myślę, że dziewczyny będą utrzymywać te dobre stosunki cały czas.
    Kochana, rozdział naprawdę mi się podobał, wiesz, że czekałam na niego z niecierpliwością, tak samo jak teraz na ten następny. Mam nadzieję, że pojawi się szybko. Duuuużo weny, niech Ci sprzyja i wszystkiego, wszystkiego ogółem. Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci szczerze, że zanim zaczęłam czytać ten rozdział, to wróciłam do poprzedniego, żeby jeszcze raz przeczytać tę perfekcyjną scenę pocałunku Harry'ego i Lucy XD Jezu, to po prostu było idealne, omg <3 Nie dziwię się, że główna bohaterka również nie potrafiła o tym zapomnieć. Owszem, zadurzyła się w Stylesie i może miała jakieś tam podstawy by sądzić, że on odwzajemnia to zainteresowanie, jednak ta sytuacja zupełnie ją zaskoczyła. Pewnie jeszcze długo jej to z głowy nie wyjdzie.
    Jak tak sobie wyobraziłam poranną toaletę w tym lodowatym strumyku to aż zaczęłam się trząść ;______; (nie żeby na dworze było piękne słońce, a mnie i tak jest zimno, ok) i powiem Ci, że chociaż sama uwielbiam takie spanie pod namiotem itp., to chyba najbardziej z wszystkiego wkurzają mnie te niezbyt sprzyjające warunki, jeśli chodzi o higienę osobistą XD Ale człowiekowi chyba czasem potrzeba trochę czasu spędzonego w takiej dziczy, na odludziu. Na dodatek widzę, że ostatecznie między Eleanor a Lucy wywiązała się nić sympatii. Może nie zostaną od razu najlepszymi przyjaciółkami, ale jestem przekonana, że w razie czego będą mogły liczyć na siebie nawzajem. Założę się, że taki układ bardzo odpowiada Louisowi. W końcu zależy mu na obu dziewczynach i nie chciałby poniekąd wybierać między nimi. Swoją drogą cieszę się, że wykreowałaś El jako pozytywną, sympatyczną postać, bo na początku miałam do niej dystans i myślałam, że to będzie jakaś skończona sucz XD
    Scenka, w której Harry i Louis wracają kompletnie przemoczeni, co zresztą pan Styles bardzo ładnie skomentował, totalnie mnie rozbroiła XDDD Wolę się nawet nie zastanawiać, co im znowu odbiło nad tym strumykiem. Jak pomyślała Lucy, to naprawdę fajnie, że nawet tacy dorośli faceci potrafią się nadal wygłupiać i nie są wiecznymi sztywniakami. W końcu co to za życie bez poczucia humoru?
    Od samego początku czekałam na konfrontację na polu Louis-Lucy. Dziewczyna faktycznie zachowała się nieco histerycznie, ale tak właściwie doskonale ją rozumiem. W końcu dusiła w sobie żal do przyjaciela już od jakiegoś czasu, to musiało kiedyś wybuchnąć. Pech chciał, że ten moment przyszedł tak niespodziewanie. Cieszę się w każdym razie, że Lou, jak na przyzwoitego faceta przystało, miał wyraźne wyrzuty sumienia i postanowił wytłumaczyć się przed przyjaciółką. Powiem Ci szczerze, że gdybym go widziała takiego zakłopotanego, szurającego butami po ziemi, z wyraźnym błaganiem w głosie i w oczach, to nie wahałabym się ani chwili, tylko od razu bym mu wybaczyła, jeszcze zanim skończyłby wypowiadać pierwsze zdanie swoich przeprosin XD Rozumiem jednak, że Lucy trudno było się przełamać i jeszcze przez jakiś czas tkwiła uparcie przy swoim rozczarowaniu. Bez względu na to, jaki był dla niej Stan, to nadal bliska jej osoba i na pewno chciałaby wiedzieć, co się z nim dzieje. A Louis jest dla niej niezwykle ważny, dlatego zatajenie przez niego prawdy musiało cholernie zaboleć. W końcu w przyjaźni zaufanie to podstawa, a kiedy czujesz, że ta druga osoba nie żywi tego wobec cebie, to faktycznie łamie się serce. Wydaje mi się jednak, że Tommo był w stu procentach szczery i nie powiedział Lucy o wszystkim tylko dlatego, żeby jej nie martwić. Nie przewidział, że dziewczyna dużo bardziej przeżyje takie ukrywanie faktów, na szczęście zrozumiał swój błąd i przeprosił. Cieszę się bardzo, że się pogodzili, bo naprawdę, nie wyobrażam ich sobie pokłóconych na dłuższą metę <3
    Pomysł z obiadem był genialnym pomysłem, cieszę się, że cała grupka nie musiała się jeszcze rozstawać. Poza tym bardzo liczyłam na to, że Lucy i Harry zostaną znowu sam na sam, że będą mogli porozmawiać o tym, co wydarzyło się w namiocie, może nawet znowu dojdzie między nimi do czegoś więcej... I tak właściwie to jedyna rzecz, na której się zawiodłam. To znaczy Ciebie chwalę za nie przyspieszanie akcji, stopniujesz napięcie i tak dalej, ale ja tak bardzo chciałam, żeby on ją chociaż przytulił czy coś XD No i myślałam, że Lu napomknie coś o tym, ekhem... INCYDENCIE, a tak jak gdyby nigdy nic zaczęła nawijać o obrazach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że to nie jest ważna kwestia, ale nie do końca mnie to wówczas interesowało, przepraszam XDDD Niemniej mam nadzieję, że ich relacja rozwinie się w przyszłości, zwłaszcza że nawet Eleanor już zrozumiała, że jej córka żywi głębszą sympatię do Stylesa. A wracając jeszcze na moment do tych autoportretów... Harry zdecydowanie ma rację. Wprawione oko na pewno dostrzeże w tych obrazach osobisty odcisk, prawdziwe emocje, ale nigdy nie pojmie, co tak naprawdę artysta wyraził dla samego siebie, więc Lucy może być w stu procentach spokojna o swoją prywatność. Wierzę, że jej kariera również pójdzie do przodu, w końcu ma niesamowity talent :)
      Przepraszam, że ten komentarz taki jakiś bezpłciowy ;o Następnym razem się bardziej postaram XD Na koniec powiem, że rozdział czytało się naprawdę świetnie i nie masz powodu, żeby na niego narzekać. Ja już czekam na ciąg dalszy :D
      Życzę weny <3

      Usuń
  5. Guess whos back? xDD Yeah, me. ;p
    Dzisiaj nadrabiam większość blogów. I oczywiście Twój, misiu, znalazł się w czołówce do nadrabiania, bo jakże bym mogła sobie odmówić przyjemności zatopienia sie w myśli Lucy, zwłaszcza, że jest pierwowzorem dla mojej Lucy z LD. Nie wiem czy już Ci to mówiłam, bo miałam wiele razy zamiar, a jakoś zawsze mi umykało. Ogólnie to ten rozdział już przeczytałam jakiś czas temu, ale pobieżnie i się za bardzo nie wczuwałam, więc teraz biorę się za to porządnie i postaram Ci się wyprodukować taki komentarz na jaki zasługujesz, chociaż szczerze wątpię, że pobiję ten Twój na Feedbacku, bo tamten to wygrywa we wszystkich konkursach na długość i treść i wszystko. ;pp

    (boże, zawiesiłam się, bo jestem głodna, ale za późno na jedzenie. ://)

    NO, ale wróćmy do tego jak bardzo epicki był pocałunek w poprzednim odcinku. Niby był taki niewinny i delikatny, ale był epicki. Chyba dawno nie przeżywałam tak żadnego pocałunku jak Lucy i Harrego. Serio. Toteż nie mogę się dziwić Lucy, że ma takie tutaj przebłyski świadomości w tym temacie. Tez tak jak ona nie mogłabym sie uspokoić.
    Co do sprawy sprzeczki Louisa i Lucy. Tok myślenia Lucy jak raz w życiu jest logiczny i chyba w całym tym początkowym fragmencie, jak ona sobie te swoje fakty układa w głowie jak ja bożonarodzeniowe puzzle, nie znalazło się jedno zdanie, gdzie zaniża swoją wartości i nie bierze winy na siebie. Boże pobłogosław ten moment, bo pewnie nie zdarzy się drugi raz. Przecież to Lucy, no.

    No, fajnie. Jest strumyczek. Jest mycie się. OK. Iddyla nie ma co. Chociaż ja tam strumyczkom nie ufam. Musiałabym sprawdzić czy na pewno nie unosi się tam jakiś trup zanim bym stopę do takiego włożyła. Jedyny akwen wodny, któremu ufam to morza i oceany. Sorry, mam awersje do słodkich wód i nic tego nie zmieni. Nawet słowa rekomendacji od H.S. Ale to co chciałam powiedzieć to to, że El tutaj to taka mimoza i nic znaczącego, że mam ochotę ją wykorektorować. No miłe to takie i niby ładne i zabawne, ale tak na serio: CO ONA ZMIENIA? No po prostu jest. Wkurwiają mnie takie postacie, bo nie ważne z której strony miarkę do niej przyłożę to nie widzę jej jakiejś większej roli w tej fabule. Dlatego może sobie odpuszczę ten temat i skupię się na paringu wszechczasów: Lucy i Harry.


    "Byłam jak Katniss Everdeen, a ten camping mógł zostać porównany do Igrzysk Śmierci. " Uśmiałam się niemożebnie przy tym fragmencie. Chyba podobnie jak ty przy Flappy Birds. Myślę, że to bardzo ważne, aby autor wykorzystywał świat, który go otacza w opowiadaniach, bo w ten sposób cała akcja staje się bardziej wiarygodna. W końcu nie piszemy żadnego fantasy, a nasza akacja jest osadzona w rzeczywistym świecie, więc musi zawierać jego elementy. Dwa, fanfiction jest takim gatunkiem, w którym czytelnik ma poczuć, że i jemu może się coś podobnego wydarzyć, thats why, takie zagrywki są jak najbardziej na miejscu. No po prostu mnie to jara, nooo... xD

    "dlatego też kanapki wyszły całkiem wypaśne" A tutaj widzimy element Dagi w Lucy. Bo Vesper jest jedyną osobą, którą znam, która używa takiegoż słownictwa. Od dzisiaj bankowo robię sobie WYPAŚNE kanapki. Mur beton. Mówiłam, że jestem głodna? Teraz jestem dwa razy bardziej. To jak czytanie "Klubu Pickwicka", gdzie po każdym rozdziale musisz sie wybrać do lodówki, bo oni tam stale coś przeżuwają. Ostrzegam - słaba lektura dla odchudzających się.

    Scena, jak chłopaki wracają znad strumienia? Bezcenna. Te wszystkie krople spadające z ich włosów, przesiąknięte ubrania i policzki podniesione w uśmiechu. Tak łatwo to sobie wyobrazić, że aż sama sie uśmiecham szeroko na samą myśl. Tak to już jest, że jak oczekujemy po kimś odpowiedzialnego zachowania to możemy się przeliczyć. A już w ogóle jeśli oczekujemy takich cudów po tej dwójce. Nie ma mowy. No nie ma i już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknota za przyjacielem, o shit, jak to boli. Zwłaszcza jak dorastamy, zmieniamy się i każdy z nas ma swoje życie, które trzeba przezyć. Brakuje tych wszystkich godzin spędzonych na rozmowach o wszystkim i o niczym, a nawet tych chwil milczenia. Spojrzeń pełnych zrozumienia i wspólnych wybuchów radości. Potrzebujemy wsparcia, ale nie możemy oczekiwać od drugiej osoby by z powodu naszych egoistycznych potrzeb porzucała swoje życie. I w ten sposób niektóre znajomości się od siebie oddalają nawet o tysiące kilometrów. Aż mi się przykro zrobiło, jak sobie tak rozmyślam.
      I nie uważam, że tęsknota Lucy za Lou była czymś nienormalnym. Jest całkowicie naturalna, bo rzadko sie zdarzy nam w życiu by znaleźć kogoś z kim czujemy się na prawdę komfortowo, zwłaszcza jeśli pamiętamy co Lucy w życiu przeszła. Nie należy nasz rudzielec do osób najbardziej otwartych na tej planecie, więc z pewnością ceni swojego przyjaciela dwa razy bardziej niż inni ludzie.

      Dobra, ale przyjaźń Lou i Lucy to nic w porównaniu z tym jak Harry czyta z dziewczyny jak z otwartej księgi. Dobry był ten motyw jak zgasił jej niepokoje. No jaa... Czarodziej z niego, czy wróżbita. Ten to wie co ma powiedzieć i w jakim momencie. Nic tylko ślinić się na ekran monitora. Jeszcze kilka takich akcji i kupujesz mi nowego laptopa, bo ja jeszcze nie pracuję, więc sama sobie nie kupię. Twoja wina, twoja wina, twoja wina.

      Tak, to miły chłopak. - LOL, tak bardzo, bardzo, bardzo przypomina mi to rozważania Meg nad opisem Harrego i nazywaniem go "miłym", że aż pójdę do tej dwójki i spróbuje im coś wystukać.
      Wiesz, że bardzo Cię loffki i że masz sie nie oburzać na skandalicznie małą ilość komentarzy, bo ja czytam. I pewnie Kas czyta. I Tess i inne wazne osoby. I to się liczy, prawda? xD A najbardziej to, że ja. Wiem, wiem.

      M.K
      last-direction.blogspot.com
      feedback-ff.blogspot.com

      Usuń
  6. Dobra. Nie miałam pisać komentarzy, miałam tylko czytać, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie napiszę wszystkiego, co bym chciała, ponieważ nie zagłębiałam się w każdy fragment, żeby szczegółowo przeanalizować, ale niektóre po prostu musiałam. O początku niestety po krótce. Akapit opisujący miejsce, w którym nasi kochani obozowicze mieli się umyć jest doprawdy śliczny. Ma taki okrutnie przyjemny klimat, jak się człowiek dobrze wczyta to można nawet poczuć jakby faktycznie, osobiście tam był. Nawiązanie do igrzysk śmierci mnie rozwalił, hahahahah XDDDD Mistrzostwo, naprawdę! Lucy coraz bardziej trafia do mojego serca. Był taki moment, gdy nie czułam wobec tej postaci niczego, byłam do niej nastawiona neutralnie, potem czymś mnie zdenerwowała i zirytowała, nie pamiętam już dokładnie czym, ale ostatnio serio Lucy zbiera u mnie coraz więcej plusów, w końcu zaczyna robić się coraz bardziej wyrazista. Nie chodzi o to, że prędzej była jakąś ciepłą kluską, broń Boże. Po prostu coraz bardziej trafia do mojego serca i coraz bardziej ją lubię :D W ogóle po moim dzisiejszym śnie jeszcze bardziej kocham Louisa, a fakt, że Twojego, stabilajzerowego Lou pokochałam tak silnie już na samym początku w ogrooooomnym stopniu spotęgował to jak patrzyłam na ten rozdział i jak głupio się do siebie uśmiechałam, gdy była choćby najmniejsza wzmianka o Tomlinsonie :DDD Idziemy dalej.. "Nawet nie pytajcie, Louis to idiota", hahahaahaha, no kocham to XD Ile ja się w ogóle uśmiałam w tej pierwszej części odcinka to jest szok, jak nigdy, serio. Idealnie przeplotłaś poważny wątek z nutą dobrego, porządnego humoru, z pierwszej półki. Teraz duży przeskok, bo już jestem w pokoju Croft. "Tym, że znowu zostanę tutaj sama, bez nich." Cholercia, tak się wczułam w to, że aż sama poczułam to nieprzyjemne uczucie. W ogóle momenty, w których Harry wykonuje jakieś gesty w stronę Lucy, albo to - "Usiedliśmy sobie na tarasie" sprawiały, że mimowolnie uśmiechałam się do siebie w durny sposób :D Teraz już na poważnie. Cały rozdział ma fantastyczną atmosferę, począwszy od lasu, obozu, strumienia, poprzez właśnie ten strasznie krótki fragment, jak Lucy rozmyśla w swoim pokoju - bo nawet to króciutkie coś ma w sobie świetny klimat -, skończywszy na chwili, gdy Harry i Lucy siedzą na tarasie, aż sama poczułam ten ciepły, wieczorny wiaterek. Po prostu, kurwa, świetne, i tyle. Nie mów mi już, proszę, że ten rozdział jest słaby albo, nie daj Boże, chujowy, bo nawet jeśli Ci się tak wydaje, to ja absolutnie tego nie podzielam i nie chcę tego słuchać. Jest to jeden z najlepszych rozdział na tym blogu. Nie ważne, że bywało tak, że pisałaś piękniejsze stylistycznie zdania, bo te tutaj sa piękne poprzez treść, a nie sposób, w jaki je zbudowałaś, więc mordeczka na kłódkę i koniec narzekania, a przynajmniej do mnie! Akapit o obrazach Lucy jest.. Wow. Właściwie to nie mam pojęcia co o nim powiedzieć, poza tym, że jestem pod ogromnym wrażeniem, że osoba, która nie zajmuje się sztuką była w stanie napisać o tym tak zajebiście i osobiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale po fascynacji nadszedł czas na nutę zdenerwowania, bo co to za rozdział, który tylko bawi i tuli czytelnika? :D "To dzieło będzie wisieć u kogoś anonimowego, z którym nigdy nie będę miała styczności." Zaiste, dobrze powiedziane, ale... Gdybym nie znała fabuły... Gdybym nie wiedziała... Kurwa! To JA, czytelnik, JA, ja czuję się oszukana, a co dopiero, kurwa poczuje Lucy, gdy się dowie. Nie wiem, no... Czytając ten fragment byłam po prostu rozjebana doszczętnie, zarówno tym, jak dobrze jest napisany, a także tym ile kłamstwa się przez niego przelewa. Podsumowując... Po każdym kolejnym fragmencie tego rozdziału myślałam sobie, że to chyba będzie mój ulubiony, ale dopiero po przeczytaniu całości mogę ŚMIAŁO i otwarcie powiedzieć, że TAK. Kurwa, tak. To jest mój ulubiony rozdział tego opowaidania. Jest tak epicko piękny, szczególnie końcówka, że aż mi się płakać zachciało XD (Ale to dlatego, że znam fabułe, inaczej, końcówka nie zadziałałaby na mnie tak silnie). Nie mogę, nie moge niestety powiedzieć za dużo, bo reszta czytelników nie wie co się stanie, a może czytają komentarze, a tak bardzo, tak wiele mi się na usta ciśnie.. Ehh.. Czekam na kolejny rozdział, bo zaczęło robić się naprawdę gęsto i dobrze. Weny życzę<3

      Usuń
  7. Opis, gdzie były się rano odświeżyć jest tak śliczny, że aż moja wyobraźnia dostaje szału, hah. Piękny naprawdę aż Ci go zazdroszczę :D Louis przyjaciel, który chciał chronić, to słodkie, ale od czego chronić? Od jakiejś prawdy, która właściwie nie robiła jej różnicy, bo w końcu gdyby o tym wiedziała to nie stało się nic złego. Oh, no cóż. No, a Harry dał jej bardzo dobrą radę. Oby się jej trzymała!
    Pozdrawiam, weny ;) x

    OdpowiedzUsuń
  8. Opisy, opisy, opisy. <3
    Kocham blogi, w którym opisy są tak obrazowe i ciekawe, a nie nudzą i nie sprawiają, że ma się ochotę od razu zamknąć otwartą kartę. U ciebie to właśnie one przeważają, co do mnie jak najbardziej przemawia. Masz do nich talent, chyba nawet większy niż do dialogów. Wątek główny coraz bardziej mi się podoba, ogólnie kocham bohaterów. Harry jest w zasadzie całkiem w porządku, ale jak na razie bardziej lubię Lou. Może to się zmieni? W każdym razie - czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. <3

    PS. Zapraszam również do siebie. To nie blog o One Direction, ale może ci się spodoba. x
    http://banshee-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. uwielbiam whoppera a stabiliser przypadkiem trafilam!
    uwielbiam twoj styl pisania, mimo ze rzadko dodajesz rozdzialy i trudno przebrnac u ciebie czasami przez opisy, to wszystko nadrabiasz doskonalymi bohaterami! cudowny blog, dbaj o swoje umiejetnosci i pisz wiecej, bo az nie chce uwierzyc ze nie zauwazasz tego, jak bardzo twoje opowiadania sie ludziom podobają!
    Chcialabym, zebys wypowiedziala sie o moich blogach, bo naprawde zalezy mi na tym, co myslisz.
    Mogę liczyć na twoją opinię?

    Zawsze jest szansa, że wejdziesz, zobaczysz, pokochasz ( mam nadzieję lol )
    youngloovers.blogspot.com
    loovelorn.blogspot.com
    fromyourlust.blogspot.com
    ifindyourlips.blogspot.com
    Nawet jak nie masz teraz ochoty, to kiedyś pewnie będzie ci się nudzić, zerknij, może warto :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No cześć!

    Muszę się przyznać, że na twojego bloga trafiłam zupełnie przypadkowo, ale wcale tego nie żałuję, ale o tym za chwilę. Czternaście rozdziałów czytałam z przerwami, ale nie dlatego, że mi się nudziły (w końcu są fenomenalne), a po prostu na brak czasu miałam przerywać tą czynność. Jak nie siostra mnie zrzucała z komputera, to musiałam iść spać, to wychodziłam na zakupy i co chwilę coś innego. Ale w końcu dobrnęłam do końca i jestem z siebie zadowolona.

    Największą jednak radość sprawiłaś mi ty, pisząc tak niezwykle. Nie spotkałam się jeszcze z takim talentem. Wszystko czytało mi się lekko i to chyba sprawiło, że strasznie przywiązałam się do twojego bloga. Najbardziej spodobała mi się duża ilość opisów, a mało dialogów. Gdy już jednak wplątywałaś dialogi, to były one naprawdę cudowne. Dobierałaś do siebie idealnie słowa i sprawiało to, że miałam wrażenie, iż ta historia dzieje się naprawdę. To jest niezwykłe.

    Miałam nienadużywać słów: fenomenalnie czy niezwykle, ale się po prostu nie da. Masz przeogromny talent i nie zamierzam przestać obsypywać cię komplementami. Twoje opowiadanie stało się jednym z moich ulubionych. Naprawdę podziwiam cię za to w jaki sposób piszesz. Zazdroszczę ci talentu.

    Losy Lucy są niezwykłe (tak, wiem, że znowu używam tego samego słowa XD). Opisujesz jej uczucia w fenomenalny sposób. Podoba mi się jej relacja z Harrym, który idealnie do niej pasuje. Jej kontakty z Louisem sprawiają, że zaczynam jednak wierzyć w to, że przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną naprawdę istnieje.

    Nie umiem pisać jakiś wybitnych komentarzy, ale mam nadzieję, że choć trochę ci się spodobał. Możesz być pewna, że będę tutaj częstym gościem. Pozdrawiam cię serdecznie, Weronika z you-and-me-equals-we.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie dziwię się, że Lucy tak przeżywa pocałunek z Harrym. No bo halo?! Kto by nie przeżywał? Hahaha, coś tak czułam, że chłopacy coś odwalą. Ta dwójka plus woda... To nie mogło się skończyć dobrze, biedny Harry haha.
    Ulżyło mi, że Louis z Lucy wszystko sobie wyjaśnili. Fakt, że wcześniej trochę się namieszało, jednak to nie jest warte zaprzepaszczenia takiej cudownej, wieloletniej przyjaźni. Całe szczęście, że dziewczyn mu wybaczyła, aczkolwiek sądzę, że Lucy także powinna go przeprosić za swoje zachowanie.
    Nic dziwnego, że Lucy odczuwa brak Louisa. W koncu są ze sobą blisko. Jednak sława wszystko utrudnia, eh... Takie życie. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedy Lucy przeniesie się do Londynu, będą mieli częstszy kontakt. Miło, że Eleanor zaprosiła Harry`ego, Lou i El na kolację. Dzięki temu Lucy będzie mogla spędzić jeszcze trochę czasu z przyjacielem.
    Uhuhu Lucy i Harry sami na osobności? Robię się ciekawie. Harry, jaki ty jesteś mądry, awh. Dobrze mówi chłopak, Lucy powinna się zdecydować sprzedać swoje obrazy, to świetna okazja.
    No halo?! Gdyby nie chciał tej szansy, toby cię nie całował, Lucy ogarnij się.
    Świetny rozdział! Życzę dużo weny i czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń
  12. Postanowiłam dla odmiany zrobić coś kompletnie nowego i jakże szalonego, dlatego komentuję mniej więcej równo z czytaniem rozdziału. Póki co mam jedno pytanie - czy ty w rzeczywistości malujesz? Czy Lucy zajmuje się tym, co ty? Bo Twoje opisy miejsc, krajobrazów są tak piękne, że to jest pierwsze wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy. No po prostu bajka <3 I jeszcze to porównanie Lucy do Katniss, no teraz to mnie masz całkowicie, jakbym do tej pory nie tkwiła po uszy w tej historii, haha :D Jeez, co też sobie ten Louis myślał, jak kompletnie ich przemoczył. Biedni zamarzną na kość ;; Hm, rozumiem kompletnie to, że ukrywanie informacji przez Lou mogło rozzłościć Lucy. Rozumiem też tę scenę, którą mu zrobiła dzień wcześniej. Ale rozumiem też, że niektóre rzeczy Lou chciał zataić. W końcu każdy ma tajemnice. Woah, czekaj, czekaj - Stan i dragi? Wiedziałam, że jest z nim coś nie tak, że zachowuje się jak skończony idiota, zwłaszcza względem Lucy, ale dragi? To coś nowego. Dobrze, że wszystko sobie ładnie wyjaśnili. Rzeczywiście, brak zaufania może trochę boleć. Chyba obydwoje w tym względzie dostali nauczkę ^^ Aww, super, że trójka wpadła jeszcze do Lucy. Tylko jeszcze ciekawiej by było, gdyby rozmowa Hazzy z Luc trwała dłużej ;; ale i tak jest pięknie. Mam nadzieję, że sprawa tych obrazów nie wejdzie zbytnio między nich. Bo własnie coś mi się wydaje, że to jakby nie koniec tych podchodów i jeszcze wiele między nimi może się zdarzyć, zapominając o pocałunku.
    Cóż, tak czy siak, mam jeszcze jeden rozdział do przeczytania (yeeey!), więc od razu idę, bo na cóż tu czekać :3 Tylko jedna, mała sprawa: woah, zrobiłaś sobie dziarę? O kurcze, super sprawa! :D
    Pozdrawiam. Weny, xx!! <3

    OdpowiedzUsuń